Moja droga do szczęścia
Powinnam być może przyzwyczaić się do kolejnych operacji.
W wieku 5 lat przeszłam 2 operacje oczu. Po kilka tygodni chodziłam z zawiązanymi oczami. Szybko i sprawnie opanowałam poruszanie się po sali, szpitalnym korytarzu, odnoszenie kubeczka i talerzy. Głaskałam na wyczucie twarz mojej ukochanej matki, która była mokra od łez.
W wieku 39 lat amputowano mi macicę. Pani doktor na pożegnanie powiedziała mi, że już nie czas na prokreację. Taki był finał tej operacji.
9 lat temu wycięto mi lewy płat tarczycy - zdążyłam. Chcę wspomnieć, że sukcesywnie robiłam wszelkie badania ( mammografię, usg piersi). Dorodne moje piersi miały urodę gruczołowatą. Ciężko mi było samej sprawdzić, bo kiedy je dotykałam, wszędzie czułam zgrubienia. Jeździłam do Olsztyna do cudownej pani doktor S. To ona podczas kolejnego badania na prawej piersi wykryła małą zmianę typu „włókniak". Kazała mi to wyciąć koniecznie, żeby obejrzał to onkolog. Pech chciał, że trafiłam do pana doktora P., który stwierdził, że to nic takiego i przeciągał sprawę przez parę miesięcy. Po kolejnej wizycie u niego zdecydował, że ambulatoryjnie wytnie mi tę zmianę. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że powinien to robić przy użyciu USG.
Wynik wykazał gruczolaka - włókniaka. No, myślę sobie, chyba się tym razem udało.
Nic bardziej błędnego. Po miesiącu guzek odrósł, a pan doktor dalej mówił, że tak ma być. Nie chcę opisywać, ile godzin spędzałam przed gabinetami doktora, ile mnie to kosztowało nerwów i jaki przeżyłam stres.
W tamtym czasie miałam przejść na zasłużoną emeryturę. Były kłopoty urzędowe. Wszystko się przeciągało. Pochłonięta pracą i urzędami dotykałam guzka i ciągle powtarzałam: „Już niedługo się nim zajmę". Nadchodzi upragniony dzień końca mojej zawodowej kariery. Miałam tej nocy dziwny sen. Śni mi się, że siostra ucina mi pukiel włosów. Opowiadam sen znajomej, a ona mówi: „Uważaj, coś złego cię spotka". Nie myliła się.
Jadę do Łomży na biopsję. Wynik :„podejrzenie zmiany złośliwej". Należy wykonać badanie śródoperacyjne. Wycinają mi część piersi. Operację znoszę bardzo źle. Narkoza daje się we znaki - parę dni wymiotuję. Czekam na wynik. Łudzę się, że będzie dobrze. Modlę się i proszę Boga o zmiłowanie. Odbieram wynik - nowotwór złośliwy G2. Przytuliliśmy się z mężem i płaczemy. Mąż mówił: „Ja pierwszy miałem odejść, a nie ty".
Wracamy ze szpitala i głośno się modlimy, choć słowa modlitwy przerywa nam płacz.
Mało tego - czarno na białym napisano, że wycięto ze zbyt małym marginesem, że dalej są komórki nowotworowe. Za 2 tygodnie kolejna operacja. Jestem słaba, nie zdążyłam się pozbierać po pierwszej operacji, ale nie ma czasu. Trzeba amputować prawą pierś wraz z węzłami chłonnymi. Płakałam i płakałam.
Ponieważ kolejną operację wykonano mi w Łomży, nieocenioną pomoc i wsparcie niosły mi Amazonki z Łomży. Basia P. - to ona opowiedziała mi, jak to będzie, żebym się nie bała, że wszystko ułoży się dobrze. Dwa lata później, w 2007 r., wycięto mi mikrozwapnienia w lewej piersi. Dziś wiem, że to Pan Bóg postawił na mojej drodze życiowej krzyż, który mam dźwigać. Po cierpieniu przychodzi radość.
Na szczęście badania histopatologiczne robione w Łomży, Olsztynie, a nawet Londynie się pokrywają i diagnoza lekarzy jest jednoznaczna - nie zachodzi potrzeba chemioterapii i radioterapii.
W powrocie do zdrowia nieocenioną pomoc niósł mój ukochany mąż i syn. Mąż przychodził do szpitala, opiekował się mną. Syn masował bolące plecy i powtarzał, że wszystko będzie dobrze.
Po leczeniu chciałam dokonać zmian w swoim życiu, zadawałam sobie pytanie, jak to zrobić, powtarzałam, że nie poddam się. Dzięki miłości najbliższej rodziny, ciepłu i serdeczności otoczenia oraz lekturze mądrych książek sugerujących, jak żyć, co zmienić w sobie, aby być szczęśliwą - dokonał się w moim życiu ogromny przełom.
Kochane Amazonki, każdy podarowany dzień wykorzystujcie, jak umiecie najlepiej, obiema rękami go obejmijcie.
Patrzcie na cudowna przyrodę, która ma tyle barw, odcieni. Nasycajcie oczy jej widokiem. Cieszcie się rodziną. Nie zapominajcie, że każdy nowy dzień jest dany nam po to, aby być szczęśliwym. Kto wierzy, że wygra - wygrywa.
Myślę, że wiele złego i dobrego musiało się wydarzyć w moim życiu, abym dzisiaj stwierdziła, że jestem osobą szczęśliwą. Mam wokół siebie kochającą rodzinę, marzenia moje się spełniają. Jestem zdrowa i codziennie rano, i wieczorem dziękuję Bogu za każdy przeżyty dzień, tydzień, miesiąc...
Jeszcze raz apeluję do wszystkich: Śmiejcie się, cieszcie się, kochajcie się i dziękujcie za wszystko.
Wierzcie w siebie i w ludzi, którzy stoją na Waszej drodze. I wtedy każdy dzień - jak kadr filmu - zapełni się pięknem, o którym marzycie. Wszystko leży w Waszych rękach.
Podejmijcie ryzyko życia, a nie przeżycia.
Halina B.