Glogerowska nagroda dla pasjonata
Wawrzyniec Kłosiński laureatem tegorocznej edycji Nagrody im. Zygmunta Glogera Społecznego Stowarzyszenia Prasoznawczego „Stopka” im. S. Zagórskiego. Wiceprezes Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, wcześniej dziennikarz Polskiego Radia Białystok, został doceniony za „popularyzowanie ziemi łomżyńskiej oraz redagowanie i wydawanie publikacji regionalnych” co wiąże się z ogromną pracą, wykonaną w ostatnich 20 latach. Dzięki niej biblioteka wydawnictw regionalnych rokrocznie powiększa się o kolejne pozycje, bezcenne nie tylko dla historyków, ale też czytelników, lubiących zgłębiać przeszłość Łomży i jej okolic.
Wojciech Chamryk: W roku 2007 napisałeś w „Gazecie Współczesnej” o „honorowaniu ludzi, którzy na terenie całego kraju, a ostatnio też poza granicami, swoim uporem poprawiają żywot całym środowiskom”, dodając, że nagrody im. Zygmunta Glogera dostają społecznicy i ludzie zakręceni. Spodziewałeś się, że po kilkunastu latach sam znajdziesz się w ich zacnym gronie, że Kapituła tej nagrody doceni również twoje dokonania?
Wawrzyniec Kłosiński: Mijałbym się z prawdą mówiąc, że nie marzyłem o Glogerze, zwłaszcza od tego roku, kiedy Dorota Sokołowska, moja była koleżanka z Radia Białystok, też otrzymała nagrodę III stopnia. A działalność wszelkich społeczników jest bardzo ważna, bo dzięki nim załatwiane są różne sprawy, na które władze Łomży czy innych miast nie mają pieniędzy, czasu ani ochoty, trochę więc się robi. Wczoraj bardzo mnie też podbudowało wystąpienie członka Kapituły, profesora Dariusza Rotta, który powiedział, podsumowując wyniki tegorocznego konkursu, że jego laureaci w swoich małych ojczyznach czynią ten świat trochę lepszym. Fajnie to brzmi!
W.C.: I w dodatku jest to prawda, bo przecież działalność Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej jest bardzo wielotorowa, ale ten aspekt wydaje mi się tu niezwykle istotny – tym bardziej, że skupiając się na przeszłości nie zapominacie również o teraźniejszości?
W.K.: Myślę, że zupełnie nieźle ogarniamy to, co kiedyś było w Łomży. Dzieje się to, między innymi, dzięki konkursowi „W mieście, co było mi rajem...”, bo na ten konkurs wpływają prace od ludzi, którzy nadsyłają często bardzo osobiste wyznania, nie mając nawet czasem świadomości, w jaki sposób uzupełniają fragmenty nieznanej historii miasta Łomży, innych okolicznych miast czy regionu. Często jest przecież tak, że nasze życiorysy stanowią tło dla ważnych wydarzeń historycznych i czasem uświadamiamy to sobie, albo i nie, dopiero po wielu latach.
W.C.: Dlatego staracie się przybliżać lokalną historię nie tylko w licznych publikacjach książkowych, w tym w „Ziemi Łomżyńskiej”, ale również w „Wiadomościach Łomżyńskich”?
W.K.: Nigdy nie myślałem, że to tak daleko zajdzie, bo jest tych wydawnictw naprawdę sporo. Oczywiście byłoby ogromną przesadą mówić, że to tylko moja zasługa, bo tak oczywiście nie jest. Tak się złożyło, że mamy w Towarzystwie znakomity zespół ludzi, którzy się wspierają i przede wszystkim rozumieją – dzięki temu nasza praca idzie do przodu, daje efekty, mimo pandemii. Fajnie jest, że wokół tych wydawnictw, a przypomnę, że za naszej kadencji ukazało się dziewięć roczników „Ziemi Łomżyńskiej”, a dziesiąty jest w tej chwili w drukarni i ukaże się prawdopodobnie na 11 listopada, na rocznicę powstania Towarzystwa i na Narodowe Święto Niepodległości. A do tego ponad sto kwartalników „Wiadomości Łomżyńskich”, a wcześniej choćby „Komunikatów Zarządu Głównego”. To zasługa dziennikarzy, którzy dla nas piszą, czyniąc to zupełnie społecznie, tak samo autorzy zdjęć. Sporo jest też tekstów niedziennikarskich, pisanych przez ludzi, bo mieli coś do powiedzenia, co bardzo wzbogaca treść pisma. Do tego znakomita, współpraca z profesorem Adamem Dobrońskim, który już od lat jest nieocenionym konsultantem wszystkich wydawnictw Towarzystwa pod kątem historycznym, a najfajniejszym efektem tej współpracy jest to, co wczoraj też podkreślił profesor Rott, publikacja w ubiegłym roku specjalnego wydania „Wiadomości Łomżyńskich”, poświęconego wojnie polsko-bolszewickiej w roku 1920 na naszych terenach. Dariusz Rott określił je wczoraj bestsellerem, bo faktycznie rozeszło się ono błyskawicznie.
