Wspomnienia z lat dawnych
Usiądźmy na chwilę przy stole w spokoju, przymknijmy oczy i pobiegnijmy myślą w przeszłość odległą, ale wciąż jeszcze żywą – w lata dzieciństwa, w przeszłość nie dla wszystkich już dostępną we własnych wspomnieniach, w lata 1914–1920... Łomża.
Takie „zgrabne” miasteczko na wysokim wzgórzu. Od północy otoczone pradoliną Narwi, z rzeką dość bystro płynącą krętym korytem wśród szerokiego pasma rozlewisk, bagien i łąk torfiastych, które sięgają Łomżyczką aż po wieś Kraska i dalej na południe, aż po wał Czerwonego Boru. Ze wzgórza, na którym rozsiadła się Łomża, na zachód biegnie szosa do Ostrołęki obsadzona metrowej średnicy topolami, które równym, majestatycznym szpalerem wytyczają szlak do Miastkowa. Tuż za parkiem miejskim, w dolinie, w najniższym miejscu szosy, pomiędzy pagórem łomżyńskim a wzgórzem Łomżycy tkwią rozlewiska, jeziorka, gęste zarośla trzcin i tataraków, pełne ptactwa wodnego, dzikich kaczek i gęsi. Szosa Ostrołęcka przebywa śmiało te przeszkody po niskich mostach, mozolnie wspinając się potem do Łomżycy. Błąd? Nieporozumienie? Przecież tam dzisiaj nie ma żadnych trzcin, żadnych jezior, żadnych mostów. Są z obu stron szosy dwa gęsto zabudowane osiedla. Tak jest dzisiaj. A w roku 1914? Szosą Ostrołęcką maszerują długie kolumny rosyjskiej piechoty. Bure mundury, smutne, zrezygnowane oblicza. Odpoczywają w rowach przy szosie. Obok – kozły z karabinów. Nie rozmawiają. Ani śladu uśmiechu. Niechęć, rezygnacja. Wojna. Najważniejszą arterią łączącą Łomżę ze światem jest Szosa Zambrowska. Wychodzi z ulicy Polowej i z placu Zambrowskiego, zwanego także Świńskim Rynkiem. Szosa przecina wał obronny i biegnie na wschód. Tuż za wałami, po prawej stronie stoją wiatraki. Ogromne, wcale nie eleganckie, drewniane budowlane, zdolne do obracania się wokół pionowej osi i do ustawienia wielkimi skrzydłami w korzystnym do wiatru położeniu. Wielkie skrzydła pod wpływem wiatru obracają się i poruszają kamienie mielące ziarno na mąkę. Wiatraków było tu w pewnym czasie nawet siedem. Niekiedy trzy lub jeden. Teraz – od bardzo dawna – nie ma już żadnego. Szosa prowadzi do Zambrowa, ale co ważniejsze – łączy Łomżę z najbliższą wówczas stacją kolejową w Czerwonym Borze. A z Czerwonego Boru można pojechać koleją w świat, do Warszawy, a nawet do Petersburga. Wprawdzie z Łomży do stacji kolejowej w Czerwonym Borze jedzie się całą noc – 22 wiorsty, żydowskim wehikułem, czyli wozem z budą, z odpoczynkiem dla koni i ludzi w Podgórzu. Transport samochodowy jest jeszcze nieznany, kolej w Łomży to sprawa przyszłości. Na południe z Łomży prowadzi szosa śniadowska. Początek bierze od ulicy Polowej i prosto – jak strzelił – prowadzi do koszar. Za nimi łączy się obwodnicą z Szosą Zambrowską, a na południe, ku Warszawie są kiepskie drogi, o podrzędnym znaczeniu. Stan ten obecnie uległ znacznej poprawie. Szosa śniadowska miała jednak znaczenie historyczne, tu działo się wiele... W 1867 roku Łomża została miastem gubernialnym. Przed 1914 r. gubernia łomżyńska składała się z siedmiu powiatów i liczyła ok. 700 000 ludzi. Sama Łomża miała ok. 7,5 tys. Polaków, około 6 tys. Żydów, pięciuset Rosjan – głównie urzędników, oraz około 8 tys. żołnierzy rosyjskich. Razem w Łomży przebywało ok. 22 tys. mieszkańców. W 1901 roku przedstawiciele miasta – prezydent Maciejewski oraz radni Adam Batogowski i Stanisław Hermanowski na ulicy Nowy Zjazd witali staropolskim zwyczajem – chlebem i solą rosyjskiego ministra wojny – Kuropatkina. A Kuropatkin oświadczył wówczas: – I ja wam przywiozłem chleb i sól: będziemy Łomżę fortyfikować. W następnym roku przybyła do Łomży grupa inżyniera kapitana Szoszyna i w ciągu trzech lat wybudowano w Piątnicy trzy forty z kazamatami otoczone głębokimi fosami, most na Narwi. Miasto otoczono wałem obronnym począwszy od Narwi pod Pociejewem przez Szosę Zambrowską, szosę śniadowską od południa aż do bagien pod Skowronkami. Od strony wewnętrznej tego wału poprowadzono szosę obwodową, łączącą ze sobą trzy główne szlaki wylotowe z miasta – Szosę Zambrowską, śniadowską i ostrołęcką, a je wszystkie przez miasto – z szosą na północ. Przy szosie ostrołęckiej pobudowano jeszcze fort nr 4 w Łomżycy. Fortyfikacje wyglądały groźnie i imponująco. Zbudowane z niezwykłym rozmachem, solidnością i umiejętnościami inżynierii rosyjskiej służyły jaszcze długo w