Pożegnanie
Kochana Tosiu! Tak mi smutno, że nie będziesz już z nami. Już Cię nie zobaczę.
Wiedziałam, że to nieuniknione. Kiedy nagle z całą mocą uderzyła choroba, kiedy leżałaś w domu, a potem w hospicjum, kiedy nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Przecież wszyscy wiemy, że w hospicjum tam, gdzie leżą pacjenci chorzy na raka - po prostu się umiera. Jedni wcześniej, inni później...
A jeszcze w wakacje siedziałam w ogrodzie za Twoim domem, czytałam książki i wygrzewałam się na słońcu. A kiedy przy pięknej pogodzie całą gromadką siedziałyśmy przy stole wśród zieleni? Pamiętasz, jak pierwszy raz próbowałyśmy coś upiec na grillu? Nic nam nie wychodziło. Tyle miłych chwil, których nie zapomnę. Te nasze wspólne spotkania, tyle radości, śmiechów, żartu...
Przecież Ty już wcześniej przeszłaś tyle trudów związanych z naszą tak trudną chorobą, jedna operacja, druga, skomplikowane leczenie. I tyle lat opiekowałaś się chorym mężem...
I mimo to miałaś w sobie tyle radości!
Dziewczyny - tak mówiłaś - tak się cieszę, że jesteście tutaj! Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Z taką chęcią przychodziłaś na spotkania w Stowarzyszeniu, na nasze imprezy, wspólne wyjazdy. Twoja radość udzielała się innym. Razem z Tobą czułyśmy się tak miło, tak dobrze. I mimo problemów ze zdrowiem ciągle chciałaś pomagać, brać udział we wszystkim, być wśród nas, z nami.
Rak tym razem uderzył szybko i z całą mocą. Nic nie można było poradzić. I długie miesiące leżenia... Wiedziałam, że jest coraz gorzej. Na początku cieszyłaś się wszystkim, chciałaś słuchać wiadomości: - Opowiadaj, opowiadaj.... - ciągle tak mówiłaś, gdy odwiedzałyśmy cię, gdy stałam przy Twoim łóżku. A później trudno Ci było zrobić najmniejszy ruch.
„Śpieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą"- Ks. Jan Twardowski miał rację. Znałam Cię kilka lat. Może to nie tak długo... Ale nigdy nie wiemy, ile Bóg nam da...
Najważniejsze jest to, co po nas zostaje. A Ty zostawiłaś nam miły uśmiech, radość życia, uścisk ręki, wspólne chodzenie po ogrodzie, w słońcu, Twój stół w pokoju i my przy nim - razem. Twoja wiara - tak trwała, tak mocna - mimo wszystkiego, co Ci przyniosło życie - wspólna modlitwa.
Na zawsze zapamiętam Boże Narodzenie, kiedy przy Twoim łóżku śpiewałam kolędy. Miałaś spać, ale gdy tylko zaczynałam, śpiewałaś razem ze mną.
Gdy myślę o tych miłych chwilach - jakoś mi lżej. Taką Cię będę pamiętać. Choć tak daleko od nas, ale blisko naszego Ojca w niebie, naszej ukochanej Matki - dającej wszystkim ukojenie. Obyś mogła się tam cieszyć wieczną radością. Daleko - a jednak blisko.
I czekaj na nas. Jeśli Bóg da - tam się kiedyś spotkamy, jedni wcześniej, inni później, jak nam zostało wyznaczone.
Pamiętaj - na zawsze pozostaniesz wśród nas.
...I kto teraz będzie mówił do mnie: „Basiunia"?