Z życia Amazonek...
Jest 4 maja - pierwszy poniedziałek miesiąca. Jak w każdy taki dzień odbywają się spotkania członkiń naszego Stowarzyszenia, na których omawiamy, co czeka nas w najbliższej przyszłości, przedstawiamy nasze uwagi, problemy i potrzeby. Wymieniamy poglądy no temat udzielania pomocy i wsparcia innym osobom, które dotknęła ta straszna choroba, jaka jest rak.
Comiesięczne spotkania są nam bardzo potrzebne. Wtedy prawie wszystkie jesteśmy razem. Możemy ściskać się do woli, prawić sobie komplementy, uśmiechać się do siebie, rozmawiać ze sobą szczerze i pytać o zdrowie.
Na takim zebraniu „szefowa" Basia Porwoł przedstawia plan naszego działania, rozdziela koleżankom różne funkcje i wskazuje, co jeszcze możemy zrobić dla siebie i dla innych.
Jeśli chodzi o pracę na rzecz innych, to nasze Stowarzyszenie stara się jak najwięcej zrobić, aby ludzie wiedzieli, że: rak - to nie wyrok! Chociaż bardzo chcemy pomóc tym, których dotknęła ta ciężka choroba, to jednak i my same potrzebujemy czasami wsparcia i pomocy.
Wiele naszych koleżanek oprócz tego, że na nich swoje piętno odcisnął nowotwór, cierpi na inne choroby, które są następstwem powikłań po chemio- i radioterapii. Prawie wszystkie członkinie Stowarzyszenia borykają się z różnymi chorobami tzw. dodatkami do „olbrzyma" jakim jest rak.
Rok 2009 zaczaj się dla nas niezbyt pomyślnie. Na palcach jednej ręki można policzyć koleżanki, których choroba i nieszczęście ominęły. Są wśród nas i takie, które los dotknął najboleśniej. Jedna straciła męża, dwie inne, mimo że same są chore, opiekują się sparaliżowanymi mężami. Inne cierpią na ogromne bóle układu kostnego, stawów, kręgosłupa, które są powikłaniami po leczeniu onkologicznym. Wszystkie bardzo sobie współczujemy,, gdyż wiemy, że bóle te są trudne do wytrzymania bez silnych leków.
Bardzo pragniemy nieść pomoc innym. Robimy to chętnie i bezinteresownie. Jednak i my mamy wiele problemów np. z dostaniem się do lekarza specjalisty. Zawsze ta sama „śpiewka": Nie dziś, ani jutro. A na jakiekolwiek poważne badania trzeba czekać 2-3 miesiące, a nawet za pół roku.
W naszym przypadku każdy dzień się liczy.
Niestety, często pozostają nam tylko prywatne gabinety lekarskie. A tam za odpowiednią opłatą wszystko można wykonać od ręki. Dlaczego tak musi być? W jakim kraju my żyjemy? Gdzie bezpłatny dostęp do lekarzy specjalistów i badań dla osób takich jak my - z grupy podwyższonego ryzyka? Przecież czas nie pracuje na naszą korzyść. Rak nie czeka - atakuje! Którą z nas stać na prywatne leczenie? Choroba zaatakowała nas bardzo wcześnie. Nie mamy wysokich emerytur, lecz niskie renty, które ledwie starczą na lekarstwa. Za co mamy się leczyć?
Jedna z koleżanek bardzo cierpi na bóle kręgosłupa odcinka lędźwiowego. Prześwietlenie wykazało różne zmiany, które należy monitorować, gdyż wszystkie są podejrzane - ze znakiem zapytania. Wiem, co ta dziewczyna przeżywa. Ostatnio dowiedziała się, że aby wykonać tomografię komputerową, trzeba zapłacić 600 zł lub czekać kilka miesięcy. Koleżanka bardzo się tym przejęła, zemdlała no schodach w szpitalu i złamała rękę. Pytanie: dlaczego los jest taki okrutny? Złamała rękę ,,chorą' - po stronie amputowanej piersi - z którą i tak ciągle miała problemy: opuchlizna, rehabilitacja. Teraz na ręce nosi gruby i ciężki gips. Stąd ból, który często nie pozwala przespać nocy.
Dziś mamy do czynienia z ogromną znieczulicą na ludzkie cierpienia. Posłużę się fragmentem wiersza pewnego poety:
„Widziałem człowieka, który piakał.
Świeciło słońce.
Jego łzy płynęły kanałami po twarzy
bezszelestnie.
Siedział tak sam
obok tłumu przechodniów
podziwiających kwiaty.
Cierpienie żebrze miłości"
Stowarzyszenie Kobiet z Problemem Onkologicznym powstało po to, aby odszukać ludzi, którzy cierpią na - „samotnej wyspie swojego życia". My, członkinie Stowarzyszenia, pragniemy powiedzieć za T. Mertonem:
„Nikt nie jest samotna wyspą.
Człowieku z samotnej wyspy
popatrz
w dali widać horyzont".
Teresa Chludzińska