wojnach obronnych II Rzeczypospolitej – w 1920 r. i w drugiej wojnie światowej. Jeszcze dzisiaj, gdy wjeżdża się od północy szosą do Piątnicy widać pozostałości tych umocnień. Powiedziałem o Łomży: zgrabne miasteczko. Rzeczywiście, stromo wznoszące się na skarpie od Narwi wśród sadów i ogrodów w górę, aż po najwyżej stojące budowle: ratusz miejski i jego otoczenie oraz kościół farny widoczny z bardzo daleka. Od placu Zambrowskiego aleja starych drzew prowadzi na cmentarze: katolicki, prawosławny, ewangelicki, których obszar wytyczał dawne granice miasta. Tak było niemal do drugiej wojny światowej. Jeszcze w czasie caratu, właściwie już poza miastem pobudowano Dom Ludowy i założono Ogród Ludowy. Od strony południowej ogród kończył się przy ulicy Mikołaja, wiodącej na cmentarze. W przebiegu dziejowym, zależnie od zakrętów historii, nazwa ta nabierała różnych odcieni: raz była ulicą św. Mikołaja, to (domyślnie) ku czci cara Mikołaja. Innym razem ulicę nazywano Mikołaja, potem Mikołaja Kopernika. Ale „Mikołaja” było zawsze, podobnie jak zawsze ulica ta prowadziła na zabytkowy dziś cmentarz. Po drugiej stronie szosy śniadowskiej wznosiło się potężne gmaszysko carskiego więzienia w kształcie kilkupiętrowej trójramiennej gwiazdy z czerwonej cegły, otoczone ze wszystkich stron wysokim murem. Więzienie było miejscem kaźni m.in. działaczy politycznych – najpierw w okresie caratu, a później ofiar Gestapo w drugiej wojnie światowej. Dalej, tuż poza wałem obronnym miasta, znajdowały się zabudowania gorzelni i rektyfikacji spirytusu. Otoczone wysokim, wielometrowym murem budynki i zbiorniki. Obiekt zwany potocznie „monopolem spirytusowym”. Wzdłuż szosy śniadowskiej, od Domu Ludowego i dalej aż do koszar – szeroka, prawie dwukilometrowej długości żwirowa aleja spacerowa, obsadzona ozdobnymi drzewami. Wkrótce aleja ta stała się popularnym miejscem pozamiejskich spacerów. Szło się wtedy na spacery „pod koszary”, a w alei można było odpocząć na ławkach. Albo szło się „na wały”, gdzie z szosy śniadowskiej można było skręcić w lewo, potem idąc ścieżką po szczycie wału dojść do Szosy Zambrowskiej i wrócić do miasta przez plac Zambrowski, albo skręcić w prawo i dojść szczytem wału aż do szosy ostrołęckiej i wrócić do miasta obok Ogrodu Spacerowego. Samo miasto toczyło swoje życie wśród bujnej zieleni licznych sadów, ogrodów, zadrzewionych placów, skwerów i ulic z reprezentacyjną ulicą Dworną, handlowymi rynkami, żyło według rytmu wyznaczonego wschodem i zachodem słońca na pół po wiejsku, z pianiem kogutów, na co dzień i biciem dzwonów kościelnych w święta. A kościołów było wiele. Min. oprócz wspomnianego już kościoła farnego – szacowne i potężne mury kościoła zbudowanego przez ojców jezuitów na skarpie nad Narwią widoczne z daleka od północy. Kościół ten przechodził różne koleje. Zbudowany przez zasłużony zakon jezuitów, potem oddany pijarom, stał się wreszcie kościołem ewangelickim, a w czasie sowieckiej okupacji zamieniony na magazyn, nie doczekał już końca drugiej wojny światowej, po której ustąpił miejsca hotelowi Polonez, zbudowanemu w okresie PRL. Po drugiej stronie Narwi jaśnieje bielą kościół w Piątnicy. Niedaleko kościoła pijarów na skarpie stoi kościół ojców kapucynów, a przy ulicy Dwornej – kościół panien benedyktynek. Przy Starym Rynku znajdowała się bożnica, która nie przetrwała okresu hitlerowskiego. Były jeszcze cerkwie, z charakterystycznym wystrojem, ale przede wszystkim przenikliwym dźwiękiem przeróżnych dzwonów, dzwonków i dzwoneczków, oznajmiających uroczystości cerkiewne, a szczególnie carskie. Cerkwi było kilka. Na placu Soborowym – okazała cerkiew późniejszego kościoła NMP przy placu Sienkiewicza, cerkiew przy skrzyżowaniu ul. Polowej z szosą śniadowską, cerkiew na terenie koszar przy szosie śniadowskiej i jeszcze cerkiewka na cmentarzu prawosławnym. Cerkiew na rogu ul. Polowej i szosy śniadowskiej przechodziła chyba najbardziej burzliwe przemiany. Zbudowana w czasach gubernialnych, zaniedbana przez Niemców w roku 1916, stała się obozem jeńców sowieckich podczas wojny bolszewickiej w 1920 r. Potem została przebudowana na Dom Żołnierza i kino. Nie przetrwała II wojny światowej. Na jej miejscu, pod koniec lat osiemdziesiątych, postawiono budynek już w nowym stylu, o którym współcześni mówią żartobliwie pink panther (różowa pantera).
Bohdan Karwasiński