Filmowy przegląd, spotkania i zaskakujący koncert na Narwiańskim Festiwalu
Klimatyczny koncert ,,Muzyka rzeki” gitarzysty Michała Zygmunta zakończył drugi dzień Narwiańskiego Festiwalu Przyrodniczego. Przed koncertem odbyło się spotkanie z dziennikarzem i fotografikiem Tomaszem Kłosowskim oraz wyświetlono aż osiem filmów przyrodniczych Włodzimierza Puchalskiego. Dzień wcześniej miały miejsce spotkanie z udziałem Bożeny i Jana Walencików, promujące biografię Włodzimierza Puchalskiego ,,Puchalszczyzna” oraz pierwsza część przeglądu jego wybranych filmów, w tym unikalnych, powstałych tuż po II wojnie światowej.
Piątek był na festiwalu dniem aż dwóch wystaw: wybranych i wciąż robiących ogromne wrażenie fotografii Włodzimierza Puchalskiego oraz zbiorowej „Narew – pół wieku po Puchalskim”, nie były to jednak jedyne atrakcje odbywającej się w Hali Kultury imprezy. Spotkanie z filmowcami Bożeną i Janem Walencikami, autorami choćby „Tętna pierwotnej puszczy” i „Sagi prastarej puszczy” miało przede wszystkim być promocją dwutomowej biografii Puchalskiego ,,Puchalszczyzna”, jednak z racji objętości (1400 stron, ponad trzy tysiące zdjęć i ilustracji) koszt jej druku jest ogromny. Jan Walencik zaprezentował więc tylko makiety, powstałego w latach 1985-2020 dzieła, zapowiadając jego premierę w przyszłym miesiącu w wersji e-book. Przedstawił za to, ilustrowaną archiwalnymi zdjęciami, opowieść o życiu Puchalskiego do roku 1939, zatytułowaną „Włodzimierz Puchalski – pionier polskiej fotografii i filmu przyrodniczego – początki pasji”.
– Puchalski na pewno był pionierem – podkreślał Jan Walencik, a jego małżonka dodawała, że życiorys tego niesamowitego człowieka nadaje się na filmowy scenariusz. Trudno się z tym nie zgodzić, bowiem Puchalski fotografią, dzięki ojcu, interesował się od najmłodszych lat, a nad monotonię szkolnej edukacji przedkładał wyprawy do lasów, „tętniących gwarem ptasiego ludka”. Szokiem dla wielu uczestników spotkania była więc informacja, że polował od 13 roku życia, był też członkiem koła myśliwskiego, ale jednocześnie, kiedy zdobył już sławę, zbytnio się o tym nie mówiło, chciał bowiem uchodzić za bezkrwawego łowcę. W każdym razie fotografował już w roku 1923, licząc wtedy lat 14, a już po dwóch latach odniósł na tym polu pierwszy sukces, zwyciężąjąc w konkursie fotograficznym we Lwowie. W kolejnych latach, mimo ekukacyjno-życiowych zakrętów, Puchalski takie sukcesy zaczął odnosić niemal seryjnie, czego ukoronowaniem był złoty medal na Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Berlinie w roku 1937. Zdjęcia już go wtedy jednak w pełni nie satysfakcjonowały, chociaż z powodzeniem prezentował je również na wystawach; stąd podjęte w roku 1935 pierwsze próby filmowania przyrody. Pierwszy pokaz jego debiutanckiego, świetnie przyjętego przez krytykę i widzów filmu „Bezkrwawe łowy” miał miejsce w grudniu 1938 roku, ale wojna przerwała tę świetnie zapowiadającą się karierę.
Filmy Puchalskiego w Łomży
Od roku 1947 Włodzimierz Puchalski zrealizował ponad 60 filmów – część z nich ukończono już po jego śmierci w roku 1979, wykorzystując materiały przez niego nakręcone. Podczas dwudniowych pokazów w ramach Narwiańskiego Festiwalu Przyrodniczego zaprezentowano w trzech blokach reprezentatywny wybór 12 z nich, powstałych w latach 1948-1972.
