Przejdź do treści Przejdź do menu
piątek, 22 listopada 2024 napisz DONOS@
Tajemnica domu: Nowogrodzka 5

Nie odkryte groby, niepoliczone ofiary

Liczba śmiertelnych ofiar komunistycznego aparatu terroru i represji politycznych w Polsce, według wstępnego bilansu historyków Instytutu Pamięci Narodowej, może sięgnąć kilkunastu tysięcy, to jest trzykrotnie więcej, niż liczby poznane dotychczas.

Ustaloną przez IPN listę 186 tajnych cmentarzysk politycznych przeciwników „władzy ludowej” należałoby uzupełnić o kilkaset jeszcze pilniej utajnionych miejsc pochówku na terenach komend UB, w więzieniach i aresztach, na poligonach i w lasach – wynika z najnowszego „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej”. „Należy odszukać miejsca pochówku około 5 tysięcy osób straconych na podstawie wyroków sądowych, kilku tysięcy zmarłych, zamordowanych w więzieniach i aresztach, oraz nieznanej wciąż liczby zabitych w walce lub w wyniku akcji pacyfikacyjnych UB, KBW, wojska” – mówi historyk Krzysztof Szwagrzyk, naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu, w wywiadzie „O miejscach pochówku ofiar komunizmu w Polsce” udzielonym Barbarze Polak. Próby osiągnięcia całości Lipcowy 7/30 numer „Biuletynu IPN” ponownie podjął temat ofiar komunistycznego aparatu terroru i represji w Polsce w latach 1944–1956. Poprzednio w numerze 11/22 z listopada ubiegłego roku opisano zbrodnie sądowe – wyroki śmierci, na które skazywano uczestników niepodległościowej i antykomunistycznej opozycji. Obecnie „Biuletyn IPN” w kilku artykułach skupił uwagę na poszukiwaniu grobów i cmentarzy politycznych ofiar komunizmu w Polsce i odsłanianiu nie praworządnych – nawet w świetle ówczesnego prawa – praktyk bezpieki, prokuratury, sądów i więziennictwa stosowanych przy wymierzaniu najwyższej kary. W przytoczonym wcześniej wywiadzie dr Krzysztof Szwagrzyk przedstawił program badań pionu historycznego IPN w tej dziedzinie. Jest to zarazem zapowiedź spełnienia postulatów rodzin ofiar oraz kombatantów powojennych ugrupowań niepodległościowych, by wreszcie całościowo zająć się bilansowaniem skutków działalności komunistycznego aparatu terroru: nie tylko ofiarami zbrodni sądowych, zamęczonym w śledztwie, skrytobójczo zgładzonymi w więzieniach i aresztach UB, ale także żołnierzami podziemia i pomagającymi im osobami cywilnymi. Na wzór katyński Z zachowanych protokołów wykonania kar śmierci wynikałoby – mówi Krzysztof Szwagrzyk – że egzekucje przebiegały w sposób zgodny z wydanym w listopadzie 1946 r. przez ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza okólnikiem (wcześniej nie ustanowiono w tej dziedzinie żadnych szczegółowych przepisów). Kary, które orzekły sądy powszechne (a taki skazał np. gen. Augusta Fieldorfa „Nila”), wykonywano przez powieszenie, a sądy wojskowe – przez rozstrzelanie. Ale – zaznacza Szwagrzyk – „z relacji więźniów tamtego okresu, znających jak nikt realia życia za kratami, wynika że dokumentację dotyczącą egzekucji sporządzano post factum, dla zachowania pozorów stracenia zgodnie z istniejącymi przepisami. Rzeczywisty przebieg odbywał się bowiem – ich zdaniem – nadal na wzór katyński, strzałem oddawanym znienacka w tył głowy skazańca”. Z dokumentów odkrytych przez białostockiego historyka Marcina Zwolskiego (opublikowanych w nowym periodyku IPN „Pamięć i Sprawiedliwość” nr 1/2003) wynika, że jeszcze w kwietniu 1955 roku, czyli na początku „odwilży”, w więzieniu w Chełmie Lubelskim rozstrzelano żołnierza WiN właśnie na wzór katyński. „W jednostce tej brak specjalnego pomieszczenia i urządzeń dla dokonywania tych czynności” – raportował inspektor Centralnego Zarządu Więziennictwa MSW – „Toteż rozstrzelania dokonano w piwnicy na ziemniaki, a powieszenia w komórce przeznaczonej na parowanie ziemniaków dla świń”. W 1956 roku w centralnym więzieniu w Białymstoku – głosi inny raport dla CZW MSW – „egzekucje wykonywano w piwnicy pod administracją więzienia, w sąsiedztwie z piwnicami na ziemniaki i magazynami. Zwłoki zarówno więźniów straconych, jak i bandytów zabitych w czasie akcji, grzebano na terenie przywięziennym w nieoznaczonych miejscach”. Systematyka śmierci „W 1953 roku sumienny naczelnik więzienia, mając kłopot, co zrobić ze zwłokami znajdującymi się na terenie jego placówki, najpierw określał kategorię, do której należało zaklasyfikować” – pisze w „Biuletynie IPN” Marcin Zwolski („Praworządność budować, czyli co zrobić ze zwłokami”). „Kategorie były cztery: więzień zmarły, więzień samobójca, więzień stracony na