W.C.: Kolejne roczniki „Ziemi Łomżyńskiej”, ukazujące się od roku 1985, są tu chyba znaczącą serią, nie tylko w kontekście lokalnym, bo takie cykle zdarzają się niezwykle rzadko?
W.K.: Pierwsze numery ukazały się tuż po powstaniu Towarzystwa, kiedy jeszcze Zarząd Główny mieścił się w Warszawie. Były to oczywiście wydawnictwa na tamtą miarę i nie można ich porównywać z obecnymi, ale wtedy były bardzo ważne i potrzebne, chociaż ukazywały się nieregularnie. Na początku naszej kadencji, czyli ponad 20 lat temu, doprowadziliśmy do tego, że co roku ukazywał się rocznik, bo mieliśmy sporo materiałów. Teraz ukazują się co dwa lata, więc według mnie nie powinny nazywać się rocznikami, ale tak zostało. Powodem tego stanu rzeczy są bardzo skromne finanse, bo wydajemy to, na co nas stać. Na „Wiadomości...” mamy trochę dotacji z ratusza, a na ten piętnasty rocznik udało nam się pozyskać poważnego sponsora, Fundację KGHM Polska Miedź, która pokrywa wszystkie koszty wydania. Co do zawartości to staramy się utrzymać podział na przeszłość, dzień współczesny naszego regionu, ludzi stąd pochodzących, twarze, sylwetki, biogramy, a nawet próbowaliśmy trochę z poezją, zamieszczając wiersze nagradzane podczas Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jana Kulki. W tym roku jednak z tego zrezygnowaliśmy, bo mamy mnóstwo materiału, ponad 550 stron, więc wiersze przeniesiemy do kolejnego wydania. Jest to kawał historii Łomży i regionu, a do tego piszą nie tylko dziennikarze czy historycy, ale też zwykli ludzie, co też wydaje mi się niezwykle ważne.
W.C.: Masz wśród książek wydanych przez Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej jakieś ulubione, albo potrafisz wskazać wśród nich te najbardziej przełomowe, tak jak choćby poprawione i uzupełnione wydanie „Dziejów Łomży od czasów najdawniejszych do rozbiorów Rzeczypospolitej” Donaty Godlewskiej?
W.K.: Absolutnym bestsellerem jest „Nad Pissą, Wissą i Narwią” profesora Bohdana Winiarskiego, również uzupełnione. Ta książka wciąż cieszy się bardzo dużym powodzeniem, ludzie kupują ją nie tylko dla siebie, ale też na prezent. Dzieje się to pewnie dlatego, że świetnie się to czyta, jest napisane tak, że człowiek wchodzi w atmosferę miasta z czasów młodości Winiarskiego, do jego Lasek na Kurpiowszczyźnie, albo jak chodził na Bernatowicza do szkoły – to kawał niesamowitej lektury. Może trochę odpycha tytuł, bo jest taki trochę, jak na mój gust, zbyt „sierioznyj” (poważny w języku rosyjskim – red.), ale kiedy już zacznie się czytać, to nie można się oderwać. Bezpretensjonalnie, ale skutecznie Winiarski czaruje czytelnika tą wspaniałą magią dawnej Łomży, którą pewnie znakomicie pamiętały jeszcze trzy Wielkie Damy Towarzystwa: Hanka Bielicka, Halina Miroszowa i Donata Godlewska.
