Wspomnienia wiodą nad Narew
Stanisław Górski
Łomżo, moja kochana matko! Sąsiedzi potężni Niemcy i Rosjanie często ciebie deptali, bo stałaś im na drodze, a oni się kłócili i z tego powodu cierpisz. Gdy się im narazisz, to biorą Cię do niewoli razem z Twymi dziećmi. Gdy nastaje pokój, to dzieci pomagają matce sprzątać swój dom.
Łomża była pod rządami pruskimi, rosyjskimi i komunistycznymi. Była miastem „białoruskim” i „niemieckim”. Żyli tu Polacy, Niemcy, Rosjanie, Żydzi, Litwini, nawet Hindusi. Dziś Niemcy, Rosjanie i Polacy się pogodzili. Panuje pokój, razem idą do Unii Europejskiej.
Pamiętam, że Łomża kiedyś była inna. Dziś to nie to samo miasto. Pociejewo, kiedyś to było przedmieście Łomży. Zwyczajne wiejskie gospodarstwa, ale tu także żyli łomżanie. Moi rodzice mieszkali u gospodarza, Jana Konopki. Dziś nie ma już śladu ani po tym gospodarstwie, ani po jej właścicielu. Przed stodołą pana Konopki zbierały się dzieci. Zamienialiśmy się zabawkami. Tam sprzedawałem buciki dla lalek. Mogłem kupić już sobie bułki i kiełbasę, bo zawsze brakowało nam żywności. Panowało bezrobocie, rodzice zatrudniali się więc jedynie dorywczo.
Potem pamiętam jak rodzice mieszkali w Łomży przy ul. Zielonej 8, u pani Białobrzeskiej. Naprzeciwko tego domu była kuźnia, w której pracował kowal – Żyd. Za ul. Zieloną, pod górką stał drewniany domek państwa Ciborowskich, koło niego chata Brzozowskich, państwa Rotszyldów z lokatorami, państwa Makowskich.
Utkwił mi też w pamięci dom przy ul. Rybaki 36. Dziś już go nie ma. Od ulicy wchodziło się do sieni, na lewo mieszkała wdowa pani Witkowska z córką Ireną i synem Bronisławem. Po prawej mieszkali moi rodzice – Agnieszka i Eugeniusz wraz z dziećmi, czyli mną i siostrą Marianną. Nad nami zaś mieszkali lokatorzy. Zachowałem w pamięci rodzinę Strękowskich. Ich syn był moim kolegą. Mimo, że od tamtej pory upłynęło już wiele lat pamiętam jeszcze inne rodziny mieszkające w tym rejonie.
Przy ul. Zielonej znajdowała się droga prowadząca do Narwi a nieopodal – sadzawka pana Jemielitego, z której furmani brali wodę i drewnianymi beczkami rozwozili po Łomży.
Dzieciństwo to także czas związany z klasztorem Ojców Kapucynów. Mam uszyła mi komeżkę i zaprowadziła do braciszków. Tam otrzymałem latarkę, którą nosiłem w procesji, obok krzyża. Procesja chodziła wokół figury Matki Bożej podczas Bożego Ciała. Mama stale mi powtarzała, że w tej komeżce jest mi ładnie i chce, żebym został księdzem.
Jestem łomżyniakiem od urodzenia, bo w Łomży urodziłem się 20 września 1913 roku. Jako dziecko trafiłem do niewoli zaborców, w której przebywałem pięć lat. Polska odzyskała wolność w 1918 roku.
I wojna światowa zrujnowała moje dziecięce życie, nogi miałem krzywe i nie chodziłem. Zacząłem chodzić dopiero po ukończeniu ósmego roku życia. Matka zaprowadziła mnie wtedy do 7-klasowej Publicznej Szkoły Powszechnej nr 4 w Łomży przy ul. Giełczyńskiej. Naukę rozpocząłem w 1921 roku, a ukończyłem w 1929. Pamiętam niektórych nauczycieli: pp. Lewer, Milczewski, Chryniewiecki wraz z żoną, Mataszek, Dwiliński. Zapamiętałem też niektóre koleżanki i kolegów: Kazimierz Konopka, Karpiński, Bazydło, Borkowski, Glinojecki, Darmochwał, Żaryn, Świtajewski, Helena Blusiewicz, Helena Górska, Jadwiga Wiśniewska, Dąbek, Stanisław Szyc, Sawicki, Romanowski, Masłowski, Włodkowski, Leśniewski, Brzozowski, Wądołowski, Witold Urbanek. Na podwórku bawiliśmy się razem z Antonim Ciochem, Hanką Dardzińską, Haną Rotszyld, Franciszką Kozłowską, Marią Rytelewską, Jadwigą Białobrzeską oraz jej braćmi: Mieczysławem, Bolesławem i Stanisławem. Innych nazwisk nie pamiętam, bo mam już 90 lat. Uczyli w szkole m.in. patriotyzmu, samodzielności, jak zrobić półkę, stołeczek, palanta, uczyli rysunków, malarstwa. Oprócz tego należała do nich edukacja medyczna i higieniczna. Przed rozpoczęciem lekcji więc nauczyciel oglądał każdemu uczniowi głowę, dłonie, zwracał uwagę na ubiór.
Uczniowie siedzieli w ławkach prosto, trzymali dłonie na pulpicie, lub krzyżowali je za plecami, patrzyli w kierunku nauczyciela. Gdy pisali lub czytali, łokcie trzymali na ławce, tułów prosto.
W święta i niedziele była sprawdzana obecność, potem nauczyciele parami prowadzili nas do kościoła na Mszę św. Ja miałem miejsce na chórze, bo należałem do śpiewaków, byłem tenorem.
W końcowym etapie nauki pisaliśmy wypracowanie: „Kim chciałbyś zostać?” Napisałem, że nauczycielem, bo kochałem nauczanie. Mieliśmy zrobić jakąś pracę na wystawę szkolną. Wykonałem domek duży jak stół. W środku były nawet meble, na ścianach – szlak z kolorowych wycinanek cietrzewi i zielonych gałązek. U sufitu wisiał „pająk” ze słomy i bibułek, a z niego „wychodziła” elektryczna lampka. Na stoliku także stała lampka z abażurem. Na oknach – doniczki z kwiatami, które nie więdły przez cały czas trwania wystawy, bo nalałem wody do flakoników po perfumach i włożyłem do nich ogonki kwiatów nagietka. Szyjka buteleczek była wąska i wody nie można było wlewać.
Otrzymałem świadectwo ukończenia szkoły i w nagrodę buty tak mocne, że przez cztery lata nie mogłem ich zedrzeć.
Przez półtora roku uczęszczałem do Męskiego Seminarium Nauczycielskiego w Łomży. Przypominam sobie kilku profesorów: Żarnoch uczył rysunków i malarstwa, Filipczuk – języka polskiego, a lekarz Świrski – uczył jak dbać o zdrowie. Ksiądz Makowski nauczał religii. Z kolegów zapamiętałem: Siwika, Iwanowa, Gulacza, Sokołowskiego, Halamońskiego, Słomińskiego, Michelsona. Zapamiętałem też, jak oficerowie wojska polskiego z 33 pp. uczyli nas sztuki wojennej. W pamięci utkwiły mi też akrobatyczne występy sióstr Halamów.
Matka zmarła, udaliśmy się do rodziny w Radomiu. Byliśmy tam sześć lat. W 1937 r. znowu jesteśmy w Łomży. Siostra wyszła za mąż, ja zajmowałem się sprzedażą komisową. Ojciec jest „przy dzieciach”. Potem likwiduję sklep komisowy, oddaję się nauce sztuki cyrkowej. Uczy mnie łomżyniak, mistrz Adam Izbicki. Pracowaliśmy na estradach w Białymstoku, w Domu Żołnierza w Łomży i w Lwowie. Tak się złożyło, że wszyscy artyści Adama Izbickiego pracowali w Kowlu na kolei od 1941 do 1944 r. Była komórka oporu na stacji kolejowej w Kowlu. Kierował nią pan Piętaszewski. Wehrmachtowi wykradziono bardzo ważne dokumenty i przekazano partyzantom. Wysadzano też tory kolejowe. Armia Radziecka atakowała Niemców bez przerwy, więc partyzantka z Kowla została przeniesiona tam, gdzie najbardziej była wówczas potrzebna. Ja zostałem złapany w Brześciu nad Bugiem, gdzie byli partyzanci sowieccy. Zesłano nas do obozów. Ostatnio byłem w Czechosłowacji.
Po wojnie Polską rządzili komuniści, więc jako AK-owiec zmieniałem miejsce pobytu i tym się uratowałem. Osiadłem w Bieszczadach, gdzie leczę swoje rany fizyczne i duchowe. Chcę zobaczyć Łomżę, ale lata i zdrowie stoją na przeszkodzie. Łomża jest daleko, a podróż uciążliwa. Żałuję...
Łomża była pod rządami pruskimi, rosyjskimi i komunistycznymi. Była miastem „białoruskim” i „niemieckim”. Żyli tu Polacy, Niemcy, Rosjanie, Żydzi, Litwini, nawet Hindusi. Dziś Niemcy, Rosjanie i Polacy się pogodzili. Panuje pokój, razem idą do Unii Europejskiej.
Pamiętam, że Łomża kiedyś była inna. Dziś to nie to samo miasto. Pociejewo, kiedyś to było przedmieście Łomży. Zwyczajne wiejskie gospodarstwa, ale tu także żyli łomżanie. Moi rodzice mieszkali u gospodarza, Jana Konopki. Dziś nie ma już śladu ani po tym gospodarstwie, ani po jej właścicielu. Przed stodołą pana Konopki zbierały się dzieci. Zamienialiśmy się zabawkami. Tam sprzedawałem buciki dla lalek. Mogłem kupić już sobie bułki i kiełbasę, bo zawsze brakowało nam żywności. Panowało bezrobocie, rodzice zatrudniali się więc jedynie dorywczo.
Potem pamiętam jak rodzice mieszkali w Łomży przy ul. Zielonej 8, u pani Białobrzeskiej. Naprzeciwko tego domu była kuźnia, w której pracował kowal – Żyd. Za ul. Zieloną, pod górką stał drewniany domek państwa Ciborowskich, koło niego chata Brzozowskich, państwa Rotszyldów z lokatorami, państwa Makowskich.
Utkwił mi też w pamięci dom przy ul. Rybaki 36. Dziś już go nie ma. Od ulicy wchodziło się do sieni, na lewo mieszkała wdowa pani Witkowska z córką Ireną i synem Bronisławem. Po prawej mieszkali moi rodzice – Agnieszka i Eugeniusz wraz z dziećmi, czyli mną i siostrą Marianną. Nad nami zaś mieszkali lokatorzy. Zachowałem w pamięci rodzinę Strękowskich. Ich syn był moim kolegą. Mimo, że od tamtej pory upłynęło już wiele lat pamiętam jeszcze inne rodziny mieszkające w tym rejonie.
Przy ul. Zielonej znajdowała się droga prowadząca do Narwi a nieopodal – sadzawka pana Jemielitego, z której furmani brali wodę i drewnianymi beczkami rozwozili po Łomży.
Dzieciństwo to także czas związany z klasztorem Ojców Kapucynów. Mam uszyła mi komeżkę i zaprowadziła do braciszków. Tam otrzymałem latarkę, którą nosiłem w procesji, obok krzyża. Procesja chodziła wokół figury Matki Bożej podczas Bożego Ciała. Mama stale mi powtarzała, że w tej komeżce jest mi ładnie i chce, żebym został księdzem.
Jestem łomżyniakiem od urodzenia, bo w Łomży urodziłem się 20 września 1913 roku. Jako dziecko trafiłem do niewoli zaborców, w której przebywałem pięć lat. Polska odzyskała wolność w 1918 roku.
I wojna światowa zrujnowała moje dziecięce życie, nogi miałem krzywe i nie chodziłem. Zacząłem chodzić dopiero po ukończeniu ósmego roku życia. Matka zaprowadziła mnie wtedy do 7-klasowej Publicznej Szkoły Powszechnej nr 4 w Łomży przy ul. Giełczyńskiej. Naukę rozpocząłem w 1921 roku, a ukończyłem w 1929. Pamiętam niektórych nauczycieli: pp. Lewer, Milczewski, Chryniewiecki wraz z żoną, Mataszek, Dwiliński. Zapamiętałem też niektóre koleżanki i kolegów: Kazimierz Konopka, Karpiński, Bazydło, Borkowski, Glinojecki, Darmochwał, Żaryn, Świtajewski, Helena Blusiewicz, Helena Górska, Jadwiga Wiśniewska, Dąbek, Stanisław Szyc, Sawicki, Romanowski, Masłowski, Włodkowski, Leśniewski, Brzozowski, Wądołowski, Witold Urbanek. Na podwórku bawiliśmy się razem z Antonim Ciochem, Hanką Dardzińską, Haną Rotszyld, Franciszką Kozłowską, Marią Rytelewską, Jadwigą Białobrzeską oraz jej braćmi: Mieczysławem, Bolesławem i Stanisławem. Innych nazwisk nie pamiętam, bo mam już 90 lat. Uczyli w szkole m.in. patriotyzmu, samodzielności, jak zrobić półkę, stołeczek, palanta, uczyli rysunków, malarstwa. Oprócz tego należała do nich edukacja medyczna i higieniczna. Przed rozpoczęciem lekcji więc nauczyciel oglądał każdemu uczniowi głowę, dłonie, zwracał uwagę na ubiór.
