Wiem, co mi jest - prawa pacjenta
Gośka miała 17 lat. Przez kilka miesięcy bolał ją brzuch. Razem z mamą zrobiły rajd po gastrologach, kolejni specjaliści rozkładali ręce. Może to zapalenie jajnika? - internistka wysłała ją do ginekologa. Ten dał antybiotyk, przez jakiś czas był spokój. Ale podczas kontrolnej wizyty odkrył, że na lewym jajniku jest torbiel. Trzeba ją usunąć - lekarz wysłał Małgosię do szpitala.
- Byłam maskotką oddziału. Dokoła panie po czterdziestce, z dorosłymi dzieć¬mi, a ja taka świeża. Pamiętam konsylium lekarzy: dziesięć białych kitli, a ja goła rozłożona na samolociku. Dla nastolatki to koszmar - wspomina.
Wszystko w porządku
Po zabiegu lekarz powiedział tylko: wszystko w porządku, poszło zgodnie z planem. Po sześciu dniach mogła wyjść ze szpitala. „Przebieg pooperacyjny gładki. Wypisana do domu w stanie ogólnym dobrym i miejscowym dobrym z zaleceniem kontroli w poradni „K" za ok. 4-6 tygodni. Zwolnienia nie wy¬maga" - przeczytała w książeczce zdrowia. - Było tam jeszcze coś po łacinie, jakieś „cystis ovarii, adnexectomia, coś tam coś tam". Ale komu by przyszło do głowy, żeby to tłumaczyć na polski?
Na kontrolę poszła do ginekologa w osiedlowej przychodni. - Aha, usunię¬cie torbieli, usunięcie jajnika - przeczytał na głos.
- Jajnika?! - Gośka i matka osłupiały. Lekarz: - Jak to, nie wiecie?
- Byłam nastolatką, nie zdawałam sobie do końca sprawy, co to znaczy, jakie mogą być tego konsekwencje. Rodzice się zdenerwowali, ale też nie zrobili w szpitalu awantury - mówi. Dziś ma 32 lata, jest świeżo po ślubie i zastanawia się, czy uda jej się zajść w ciążę. - Biorąc po uwagę, że mam tylko jeden jajnik, może nie być łatwo. Już liczę, czy stać mnie będzie na in vitro.
Bo by się nie zgodziła
77-letnia pani Zuzanna miała kłopoty żołądkowe. Lekarz z POZ skierował ją do szpitala. Żeby sprawdzić, co dolega starszej pani, rodzina - notabene le¬karska - proponowała, by zrobić tomografię przewodu pokarmowego. Lekarz wolał gastroskopię.
Przed badaniem powiedział pacjentce, że „obejrzy żołądek i pobierze wy¬cinek". Nie zająknął się nawet, że przez cały przełyk, aż do żołądka, włoży dziewięciomilimetrowej średnicy rurkę, że ma się przy tym odruchy wymiotne, że człowiek się dusi, że potem boli go gardło.
Po gastroskopii pani Zuzanna zemdlała, miała torsje. Okazało się, że przekłuto jej ścianę żołądka. Szybka operacja, pobyt na intensywnej terapii.
Pani Zuzanna wyzdrowiała i złożyła skargę na lekarza. Ten tłumaczył się, dlaczego nie powiedział pacjentce, na czym polega gastroskopia: - Gdyby wiedziała, na pewno by się nie zgodziła - stwierdził.
Sąd uznał, że złamał prawo - inwazyjny zabieg zawsze wymaga zgody poinformowanego pacjenta.
Ta chondromalacja
Magda przez lata tańczyła w zespole tańca celtyckiego. Coraz częściej bolały ja kolana. Po jakimś czasie ból stał się uporczywy, zapisała się w NFZ- owskiej przychodzi na warszawskim Ursynowie do ortopedy.
- Przyniosłam rtg. kolana. Lekarz obejrzał zdjęcie, zbadał mnie. I powiedział: „Może pani iść" - opowiada Magda.
- Ale co mi jest? - zapytała.
- Przecież medycyny pani nie studiowała...
Magda: - Powtórzyłam: „Chcę wiedzieć, na co choruję". Dostał szału: - „Niech się pani natychmiast wynosi! Pani czas już minął! Miałem na panią 10 minut!"
- krzyczał.
Nie wyszła. Doktor wziął zdjęcie i - zamaszyście bazgrząc po nim długo¬pisem - z wściekłością zaczął opisywać budowę kolana. Na koniec powiedział, co jej jest.
- To chondromalacja.
Prawo pacjenta to nie zamach na lekarza
- Gdy w latach 90. zabraliśmy się za prawa pacjenta, generalnie napo¬tykaliśmy opór lekarzy: na studiach, na forach internetowych, nie mówiąc o przychodniach i szpitalach - wspomina dr Dorota Karkowska z Katedry Pra¬wa Ubezpieczeń Społecznych i Polityki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego. - Polskiego lekarza i polską pielęgniarkę najbardziej niepokoiło właśnie prawo do informacji. Panowała opinia, że pacjenta trzeba chronić przez złymi wia¬domościami, bo on prawdy nie wytrzyma. Obowiązek pełnego informowania pacjenta przed wyrażeniem zgody na leczenie pojawił się w 1991 r. w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, a potem został rozbudowany w 1996 r. w usta¬wie o zawodzie lekarza. Często był postrzegany jak zamach na integralność lekarską, na niepisane zasady traktowania chorych. Nie podobało się to rów¬nież - co zaskakujące - tym lekarzom, którzy byli w awangardzie i rozmawiali otwarcie z pacjentami. Bo wcześniej traktowali to jako gest dobrej woli, coś, co robią od serca; poczuli dyskomfort, gdy stało się to obowiązkiem. Informacja jest niezbędnym elementem, by pacjent mógł wyrazić świadomą zgodę na konkretną terapię. Lekarz powinien wyjaśnić, na czym polega zabieg, określić ryzyko z nim związane, opowiedzieć o przewidywanych następstwach. Tylko pełna informacja pozwala pacjentowi powiedzieć „chcę" lub „nie chcę". Lekarz ma obowiązek pokazać, że istnieją różne możliwości leczenia: że może być albo operacja, albo inny sposób z takimi a takimi konsekwencjami. Każdy pacjent powinien mieć szansę poznać swoje prawa. Wszystkie ZOZ-y mają obowiązek to umożliwić. Jak? Nie ma uniwersalnej metody. W niektórych placówkach (w izbie przyjęć lub na oddziałach) wywieszono specjalne pla¬katy, w niektórych pracują na stałe rzecznicy praw pacjenta. Człowiek, który przychodzi do szpitala, powinien mieć zapewnioną możliwość zapoznania się ze swoimi prawami - w kilku placówkach w Łodzi na izbie przyjęć rozdaje się kartę praw pacjenta.