Dlaczego port?
W ciągu mojej piętnastoletniej walki z nawrotami choroby nowotworowej, podczas chemio- i radioterapii wielokrotnie doświadczyłam kłopotów (stanów zapalnych żył) w trakcie pobierania krwi, przekłuwania wenflonów na dostępnej zdrowej ręce i stopach. Czasami miałam wrażenie, że jestem posiniaczonym sitkiem. Mój ostatni rekord kłucia na jednej ręce wyniósł podobno, drobnostka, tylko 11 razy. Wreszcie powiedziałam dość. Muszę coś z tym fantem zrobić, gdyż zmaltretowane, delikatne i kruche naczynia krwionośne już tego nie wytrzymają. Nie wytrzymam również i ja. Nie będę biła kolejnych rekordów, zwłaszcza, że czekała mnie kolejna chemioterapia. Ten, kto przez to przechodzi lub przechodził doskonale wie, ile razy trzeba pobrać krew, przepłukać się przed, w trakcie i po wlewie, a jeśli wystąpią skutki uboczne: wymioty, biegunki, spadki czynników wzrostu, znowu kłucie. Koniec ze stresowaniem siebie i personelu medycznego. Żyjemy przecież w XXI wieku. Nowinki medyczne docierają do Łomży, ale dopiero jako druga z naszej amazońskiej rodzinki decyduję się na wszczepienie portu naczyniowego.
Port naczyniowy to taki zbiorniczek z membraną połączony z cewnikiem naczyniowym umieszczony w dużej żyle, wszczepiony pod skórę na ścianie klatki piersiowej. Służy do podawania leków i pobierania krwi do badania bez konieczności każdorazowego nakłuwania żył obwodowych (na kończynach). Może pozostać w miejscu założenia przez wiele miesięcy. Jest oszacowany na podanie 2 tysięcy różnorodnych wlewów.
Skierowanie na wszczepienie portu wypisuje prowadzący onkolog. To on również ustala termin wykonania zabiegu. W naszym przypadku jest to Regionalny Ośrodek Onkologii w Białymstoku i Centrum Onkologii w Warszawie. Są oczywiście kolejki. Pacjent w danym dniu zabiegu musi mieć dobre wyniki i żadnej infekcji. W Centrum Onkologii takie wyniki wykonuje się dzień wcześniej, a następnego dnia zgłasza się na czczo do Zakładu Przewlekłego Bólu.
Szłam na to wszczepienie z duszą na ramieniu. Kiedy jednak przekroczyłam próg sali zabiegowej otoczyła mnie atmosfera serdeczności, życzliwości i przyjaźni pracujących tutaj ludzi. Nieznajome, zamaskowane postaci uspokajały. Sympatyczny doktor dokładnie wytłumaczył mi co będzie robił i że potrwa to tylko pół godziny. Mój strach mijał. Miejscowe znieczulenie zaczęło działać. Lekarz cały czas spokojnym, czasem żartobliwym tonem omawiał wykonywane przez siebie czynności. Wiedziałam nawet, w którym momencie wszczepianie portu zaboli, i ze mogę sobie wtedy pokrzyczeć (to tylko dwie takie nieprzyjemne chwile). Ktoś cały czas masował mi stopy. Dziękuję! Świetny zespół spisał się na medal. W życiu nie spotkałam się z takim podejściem do pacjenta. Jeszcze raz wielkie dzięki. Widać i tak może być. Potem dokładnie wytłumaczono mi jak należy dbać i postępować z portem (przez dwa tygodnie zmieniać codziennie opatrunki, nie myć owych miejsc po wszczepieniu, żeby nie ropiały i goiły się prawidłowo, po dwóch tygodniach zdjąć szwy, przepłukać port, aby był drożny), a najważniejsze – już tego samego dnia można podawać wlewy.
Po zabiegu zdjęcie rtg. Radiolodzy i anestazjolog upewniają się, czy wszystko zostało wykonane prawidłowo. Znowu instruktaż postępowania, odpowiednie wizytówki z uwagą, ze należy zawsze przy sobie nosić instrukcje obsługi portu (port card) i igłę Hubera, 0,9 roztworu NaCl (wyposażają w to w Centrum Onkologii w Warszawie).
Na koniec pytanie, skąd pani jest? – Z Łomży. Zdziwienie, z Łomży? Dlaczego? Czy u Was ludzie nie chorują?
Polecam. Macie kłopoty z żyłami. Domagajcie się wszczepienia portu.
Anna Dąbrowska
Port naczyniowy to taki zbiorniczek z membraną połączony z cewnikiem naczyniowym umieszczony w dużej żyle, wszczepiony pod skórę na ścianie klatki piersiowej. Służy do podawania leków i pobierania krwi do badania bez konieczności każdorazowego nakłuwania żył obwodowych (na kończynach). Może pozostać w miejscu założenia przez wiele miesięcy. Jest oszacowany na podanie 2 tysięcy różnorodnych wlewów.
Skierowanie na wszczepienie portu wypisuje prowadzący onkolog. To on również ustala termin wykonania zabiegu. W naszym przypadku jest to Regionalny Ośrodek Onkologii w Białymstoku i Centrum Onkologii w Warszawie. Są oczywiście kolejki. Pacjent w danym dniu zabiegu musi mieć dobre wyniki i żadnej infekcji. W Centrum Onkologii takie wyniki wykonuje się dzień wcześniej, a następnego dnia zgłasza się na czczo do Zakładu Przewlekłego Bólu.
Szłam na to wszczepienie z duszą na ramieniu. Kiedy jednak przekroczyłam próg sali zabiegowej otoczyła mnie atmosfera serdeczności, życzliwości i przyjaźni pracujących tutaj ludzi. Nieznajome, zamaskowane postaci uspokajały. Sympatyczny doktor dokładnie wytłumaczył mi co będzie robił i że potrwa to tylko pół godziny. Mój strach mijał. Miejscowe znieczulenie zaczęło działać. Lekarz cały czas spokojnym, czasem żartobliwym tonem omawiał wykonywane przez siebie czynności. Wiedziałam nawet, w którym momencie wszczepianie portu zaboli, i ze mogę sobie wtedy pokrzyczeć (to tylko dwie takie nieprzyjemne chwile). Ktoś cały czas masował mi stopy. Dziękuję! Świetny zespół spisał się na medal. W życiu nie spotkałam się z takim podejściem do pacjenta. Jeszcze raz wielkie dzięki. Widać i tak może być. Potem dokładnie wytłumaczono mi jak należy dbać i postępować z portem (przez dwa tygodnie zmieniać codziennie opatrunki, nie myć owych miejsc po wszczepieniu, żeby nie ropiały i goiły się prawidłowo, po dwóch tygodniach zdjąć szwy, przepłukać port, aby był drożny), a najważniejsze – już tego samego dnia można podawać wlewy.
Po zabiegu zdjęcie rtg. Radiolodzy i anestazjolog upewniają się, czy wszystko zostało wykonane prawidłowo. Znowu instruktaż postępowania, odpowiednie wizytówki z uwagą, ze należy zawsze przy sobie nosić instrukcje obsługi portu (port card) i igłę Hubera, 0,9 roztworu NaCl (wyposażają w to w Centrum Onkologii w Warszawie).
Na koniec pytanie, skąd pani jest? – Z Łomży. Zdziwienie, z Łomży? Dlaczego? Czy u Was ludzie nie chorują?
Polecam. Macie kłopoty z żyłami. Domagajcie się wszczepienia portu.
Anna Dąbrowska