Pożegnanie
12 sierpnia 2006 r. po długiej i wyczerpującej walce z choroba odeszła od nas do Pana Anna Dąbrowska, wieloletnia członkini i prezes Stowarzyszenia Kobiet z Problemem Onkologicznym Organizacji Pożytku Publicznego w Łomży.
Trudno pożegnać tak wspaniałą osobę, jaką była Ania. Trudno pojąć, że już nie będę mogła z nią porozmawiać, pożartować, że nie usłyszę jej głosu, śmiechu. Wiem, że odeszła, ale chyba jeszcze nie do końca to sobie uświadamiam. To przyjdzie z czasem. Na pewno jeszcze nie raz będę zerkała w okno, aby sprawdzić, czy u Ani palą się światła, a jeśli je zobaczę, będę się zastanawiać, czemu nie dzwoni.
Poznałyśmy się w czerwcu 1997 roku, na moim drugim z kolei spotkaniu z Amazonkami. Byłam tą „świeżo upieczoną", ledwie 2 miesiące po operacji. Razem wracałyśmy do domu, gdy okazało się, że mieszkamy niedaleko siebie. Podziwiałam jej siłę wewnętrzną i hart ducha w obliczu choroby, z którą sama jeszcze nie umiałam sobie jeszcze poradzić, ale chyba przede wszystkim jej miły, serdeczny sposób bycia. Ona rzeczywiście niosła innym radość, odczułam to już przy pierwszym spotkaniu.
Ania wciągnęła mnie stopniowo w pracę Stowarzyszenia. Pomagałam jej przy pisaniu korespondencji, przy pracy biurowej, której było stopniowo coraz więcej. Ponieważ wcześniej pracowała jako polonistka, miała wielką łatwość pisania. Interesujące teksty wychodziły spod jej pióra równie łatwo jak pisma urzędowe. Zawsze wszystko lubiła sprawdzić, przeczytać kilka razy, poprawić. Wiele się przy niej nauczyłam. Jednak nie to było najważniejsze. Najważniejszy był jej miły, życzliwy sposób bycia. Nigdy nie żałowała koleżankom miłych słów, zawsze tak ciepło się do nas zwracała. I my też nader często zwracałyśmy się do niej ze wszystkimi naszymi problemami. Wspaniale umiała każdą z nas pocieszyć. Pamiętam, jak w styczniu 1999 r. otrzymałam niepokojące wyniki badań. Nie minęły jeszcze 2 lata od pierwszej operacji, a już podejrzewano przerzuty. To był straszny cios. Właśnie po południu, przed comiesięcznym spotkaniem Amazonek otrzymałam wiadomość od lekarza. To wtedy płakałam w ramionach Ani, przytulona do jej ciepłego palta, głaskana po plecach. Pomogło. Nie tylko psychicznie. Za 2 tygodnie okazało się, że jednak wszystko jest w porządku.
Nie tylko mnie Ania udzieliła takiej pomocy, nie tylko ja jedna wspierałam się na Jej ramieniu. Czyniło to wiele chorych, nie tylko osobiście. Jej telefon ciągle dzwonił, tak wielu ludzi chciało porozmawiać z nią, podzielić się swoimi problemami, przeżyciami. Jeśli nie dzwoniono do Ani, to ona dzwoniła do innych, zwłaszcza wtedy, gdy nie miała już sił, aby dotrzeć do wszystkich osobiście. Zawsze bardzo pomagała koleżankom, które po raz kolejny dopadała choroba, szczególnie tym, które były w ciężkim stanie, tym, którym już odebrana została szansa. Odwiedzała je - do samego końca. Tym, które odeszły zawsze przygotowywała piękne, bardzo osobiste pożegnania. Często tak wzruszające, że trudno je było spokojnie wygłosić na cmentarzu. A jeszcze trudniej słuchać. A przy tym, jakie to dziwne, tak kipiała radością i pomysłami dotyczącymi pracy naszego Stowarzyszenia. To właśnie ona wymyśliła te wiodące akcje, z których znane są Amazonki: zabawne i piękne koncerty z okazji Czerwcowych Dni Walki z Rakiem [ pomysł podchwyciła od Amazonek z Warszawy, ale jak go urozmaiciła i wzbogaciła], konferencje naukowe w październiku, z okazji kolejnych jubileuszy Stowarzyszenia, ostatnio zaś Otwarty Dzień w Onkologii - nieoceniona możliwość skorzystania z badań profilaktycznych. A te wszystkie spotkania, imprezy, wyjazdy, pielgrzymki. To wszystko, co tak nas integrowało i podtrzymywało na duchu. Niezapomniane ogniska i nasze dwie cudowne koleżanki, Ania Dąbrowska i Ewa Iwanowska, bawiące się, tańczące i śpiewające w najlepsze. Wszystkich umiały pociągnąć do zabawy. Tyle dały nam radości, a przecież to wszystko zawsze z chorobą czającą się tuż obok.