– Włodzimierz Puchalski pojawia się tu nieprzypadkowo – podkreśla koordynatori pomysłodawca festiwalu Zdzisław Folga, również filmowiec, autor świetnie przyjętych i nagradzanych obrazów „Cząstka Podlasia” i „Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Cztery pory roku”. – Był on prekursorem filmu przyrodniczego w Polsce, a do tego w Morusach nad Narwią spędzał bardzo dużo czasu – kochał tę rzekę i dużo tam filmował. Moża powiedzieć, że jest punktem odniesienia do tego wszystkiego, co robili i robią jego następcy, dlatego uznaliśmy, że warto pokazać jego dorobek, zarówno fotograficzny, jak i filmowy. Zdjęcia zostały cyfrowo zrekonstruowane, a filmy otrzymaliśmy z Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi – poprosiłem żeby sami zdecydowali co warto pokazać i otrzymaliśmy bardzo ciekawy, reprezentatywny zestaw, na czym mi zależało: od pierwszych powojennych filmów Puchalskiego aż po jego wyprawy polarne.
Zrekonstruowane cyfrowo i prezentowane na dużym ekranie filmy zachwyciły widzów. Te pierwsze i niektóre późniejsze, jak „Zima w lesie” z roku 1966 były jeszcze czarno-białe, ale większość od „Skrzydlatych rycerzy (1955) była już barwna, co tylko dodawało im atrakcyjności. Nieszablonowe, iście artystyczne, ukazanie przez Puchalskiego tokowisk batalionów, łabędziego jeziora Łukniany na Mazurach, rodzimej fauny w „Zwierzętach naszych lasów“ (1963) czy króla białowieskiej puszczy w o rok młodszym filmie „Żubry“ wciąż robi wrażenie, mimo tego, że są to jednak produkcje o profilu oświatowym. Podobnie jest z urzekającym żywymi barwami surowego lata światem mroźnej Arktyki, zaprezentowanym w filmach „Wśród gór i dolin Arktyki“ i „Kwitnąca Arktyka“ – w tym pierwszym filmie lektorem był sam Włodzimierz Puchalski.
Od przyrodniczej gawędy do rzecznego ambientu
O wpływie Włodzimierza Puchalskiego na swoją oraz braci Grzegorza i Stanisława twórczość opowiadał również Tomasz Kłosowski, ilustrując tę gawędę zdjęciami znad Narwi i Biebrzy oraz archiwalnymi. Po części było to powtórzenie tego, co mogli usłyszeć i zobaczyć uczestnicy majowego spotkania, zorganizowanego przez Miejską Bibliotekę Publiczną przy okazji promocji książki braci Kłosowskich „Bracia mniejsi i więksi. Opowieści o mieszkańcach z krainy Biebrzy i nie tylko”; pojawiły się też jednak nowe i bardzo interesujące wątki o skutecznym szukaniu przyrodniczych skarbów i podążaniu śladami Puchalskiego.
Finałowy koncert Michała Zygmunta okazał się bardzo ciekawym zwieńczeniem drugiego dnia zaplanowanej na cały weekend festiwalowej imprezy. Gitarzysta z jazzowym wykształceniem zaprezentował, zainspirowany Odrą, oniryczno-nastrojowy program ,,Muzyka rzeki”: oparty na ambiencie i efektach ilustracyjnych, wykorzystujący nagrania terenowe, sampler i partie z loopera. Muzyka płynęła niespiesznie, niczym tytułowa rzeka, czasem tylko pojawiał się w niej wyraźniej zaznaczony rytm czy partie nieco bardziej dynamiczne, niekiedy w warstwie gitarowej kojarzące się z jazzem i bluesem. W ciągu dwudniowej imprezy atrakcji było znacznie więcej, bo przecież były też stoiska z książkami, w tym wydawnictwa Paśny Buriat Adama Zbyryta, również prelegenta trzeciego dnia festiwalu czy ekspozycja bardzo ciekawych pamiątek po Włodzimierzu Puchalskim, jak elementy jego wyposażenia czy kalendarzyki z notatkami, pochodzących ze zbiorów Muzeum Niepołomickiego. Tym bardziej więc cieszy, że ta wspólna i nad wyraz cenna inicjatywa miasta Łomża i Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi zapowiada się na imprezę cykliczną – organizatorzy zapowiadają na przyszły rok jej edycję w jeszcze ciekawszej formule, obejmującej prezentację nowszych i tym razem długometrażowych filmów przyrodniczych.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk
Przyrodnicze wędrówki braci Kłosowskich