Drugi album The BL Blues Band
Dyskografia łomżyńskiego zespołu The BL Blues Band powiększyła się o drugą płytę. Album „Na co dzień” potwierdza, że Mariusz Brzostowski, Jan „Yaniu” Górski, Paweł Podeszwik, Bartek Leszczyński i Marcin Bienias czują się coraz pewniej w bluesowej stylistyce, nie unikając przy tym wycieczek w mniej oczywiste regiony: od country do rocka. Rozmawiamy z liderami grupy o nowej płycie i o kolejnej, na którą utwory są już gotowe i zaskoczą fanów jeszcze bardziej.
Wojciech Chamryk: Ponad sześć lat po debiutanckiej płycie „Bl Blues” światło dzienne ujrzał wasz drugi, bardzo udany album „Na co dzień”, macie więc powody do satysfacji?
Mariusz Brzostowski: Trochę to trwało i jakoś trudno pracowało się nam nad tą płytą. Mieliśmy też przerwę po „Rockowaniach” w 2016 roku (zespół zakwalifikował się wtedy do finału tego przeglądu – red.), pewne sprawy musieliśmy przemyśleć. Uznaliśmy jednak, że szkoda byłoby to wszystko zaprzepaścić, w 2018 wróciliśmy do grania i zaczęliśmy pracę nad nowym materiałem, zresztą część uworów powstała już wcześniej. Mieliśmy już wtedy własne studio, nie musieliśmy się więc spieszyć, ale utknęliśmy na etapie masteringu i w końcu zleciliśmy go Studio 1234, co wyszło tej płycie na dobre, bo ktoś z zewnątrz spojrzał na ten materiał świeżym okiem.
Jan „Yaniu” Górski: W tym zespole grają dorośli ludzie, to nie jest dziecięce podejście do rzeczy. Robimy to wszystko z pasji i miłości do muzyki. I chociaż, poza Pawłem, nie jesteśmy zawodowymi, wykształconymi muzykami, to podchodzimy do tego wszystkiego profesjonalnie i długofalowo, staramy się rozwijać, bo jesteśmy amatorami, którzy jednak chcą się wspiąć trochę wyżej. Kiedy więc pojawiła się myśl nagrania drugiej płyty, poświęciliśmy jej dużo czasu. Były z tym różne perypetie, mieliśmy momenty zwątpienia, mieliśmy mnóstwo wersji do wyboru, nie mogliśmy tego skończyć, ale uważam, że nie mamy się czego wstydzić.
W.C.: Efekt to płyta brzmiąca bardzo stylowo i organicznie, znacznie lepiej niż debiutancka?
J.Y.G.: Wszystko nagraliśmy w studiu, które sami sobie zorganizowaliśmy – można je zobaczyć, jak graliśmy koncert online na tegorocznych juwenaliach PWSIiP. Zalety posiadania własnego studia są niebagatelne: najważniejsza taka, że nie płaci się za spędzony w nim czas, chociaż czasu tej płycie poświęciliśmy naprawdę dużo – mogliśmy ją nagrać w jakimś innym studio w dwa dni, po prostu zapłacić i wejść, ale chodziło nam o stworzenie własnego miejsca, dlatego zajęło nam to wszystko prawie dwa lata. I dla mnie najważniejsze jest to, że jest to płyta nagrana na żywo, tak jak na koncercie. Powyłączaliśmy metronomy, postawiliśmy na żywe brzmienie i nagraliśmy ten materiał na setkę. Tylko wokale musiały być nagrane oddzielnie, bo nasze studio nie oferuje 100 % izolacji wokalu od instrumentów, dokonaliśmy też niewielkich poprawek w przypadku niektórych partii, żeby już nie ściągać do ich ponownego nagrania całego zespołu.
W.C.: Muzycznie też jest ciekawiej, materiał jest zróżnicowany i bardziej urozmaicony – mieliście dość tej łatki zespołu wyłącznie bluesowego, zrezygnowaliście z jednorodności stylistycznej?
M.B.: Jeździliśmy po różnych festiwalach i imprezach, graliśmy co lubimy, tego korzennego bluesa, ale dostrzegliśmy, że tylko shuffle, shuffle i shuffle jest większą frajdą dla grających, niż dla słuchających (śmiech). Stąd nieco inne spojrzenie na naszą muzykę: wciąż gramy bluesa, ale w takim nieoczywistym ujęciu, czerpiąc choćby z rocka czy country, stąd ten utwór „Dobrze wiem”. Nagraliśmy też ponownie „Bluesa do nikąd”, bo chcieliśmy zobaczyć, jak wypadnie w tej innej odsłonie technologicznej i brzmieniowej. Na płytę trafił też utwór „Czas na czas”, który nie wszedł na pierwszą płytę, a teraz go dopracowaliśmy, rezygnując choćby z nowego utworu „Aktor od”, który jakoś się nie bronił, był bardzo mocno rockowy, hardrockowy, a mieliśmy już na „Na co dzień” kilka takich kompozycji.
