Dom na granicy Teatru na Piątnicy
Spektakl „Dom na granicy” Sławomira Mrożka przygotowali aktorzy Teatru na Piątnicy. Prowadzona przez Tomasza Bogdana Rynkowskiego grupa, działająca przy Gminnym Ośrodku Kultury w Piątnicy, bardzo ciekawie ukazała tragikomiczny, pełen absurdów, niestety znowu aktualny, groteskowy świat według Mrożka. Dynamiczne i sprawnie zagrane przedstawienie zostało owacyjnie przyjęte przez liczną publiczność. Są plany jego kolejnych pokazów, Tomasz Bogdan Rynkowski zapowiada też podjęcie prac nad następnym, już całkowicie komediowym, spektaklem.
Tomasz Bogdan Rynkowski, ceniony i wielokrotnie nagradzany aktor Teatru Lalki i Aktora w Łomży, prowadzi Teatr na Piątnicy od niespełna trzech lat, ale pandemia bardzo tę pracę ograniczyła. Dlatego aktorzy, łączącej trzy pokolenia grupy (w składzie są studenci, osoby aktywne zawodowo oraz seniorzy) podkreślają, że pierwszy pokaz „Dom na granicy” w reżyserii pana Tomasza jest tak naprawdę ich pierwszą poważną premierą, chociaż wcześniej zrealizowali już dwa przedstawienia. Tym razem sięgnęli jednak po sztukę jednego z najwybitniejszych polskich dramaturgów, mistrza absurdu znanego również w świecie i, co ważne, podołali wyzwaniu.
– Udało się, ponieważ mamy bardzo dobrego prowadzącego, pana Tomasza! – mówi Zofia Rybicka. – Jest wspaniałym, bardzo ciepłym człowiekiem i świetnym aktorem; umie nas tak poprowadzić, że sami jesteśmy zachwyceni efektami – nie ma słów, żeby to właściwie wyrazić. Do tego jest nas na scenie kilka pokoleń, ale dzięki panu Tomkowi znaleźliśmy wspólny język i jesteśmy jak prawdziwa rodzina. Przychodzimy na próby z przyjemnością, ćwiczymy i czasami aż nie chce się nam wracać do domu – jesteśmy bardzo zadowoleni i oby tak było dalej.
Wszystko zaczyna się, gdy główny bohater (Piotr Zduńczyk) wraca po pracy do domu. Czeka tam na niego cała rodzina: kochająca żona (Magdalena Dominika Białecka), teściowie (Małgorzata Tomczyk i Stanisław Chaberek) oraz ciotki (Zofia Rybicka i Halina Sakowska). Kolację zakłóca pojawienie się dyplomaty-pełnomocnika nadrzędnego ciała (Barbara Redyk), który oznajmia zdumionym domownikom, że ma wykonać niezwykle ważne zadanie: wytyczyć granicę przez środek ich domu. Absurdalność tego zamiaru jest dla urzędnika sprawą drugorzędną, liczy się tylko sprawa wszechświatowa i dokładne wykonanie polecenia. Rodzina przeżywa jednak trudne chwile: kuchnia jest już poza jej zasięgem, sypialnie również, a do poruszania się po reszcie domu potrzebuje przepustek. Dochodzi przy tym do sytuacji komicznych, jak przemyt towarów przez granicę, przebiegającą przez pełniący funkcję łóżka, stół (w roli przemytnika oraz kapitana saperów Zuzanna Tomczyk), ale też dramatycznych, kiedy sąsiadka została zastrzelona przy próbie przekroczenia granicy bez paszportu, a tak naprawdę chciała tylko podejść do szafy.
Owa granica ma wymiar podwójnie symboliczny: dzieli nie tylko rodzinę, gdzie choćby uczucie między teściami jest już tylko wspomnieniem, a zięć też nie pała do matki żony zbytnią sympatią, ale pokazuje też, że od pokoju do konfliktu zbrojnego dzieli nas najczęściej tylko jeden krok. Co gorsza coś oczywistego dla Sławomira Mrożka na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku, jest też boleśnie aktualne w trzeciej dekadzie XXI stulecia, co nie świadczy najlepiej nie tylko o rodzaju ludzkim jako takim, ale przede wszystkim o rządzących nim, niereformowalnych politykach.
– Aktorzy podołali wyzwaniu – podsumowuje Tomasz Bogdan Rynkowski. – Jest to tym bardziej godne podkreślenia, bo spotykaliśmy się tylko raz w tygodniu na dwugodzinnych próbach. Czasem były one okrojone, bo ktoś opiekuje się rodzicami, są dzieci, wnuki, Zuzia studiuje i jest w trakcie sesji egzaminacyjnej, a znaczna część aktorów to nauczyciele, tak więc dochodzą do tego rady pedagogiczne czy inne obowiązki. „Dom na granicy” to tragikomedia, obecnie znowu bardzo aktualna. Z tego powodu jest mi bardzo smutno, bo zaproponowałem ten tytuł pani dyrektor jeszcze przed pandemią, ale kiedy już po niej rozpoczęliśmy próby nikt z nas nie mógł nawet przypuszczać, że zacznie się ta nieprzyjemna sytuacja na naszej wschodniej granicy i to, co zaczął robić Putin. Niektórzy z aktorów byli nawet tym tematem przerażeni, bo wielu z nich podejmowało Ukraińców, ratowało im życie i byt – zostawiali więc swych podopiecznych w domach i przychodzili na próby, żeby zmierzyć się z tym problemem na scenie. Jestem dumny, że spotkałem takich ludzi i mogę z nimi pracować; chyba rzeczywiście jesteśmy już jak rodzina, znaleźliśmy tę nić porozumienia. Dlatego chcemy pokazać „Dom na granicy” w Hali Kultury, ale po poważnych korektach; mam też już pomysł na następny tytuł, utrzymany w bardziej komediowej konwencji, ale zabierzemy się za niego dopiero po dopracowaniu tego spektaklu.
Wojciech Chamryk