„Oszczędność nie kosztem dzieci”
Wiceprezydent Łomży Andrzej Stypułkowski, wspólnie z naczelnikiem wydziału oświaty Pawłem Piwowarskim, spotkali się w piątek rano z nauczycielami, rodzicami i radnymi, aby wyjaśnić kwestie łączenia grup przedszkolnych, redukcji godzin dydaktycznych w łomżyńskich przedszkolach czy ewentualnych zwolnień.
Spotkanie rozpoczęło się komunikatem wiceprezydenta Stypułkowskiego, że spotkał się dzień wcześniej z dyrektorami przedszkoli, poruszone zostały kwestie o których mówią nauczyciele i mieli przekazać ustalenia jakie zapadły.
Jakie ustalenia – padło pytanie z sali?
- Te ustalenia, które wspólnie poczyniliśmy raczej nie powinny budzić obaw pracowników przedszkoli – wyjaśniał, bo tak wnosił po odpowiedziach dyrektorów. Uczestnicy spotkania jednak dopytywali wiceprezydenta o konkrety ustaleń, ale Stypułkowski zasłaniał się tym, że organizacja pracy leży w gestii dyrektorów. Pozostało jednak „optymalizowanie i dostosowanie”.
Na czym polega dobro dzieci?
- Jesteście zobowiązani zagwarantować bezpieczeństwo mojemu dziecku – mówiła do wiceprezydenta i naczelnika jedna matek obecna na spotkaniu. - Bezpieczeństwo to nie tylko stan techniczny budynku, ale to również stan emocjonalny mojego dziecka – wskazywała.
Znaczna część dyskusji toczyła się wokół kwestii zmniejszenia ilości godzin dydaktycznych, a co za tym idzie uzupełniania etatów nauczycieli w różnych grupach. Pedagodzy zwracali uwagę na delikatność rozwoju przedszkolnego dziecka i ważną w tym wieku stałość personelu. Dziecko czuje się wtedy bezpieczne, a nauczyciele mogą obserwować jego zachowanie, aby dobrze współpracować z rodzicami. Łączenie grup, zmienianie nauczycieli zdaniem rodziców i nauczycieli negatywnie odbije się na dzieciach.
- Dzieci przez 4 lata powinny mieć w przedszkolu swoje ciocie i swoje panie – tłumaczyła jedna z obecnych doświadczonych nauczycielek.
- Dzisiaj jest Pani X, za dwie godziny Pani Y, a za 3 godziny u Pani Z to przepraszam, moje dziecko to nie marionetka i nie piłka do tenisa – dodawała zdenerwowana matka.
Czy będą zwolnienia?
W napiętej atmosferze nauczyciele dopytywali o redukcje godzin i zwolnienia. Zdaje się, że na czwartkowym spotkaniu z dyrektorami wiceprezydent trochę wycofał się z planów redukcyjnych, nie mniej jednak one nadal pozostały.
- W naszym przedszkolu etat godzin dla wszystkich nauczycielek wynosi 200 godzin. Pani dyrektor powiedziała nam, że tych godzin nie będzie. Mamy 175 godzin do podziału i dalej pozostaje chodzenie po grupach i dopełnianie etatu – tłumaczyła jedna z obecnych nauczycielek. - Dostałam taką propozycję. Będę pracowała 3 godz. dziennie na jednej grupie 4 -latków, a 10 godzin na grupie maluszków. Powinnam pracować 5 godz. dydaktycznych dziennie z jedną grupą, a nie uzupełniać – wyjaśniała.
- Zakładacie Państwo z góry czarny scenariusz – zauważał wiceprezydent Stypułkowski
– Nie, znamy realia – odpowiadali nauczyciele.
Wiceprezydent unikał jednoznacznych odpowiedzi wskazując, że to dyrektorzy przedszkoli za to odpowiadają. Dopytywany mówił, że nie będą zwalniać. Dyrektorzy mają złożyć uzasadnienia do zaproponowanego arkusza organizacyjnego, a naczelnik stwierdził, że się do tego przychylą co było wczoraj wypracowane. Nie mniej jednak naczelnik Piwowarki wyjaśniał, że łatwo jest każdemu zabrać po 2 godziny, zamiast podjąć trudną decyzję i zwolnić jedną osobę. Deklarował, że w jednej z instytucji na taką sytuację trzyma 2 etaty i taka osoba miałaby pracę.
Rządzący wskazywali, że również oczekują pewnego ustępstwa.