To Ania podchwyciła od naszej wspólnej koleżanki pomysł zbiórki pieniędzy na zakup sprzętu do szpitala, rozwinęła go i jak wspaniale doprowadziła do szczęśliwego finału. Początkowo suma wydawała się nam tak nierealna, wydawało się, że to nie ma sensu, bo i tak nie damy rady. A jednak! Jest już w szpitalu nowy mammograf, do którego Stowarzyszenie dopłaciło 120 tys. złotych. Marzenie Ani się spełniło. Ale to tylko dzięki jej sile i determinacji, kiedy zdawałoby się bez końca prosiła, namawiała, przypominała, dzwoniła ...
Tak wielu przyjaciół, i przyjaciół przyjaciół namówiła do udziału w balach charytatywnych i tak pięknie się one odbywały, a przy tym jakiej były pełne radości. A przecież tak często, gdy się odbywały, Ania była znów w trakcie leczenia, prawie bez sił. I tylko ten niezwykły duch mobilizacji, dzięki któremu podnosiła się z łóżka, a wieczorem na uroczystości zaproszonym gościom nawet nie przyszło do głowy, jaki jest faktyczny stan jej zdrowia. Tak wielu spośród zaproszonych gości zostało przyjaciółmi wszystkich Amazonek, jak choćby wielka Łomżynianka Hania Bielicka, którą Ania odwiedzała przy każdej możliwości i którą zawsze podziwiała. I jeszcze jedna umiejętność, którą posiadała w tak dużym stopniu. Tak zawsze pięknie mówiła o naszej pracy, działalności, czy to w programach radiowych lub telewizyjnych, czy też na różnorodnych oficjalnych spotkaniach, czy wreszcie w czasie różnych rozmów. Miała prawdziwy dar wymowy, a ofiarowała go w służbie chorym i cierpiącym. Chciała, aby zawsze o nich pamiętano, aby wszyscy służyli im pomocą.
Myślę, że zapamiętam Anię z tak wielu różnych sytuacji: Ania na szpitalnym łóżku, w ostatnich dniach, Ania na balu, w pięknej czerwonej sukni, na ognisku, w chusteczce na głowie, na konferencji naukowej, na ostatnim spotkaniu opłatkowym, gdy tak trudno było jej wejść po schodach, na Spartakiadzie Amazonek z pucharem w ręce, Ania z Julią, swoją wspaniałą wnuczką i.. .ojej, ile tego jeszcze będzie!
Jedno jest pewne, te wspomnienia pozostaną na zawsze i będą mi towarzyszyć w wielu różnych przedsięwzięciach.
I nie martw się , Aniu. To wszystko, co tak pięknie rozpoczęłaś, nie zniknie. Będziemy nadal kontynuować Twoją pracę. Nigdy bym sobie nie darowała, gdyby przepadło cokolwiek. Tak wspaniała osoba musi pozostawić trwały ślad. Twoje imię nie zostanie zapomniane.
[ Ania w chwili śmierci miała tylko 46 lat ]
Barbara Porwoł
Wiceprezes Stowarzyszenia Kobiet
z Problemem Onkologicznym w Łomży