mocy wyroku lub „bandyta”, przekazany do jednostki więziennej w celu pochowania (byli to zazwyczaj żołnierze niepodległościowego podziemia zabici podczas akcji UB, MO i WP. (...) Ciała więźniów samobójców i straconych naczelnik mógł wydać rodzinie jedynie za zgodą szefa WUBP, w uzgodnieniu z prokuratorem. Zwłoki zabitych „bandytów” w żadnym wypadku nie mogły być oddane rodzinie”. Z reguły naczelnicy więzień nawet nie starali się o zgodę szefa WUBP i prokuratora, choć był wyjątek: naczelnik w Zielonej Górze zawsze zawiadamiał rodziny i z reguły oddawał im zwłoki, co potwierdza że można było zachować się po ludzku. Ale najczęstszą formą zawiadomienia rodziny o śmierci więźnia było listowne polecenie (na ogół w niemożliwym terminie) odebrania pozostawionych przez niego osobistych drobiazgów. Krzysztof Szwagrzyk przytacza i taki list z 1958 roku: „Mąż mój został skazany przez Sąd Wojskowy w 1950 roku na karę śmierci i dotychczas nic nie wiadomo o jego losie. Powinnam od Władzy Ludowej dostać wiadomość, uważam za obowiązkowe powiadomić żonę i dziecko. Za okupacji byłam jeszcze młoda. ale pamiętam że wróg powiadamiał rodziny o zaginionych. Zwracam się o powiadomienie, czy wyrok został wykonany”. „Skazańcy byli w pełni świadomi” – mówi dr Szwagrzyk – „że władze więzienne nie tylko nie zadbają o ich godziwy pochówek, ale będą się starać zatrzeć wszelkie ślady po straconych”. Jeden z przywódców WiN Łukasz Ciepliński oczekując egzekucji powiedział towarzyszom z celi, że będzie miał w ustach medalik, żeby po tym można było rozpoznać jego ciało. Aniela Steinsbergowa, obrończyni w procesach politycznych powiedziała: „Więźniowie mieli zniknąć bez śladu. Łatwiej zatrzeć pamięć, kiedy nie ma grobu”. Chowali ich nocą Skazanych na karę śmierci chowano najczęściej nocą, potajemnie. Grabarzami przeważnie byli w początkowych latach więźniowie Niemcy, potem strażnicy – na wydzielonych tylko do tego celu kwaterach cmentarzy publicznych. Te przez wiele dziesięcioleci były pod nadzorem służb bezpieczeństwa, a ich odkrycie i ujawnienie zawdzięczamy wyłącznie aktywności osób prywatnych – krewnych i kolegów pomordowanych. Ale – jak mówi dr Szwagrzyk – „cmentarze nie były jedynymi miejscami pochówku. Znając realia lat czterdziestych i pięćdziesiątych można przypuszczać, że miejscami pochówku były również tereny wokół kilkuset siedzib UB w całej Polsce. Na podstawie relacji ludzi wiadomo, że podczas prac remontowych znajdowano w tych miejscach szczątki ludzkie. Tak było m.in. w Bielsku Podlaskim, Bochni, Bydgoszczy, Ełku, Grajewie, Kłodzku, Krakowie, Łodzi, Łomży, Nidzicy, Poznaniu, Przasnyszu, Puławach, Sokółce, Suwałkach i Świebodzinie. Ciała grzebano także w lasach i na poligonach, by wspomnieć las w pobliżu wsi Olmonty pod Białymstokiem, wąwóz Babie Doły koło Gdyni, uroczysko Baran koło Kąkolewnicy, poligon w Biedrusku, las koło Głogowa Małopolskiego, las koło Ciechanowa, Bykową Górę k. Radomska, Las Kabacki i teren lotniska Okęcie w Warszawie”. Ciała więźniów grzebano też na terenach więziennych, m.in. w Białymstoku, Łodzi, Rzeszowie, Warszawie oraz w Gdańsku, gdzie odnaleziono niedawno zwłoki – prawdopodobnie Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Salomonowicza „Zagończyka”. We Wrocławiu zbadano, m.in. przy użyciu georadaru, kwatery więzienne na Cmentarzu Osobowickim, dzięki czemu możliwe będą ekshumacje – na początek, w październiku Włodzimierza Pawłowskiego „Kresowiaka”. Andrzej Kaczyński Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej * * * Przypominamy: Zarząd Główny Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej zamierza ostatecznie wyjaśnić tajemnicę domu przy ul. Nowogrodzkiej 5 w Łomży (dawniej – Nowogrodzka 3), gdzie mieścił się Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że posesja ta kryje do dziś wiele ludzkich szczątków. Zamierzamy zainteresować sprawą Instytut Pamięci Narodowej oraz osobiście ministra Andrzeja Przewoźnika. Zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy mają jakiekolwiek informacje o faktach związanych z tym budynkiem o niezwłoczny kontakt. Może Wy, lub ktoś z Waszych Rodzin przebywał w tym budynku? Może do dziś oczekujecie na powrót kogoś bliskiego? Spróbujmy razem odsłonić tę „białą plamę” w naszej łomżyńskiej historii. Za każdy, nawet pozornie nieznaczący ślad, będziemy niezmiernie wdzięczni. Ofiarom ubeckich oprawców winni jesteśmy godność i szacunek. Ich szczątki mają prawo do godnego pochówku.

 
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę