Drozdowski koncert w hołdzie Witoldowi Lutosławskiemu
Wirtuoz skrzypiec Krzysztof Jakowicz i pianista Robert Morawski wykonali w drozdowskim muzeum „Recital mistrzowski w 30. rocznicę śmierci Witolda Lutosławskiego”. Na jego program złożyły się utwory wywodzącego się z Drozdowa wybitnego kompozytora oraz dzieła twórców, których cenił. Nie zabrało też bezcennych wspomnień, ponieważ Krzysztof Jakowicz przez wiele lat współpracował z Lutosławskim i był z nim zaprzyjaźniony.
25 stycznia Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego zaakcentowała podczas koncertu „Pół żartem, pół serio” 111 rocznicę urodzin swego patrona. Z kolei Muzeum Przyrody-Dwór Lutosławskich w Drozdowie skupiło się na uczczeniu 30 rocznicy śmierci jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów, organizując z tej okazji specjalny koncert. Odbył się on trzy dni przed siódmym dniem lutego i z udziałem specjalnych gości. Krzysztof Jakowicz koncertował już w Drozdowie tuż po śmierci swego przyjaciela w roku 1994, ponownie pojawił się w tamtejszym muzeum przy okazji jubileuszu 100-lecia urodzin Lutosławskiego, a teraz, nie zważając na wiek i przebytą niedawno chorobę, przyjechał po raz kolejny. Muzeum w dolnym dworze zmieniło się w tym czasie nie do poznania, a po kilkumiesięcznym remoncie koncert w hołdzie Lutosławskiemu był jednoczesną inauguracją nowego salonu-sali koncertowej, powstałego z dawnego salonu i przyległego doń pokoju Wincentego Lutosławskiego. Wśród licznej publiczności nie zabrakło wnuczki Marii Niklewiczowej, ostatniej właścicielki dworu, Marty Niklewicz-Dworak wraz z mężem Janem Dworakiem, a profesorski duet, jak podkreślała dyrektorka muzeum Ewa Sznejder, zapewnił jej sporo artystycznych doznań.
Krzysztof Jakowicz, podobnie jak w roku 2013, zagrał z towarzyszeniem pianisty Roberta Morawskiego, stawiając na zróżnicowany i ciekawy repertuar. Jak zauważał, pewnie jego przyjaciel nie zaakceptowałby wszystkich tych utworów, ale miał poczucie humoru, tak więc wybaczyłby mu nawet te utwory o bardziej rozrywkowej proweniencji. Zaczęło się jednak całkiem poważnie, od Largo z Koncertu klawesynowego nr 5 F-moll BWV 1056 najsłynniejszego z Bachów, jednego z kompozytorów bardzo cenionych przez Witolda Lutosławskiego. Nie zabrakło też najbardziej reprezentatywnych utworów Ignacego Jana Paderewskiego i Henryka Wieniawskiego, ze słynną Melodią i Menuetem G-dur z opusu 14 oraz Dudziarzem i Obertasem z opusu 19 i Polonezem A-dur op. 21, które 84-letni mistrz zinterpretował tak, że ręce same składały się do oklasków. Obowiązkowe w tym zestawie wydawały się również utwory Fryderyka Chopina, Mazurek D-dur op. 33 nr 3 w transkrypcji na skrzypce Fritza Kreislera i Nokturn Es-dur Nr 2 op. 9. Publiczność czekała jednak na kompozycje Lutosławskiego, a Krzysztof Jakowicz wykonał tym razem Recitativo e Arioso i rzecz zaskakującą, Lullaby for Anne-Sophie. Tę subtelną kołysankę Lutosławski skomponował z myślą o wybitnej niemieckiej skrzypaczce Anne-Sophie Mutter, dla której napisał wcześniej Łańcuch II na skrzypce i orkiestrę oraz przearanżował Partitę. Nie skończyło się w żadnym razie tylko na muzyce, bowiem Krzysztof Jakowicz to urodzony gawędziarz, tak więc nie brakowało wspomnień o przyjacielu, podszytych nutką nostalgii, ale też i humorem.
- Dla mnie Witold Lutosławski miał zawsze wymiar niemalże boski! - podkreślał artysta, przypominając jak zawiązała się ich znajomość, skutkująca prawykonaniami i regularną współpracą, również podczas koncertów w najbardziej prestiżowych salach świata. Opowiadał też jakim skromnym i sympatycznym człowiekiem Witold Lutosławski był prywatnie, przytaczał anegdoty, świadczące o jego niezwykłym poczuciu humoru, ale też fakty potwierdzające, że jego przyjaciel był wielkim filantropem, fundując stypendia młodym muzykom czy opłacając leczenie wielu potrzebującym osobom.
Koncert był więc długi, ale nikomu to nie przeszkadzało - więcej, były aż trzy bisy: słynne „Cierpienia miłości” Fritza Kreislera, stylizowane na klasyczne dzieło Allegretto (in the style of Boccherini) tegoż kompozytora i żartobliwy „Pizzicato Waltz” Boulangera.
Wojciech Chamryk