- Czy ustępstwo to zgoda nauczycieli na zwolnienie z pracy, czy zgoda na prace z 0,8 albo 0,7 etatu – pytała Ewa Chludzińska, przewodnicząca ZNP.
Zaoszczędzimy 1-2 mln zł.
- Naszym zadaniem jest zapewnienie opieki przedszkolnej dzieciom. Możemy to zapewnić na takiej zasadzie, na jakiej nas stać - tłumaczył naczelnik wydziału oświaty Paweł Piwowarski. - Jeśli stać nas na grupy 15-osobowe to... tylko nas nie stać na takie grupy. Musimy patrzeć, aby to było w sposób uzasadniony. To nie są oszczędności, to jest racjonalizacja wydatków – mówił.
Na pytanie jednego z rodziców o skalę oszczędności, naczelnik przypomniał, że w dochodach miasta brakuje 36 mln zł, a te działania pozwolą zaoszczędzić 1-2 milionów złotych. Powoływał się przy tym na zmiany już wprowadzone w Białymstoku czy Ostrołęce.
- To pozwoliło zejść z kosztów przedszkoli – wskazując, że w Łomży są wysokie. Niesie to także dodatkowy skutek, że powstają prywatne przedszkola, którym miasto refunduje 70% wydatku na dziecko w przedszkolu publicznym. Obniżenie jego sprawi mniejszą opłacalność otwierania takich jednostek. Wskazywał, że z Ostrołęki te firmy ściągają teraz do Łomży. Przewidywał, że jak wzrosną koszty i te prywatne przedszkola nie będą potrzebowały czesnego, to nauczyciele będą zmuszeni do pracy tam już bez karty nauczyciela. Jednak z opinii nauczycielek miejsca w przedszkolach publicznych są maksymalnie zajęte, a rodzice wolą takie jednostki od prywatnych.
„To poszukiwanie oszczędności kosztem dzieci” - padło z sali.
- Ja ten milion mogę znaleźć Państwu w 5 minut – zadeklarował radny Dariusz Domasiewicz. - Wystarczy przeczytać moje interpelacje.
Wyliczał, że w 2018 miasto Łomża na promocję i marketing wydało 300 tys., a w 2021 już ponad 600 tys. zł. Dni Łomży mają kosztować 260 tys. zł, a druk Gazety My z Łomży kosztuje 50 tys. zł. Przypomnijmy w 2018 roku Łomża obchodziła 600-lecie praw miejskich.
- Jak się za dużo wydaje, to przychodzi taki moment, że tych pieniędzy brakuje – stwierdził radny i dodał, że jak trzeba szukać oszczędności, to najłatwiej robi się to tam gdzie jest najwięcej pieniędzy, czyli w oświacie.
- Wybór przed mieszkańcami Łomży albo rozrywka, albo edukacja – wskazał Domasiewicz. Jego zdaniem nie powinno wydawać się „pieniędzy na bzdury”.
- Moim zdaniem tyle pieniędzy jest tutaj trwonione, że jak słyszę milion złotych jest problemem, to mi ręce opadają. Apel do Pana prezydenta. Usiąćmy do stołu. Skasujmy te naprawdę niepotrzebne wydatki, dajmy Panu naczelnikowi ten milion i problem rozwiązany – stwierdził.
Czy potrzebna Rada Edukacji?
Ewa Chludzińska, szefowa łomżyńskiego oddziału ZNP, przywołała swój pomysł powołania Rady Edukacji. To ciało doradcze, które miałoby się składać z przedstawicieli dyrektorów, nauczycieli, rodziców, radnych, urzędników.
- Może jak większy zespół będzie, to więcej pomysłów będzie wypracowanych, czy innych rozwiązań, a nie tylko optymalizacja – zauważyła przewodnicząca ZNP. - Oświata to największy zakład pracy w Łomży. Są to największe podatki – dodawała.
Wiceprezydent ds. oświaty Andrzej Stypułkowski nie był zbyt optymistycznie do tego pomysłu nastawiony, choć w mieście funkcjonują takie rady w mniej newralgicznych dziedzinach. Wystarczy wspomnieć Radę Sportu czy Radę Seniorów. Skala wydatków budżetowych na oświatę stawia na pierwszym miejscu tę dziedzinę, a głos doradczy raczej powinien pomóc.
- Nikt z nas nie zamyka się na rozmowę – odpowiadał wiceprezydent. Zarzucał, że taka rada nie miałaby pełnej reprezentacji wszystkich nauczycieli i wszystkich rodziców.
- Ja wolę rozmawiać, jeżeli jest problem – deklarował...