Ciche bohaterki - Henia
Minęło 6 lat, odkąd pożegnałyśmy Henię, a mam wrażenie, że jeszcze tak niedawno była z nami. Oczami wyobraźni widzę ją obok mnie na dyżurze, słyszę jej głos. Przystąpiła do Stowarzyszenia, szukając kontaktu z Amazonkami, tak samo naznaczonymi chorobą jak ona. Zgłosiła chęć dyżurowania gdyż miała świadomość, że Amazonkom potrzebne jest miejsce, gdzie zawsze ktoś czeka, by je wysłuchać, uspokoić, a czasem tylko porozmawiać.
Jeśli samemu nie doświadczyło się trującej dla organizmu chemioterapii, niszczących naświetlań, to nie można tego zrozumieć. Stąd naturalne dążenie do bliskości z tymi, którzy byli lub są w podobnej sytuacji życiowej.
Po 2 latach względnego spokoju okazało się, że dotychczasowa terapia nie była w pełni skuteczna. Pojawiły się przerzuty. Wiemy, że rak to nie wyrok, ale nawet lekarzowi trudno przesądzać o wyniku. A więc Henia znów poddała się leczeniu. Gdy po jakimś
czasie pojawiła się na dyżurze ucieszyłyśmy się, że nie przyjmuje „wlewów", a „tylko" chemię w tabletkach, więc nie jest źle. Henia walczyła o zdrowie umysłem, sercem i wierzącą duszą. Gorąco modliła się do Boga o pomoc i siły, dzięki temu łatwiej znosiła nawroty choroby. Gdy nie pojawiała się na dyżurze dzwoniłyśmy do niej, choć ze smutkiem myślałyśmy, że dzieje się coś niedobrego, gdyż Henia była osobą odpowiedzialną i solidną.
Ostatni rok Jej życia był krytyczny, wyniki były coraz gorsze. Znalazła się w niebezpieczeństwie utraty życia, ale bohatersko walczyła o zdrowie- ,lecz nie zawsze wygrywa się w walce z rakiem. Miała świadomość, że ginie, ale wbrew nawrotom miała też nadzieję, że jeszcze jest możliwy ratunek. Gdy w Centrum Onkologii zabrakło potrzebnego jej leku, załamała się.
Ja od pięciu lat byłam pacjentką p. dr Marii Górnasiowej ze szpitala
warszawskiego na ulicy Szaserów - onkologa o bogatej wiedzy i wielkim sercu. Podczas wizyty kontrolnej przedstawiłam p. doktor dramat Heni i spytałam o lek. Szpital na Szaserów dysponował tym lekiem i p. dr Górnasiowa zgodziła się przyjąć Henię. Pojechałam więc z Henią i jej mężem do Warszawy, aby ich wprowadzić na oddział i przedstawić. Byłam pełna podziwu i wzruszenia, gdy oboje rozpoczęli podróż od odmówienia Różańca Św.
Henia leżała w szpitalu na Szaserów, pod koniec była jeszcze przewożona do Centrum Onkologii na radioterapię; lekarze czynili wszystko, co możliwe. To, że tak długo potrafiła bohatersko opierać się śmierci było zasługą nie tylko lekarzy, ale rodziny i przyjaciół, a przede wszystkim stała obecność i wsparcie Jej męża. Heniu, jesteś dla nas przykładem, jak walczyć i z godnością znosić los.
Irena