J.Y.G.: „Blues do nikąd” pojawił się znowu, bo nagraliśmy go ponownie na eliminacje festiwalu „Rawa Blues”. Rawa nie odbyła się, ale uznaliśmy, że skoro mamy już tę wersję, poświęciliśmy na to czas i efekt jest fajny, brzmieniowo na pewno lepszy, niż na debiucie, to ten utwór też wejdzie na płytę jako taki remake, żeby można było sobie porównać te obie wersje. Ciekawostką jest też to, że liczyłem, iż to „Na co dzień” będzie takim kawałkiem, który będzie się wszystkim podobał, ale „Dobrze wiem” – numer, który trafił na płytę rzutem na taśmę i nagraliśmy go w jeden dzień – przebił go zdecydowanie. A ponieważ myślimy o nakręceniu teledysku, to ten utwór pójdzie na pierwszy ogień, następny w kolejności będzie utwór tytułowy.
W.C.: Problem jest jednak taki, że obecnie największą „koncertową” gwiazdą na świecie jest koronawirus, tak więc o koncertach promujących „Na co dzień” nie ma w tej chwili mowy?
M.B.: Mieliśmy grać na Zaduszkach Bluesowych w Białymstoku, ale zostały odwołane. Chcieliśmy zorganizować podobną imprezę u nas, ale też nie było to możliwe; o koncercie promującym płytę też, póki co, nie ma mowy. Jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że większość tych utworów graliśmy już na żywo we wcześniejszych latach, ale liczymy, że wrócimy do koncertowania jak najszybciej, chociaż obawiam się, że ta sytuacja może potrwać jeszcze długo.
W.C.: Macie więc w zanadrzu już kolejne kompozycje, skoro niedawno na Polskim Dniu Bluesa graliście utwór „3 na 2”, którego nie ma na żadnej waszej płycie, myślicie już o kolejnej?
M.B.: To kawałek Jana, który czasem gramy jako rozgrzewkę, tak na próbę dla akustyka.
J.Y.G.: Teraz gramy to jako pełnoprawną kompozycję rozpoczynającą koncert.
M.B.: Mamy też kilka innych utworów, bo powstają na bieżąco. Nie są zresztą dziełem tylko Yania czy moim, bo koledzy też coraz częściej przynoszą swoje propozycje, albo ich pomysły z prób stają się punktem wyjścia do kolejnej kompozycji.
J.Y.G.: Czasem trzeba to wręcz z nich wyciągać i mówić im, że to jest ich kompozycja. Nasze wszystkie próby są rejestrowane i później wyciągam z tych nagrań coś, na przykład temat czy choćby jeden akord na początek, co ktoś popełnił i nierzadko jest to początkiem nowego utworu. Stąd utwór „Jam session” Bartka na płycie, Paweł też ma kolejne utwory, na przykład zapoczątkował pierwsze akordy do „Bielszy nie będzie”, które zostały rozwinięte i zawarte w formie pod tytułem „Whiter Will Not Be”. Mamy już też materiał na trzecią płytę, składającą się również z utworów których nie nagraliśmy, a czekających na swoją kolej jeszcze od pierwszej płyty. To będzie oczywiście nadal materiał z okolic bluesa, country i r & b, ale struktury utworów będą bardziej wymagające, czasem będzie ocierać się to nawet o jazz – samorozwój w pewnym momencie podnosi poprzeczkę wykonawczą, dlatego kompozycję będą trochę bardziej wymagające jako naturalny proces, chociaż nie będziemy też rezygnować z prostszych kawałków. Zresztą: pierwsza płyta została nagrana po to, żeby zespołowi dać kopa i poczucie, że może. Na drugiej pokazujemy, że stać nas na więcej, a na kolejnej będziemy chcieli zaakcentować to jeszcze dobitniej. Będziemy sobą, nagramy ją bez „spinki” z zachowaniem wszelkich zasad BHP. Nie mam ambicji, żeby coś komuś udowadniać; zespół cały czas mierzy się sam ze sobą, więc trzecia płyta będzie pokonaniem kolejnego etapu zmagań z muzyczną.materią.
Wojciech Chamryk