W.C.: Warto też wspomnieć o tym, że poza tytułami wyprzedanymi Towarzystwo wciąż ma w sprzedaży wiele innych, równie interesujących, dostępnych w waszej siedzibie przy ul. Sienkiewicza 8/1, a do tych innych też można jakoś dotrzeć?
W.K.: Niestety sporo pozycji już się sprzedało i do nich nie wracamy. Ale nie ma z tym większego problemu, bo staramy się archiwizować swoje wydawnictwa. Po kilka egzemplarzy naszych wydawnictw zawsze trafia do Łomżyńskiego Towarzystwa Naukowego im. Wagów czy Miejskiej Biblioteki Publicznej, wysyłamy je również do szkół i bibliotek w regionie, wszystkich bibliotek uniwersyteckich w całym kraju, że już nie wspomnę o tym, że obowiązkowo do Biblioteki Narodowej. Są więc one wciąż dostępne, mimo wyczerpanych nakładów. Zawsze jednak najpierw warto zapytać o interesującą nas publikację w siedzibie Towarzystwa na Sienkiewicza 8. Ostatnio trochę „rozbudowaliśmy” naszą bibliotekę, mamy nieco więcej miejsca, więc bardzo jest prawdopodobne, że coś, czego ktoś szuka, jest u nas, na miejscu. Nawet ostatnio dostaliśmy list z Wielkiej Brytanii, w którym pewna pani pisze, że z wielką radością i zaskoczeniem znalazła w tamtejszej bibliotece 10 rocznik „Ziemi Łomżyńskiej“.
W.C. Taka nagroda oczywiście cieszy, ale co dalej? To mobilizacja do dalszej pracy?
W.K.: Pytał mnie o to wczoraj Adaś Dąbrowski. Odpowiedziałem mu więc, tak trochę żartobliwie, że bardzo bym sobie życzył, żeby zapomnieli o mnie kardiolodzy, urolodzy i chirurdzy, żebym mógł jeszcze trochę popracować (śmiech). Naprawdę jest co robić, dlatego zachęcam ludzi do współpracy, jestem też niesamowicie wdzięczny wszystkim kolegom dziennkarzom, którzy ze mną współpracują, zresztą korektę też robi nam dziennikarka. To fajna grupa, ale potrzeba nam też kogoś z zewnątrz, z nieco innym spojrzeniem, bo chcemy szczerze zapisać, zarejestrować prawdziwe oblicze miasta i ludzi. Teraz choćby trwa ósma edycja konkursu na wspomnienia „W mieście, co było mi rajem...”, można je nadsyłać do 15. października. Z kolei do 30. listopada można nadsyłać zdjęcia na konkurs fotograficzny „Załomżenie”, z którego materiały chcemy wykorzystać do wydania dużego, prawdziwego albumu o Łomży, wzbogaconego bardzo mądrym, lekkim do przeczytania tekstem profesora Dobrońskiego. Tak więc jest co robić, na odpoczynek jest zdecydowanie za wcześnie. Dziękuję też najserdeczniej ludziom, którzy mają prawo – przynajmniej część tej nagrody – przytulić do swojego serca: wnioskodawcy, czyli Zarządowi Głównemu Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej z najlepszym prezesem Zygmuntem Zdanowiczem, prof. Adamowi Czesławowi Dobrońskiemu – konsultantowi wydawnictw historycznych TPZŁ, Dostojnej Kapitule, Ziutkowi, który przed laty „zaraził” mnie tym wspaniałym Towarzystwem, Przyjaciołom Serdecznym, Zarządowi i przesympatycznym Pracownikom Stopki, wszystkim koleżankom dziennikarkom i kolegom dziennikarzom, którzy chcą od tylu lat bezinteresownie, za to niezwykle owocnie współpracować z wydawnictwami Towarzystwa, Salonowi Prasowemu „U Darka” przy ul. Dwornej 4, niezawodnym Prenumeratorom i Czytelnikom, Prześwietnym Sponsorom Wydawnictw, a nade wszystko Kochanej Żonie i Najdroższym Dzieciom Oli i Bartkowi. Ten poczciwy Zygmunt Gloger uśmiecha się dziś do Was wszystkich serdecznie!
Wojciech Chamryk