Uczniowie siedzieli w ławkach prosto, trzymali dłonie na pulpicie, lub krzyżowali je za plecami, patrzyli w kierunku nauczyciela. Gdy pisali lub czytali, łokcie trzymali na ławce, tułów prosto.
W święta i niedziele była sprawdzana obecność, potem nauczyciele parami prowadzili nas do kościoła na Mszę św. Ja miałem miejsce na chórze, bo należałem do śpiewaków, byłem tenorem.
W końcowym etapie nauki pisaliśmy wypracowanie: „Kim chciałbyś zostać?” Napisałem, że nauczycielem, bo kochałem nauczanie. Mieliśmy zrobić jakąś pracę na wystawę szkolną. Wykonałem domek duży jak stół. W środku były nawet meble, na ścianach – szlak z kolorowych wycinanek cietrzewi i zielonych gałązek. U sufitu wisiał „pająk” ze słomy i bibułek, a z niego „wychodziła” elektryczna lampka. Na stoliku także stała lampka z abażurem. Na oknach – doniczki z kwiatami, które nie więdły przez cały czas trwania wystawy, bo nalałem wody do flakoników po perfumach i włożyłem do nich ogonki kwiatów nagietka. Szyjka buteleczek była wąska i wody nie można było wlewać.
Otrzymałem świadectwo ukończenia szkoły i w nagrodę buty tak mocne, że przez cztery lata nie mogłem ich zedrzeć.
Przez półtora roku uczęszczałem do Męskiego Seminarium Nauczycielskiego w Łomży. Przypominam sobie kilku profesorów: Żarnoch uczył rysunków i malarstwa, Filipczuk – języka polskiego, a lekarz Świrski – uczył jak dbać o zdrowie. Ksiądz Makowski nauczał religii. Z kolegów zapamiętałem: Siwika, Iwanowa, Gulacza, Sokołowskiego, Halamońskiego, Słomińskiego, Michelsona. Zapamiętałem też, jak oficerowie wojska polskiego z 33 pp. uczyli nas sztuki wojennej. W pamięci utkwiły mi też akrobatyczne występy sióstr Halamów.
Matka zmarła, udaliśmy się do rodziny w Radomiu. Byliśmy tam sześć lat. W 1937 r. znowu jesteśmy w Łomży. Siostra wyszła za mąż, ja zajmowałem się sprzedażą komisową. Ojciec jest „przy dzieciach”. Potem likwiduję sklep komisowy, oddaję się nauce sztuki cyrkowej. Uczy mnie łomżyniak, mistrz Adam Izbicki. Pracowaliśmy na estradach w Białymstoku, w Domu Żołnierza w Łomży i w Lwowie. Tak się złożyło, że wszyscy artyści Adama Izbickiego pracowali w Kowlu na kolei od 1941 do 1944 r. Była komórka oporu na stacji kolejowej w Kowlu. Kierował nią pan Piętaszewski. Wehrmachtowi wykradziono bardzo ważne dokumenty i przekazano partyzantom. Wysadzano też tory kolejowe. Armia Radziecka atakowała Niemców bez przerwy, więc partyzantka z Kowla została przeniesiona tam, gdzie najbardziej była wówczas potrzebna. Ja zostałem złapany w Brześciu nad Bugiem, gdzie byli partyzanci sowieccy. Zesłano nas do obozów. Ostatnio byłem w Czechosłowacji.
Po wojnie Polską rządzili komuniści, więc jako AK-owiec zmieniałem miejsce pobytu i tym się uratowałem. Osiadłem w Bieszczadach, gdzie leczę swoje rany fizyczne i duchowe. Chcę zobaczyć Łomżę, ale lata i zdrowie stoją na przeszkodzie. Łomża jest daleko, a podróż uciążliwa. Żałuję...