Odszedł Jerzy Szymanowski
Przerzedzają się szeregi łomżyńskich Sybiraków: dzień po Leonie Wagnerze zmarł Jerzy Szymanowski, jeden z założycieli i wiceprezes Związku Sybiraków w Łomży. Miał zaledwie dwa tygodnie, gdy w roku 1940 został z rodziną wywieziony na Sybir. Przeżył cudem, co nie udało się jego ojcu i rodzeństwu, do kraju wrócił, licząc prawie siedem lat. – To niepowetowana strata, nie tylko dla członków rodziny, ale również dla nas – mówi Sybiraczka Nina Żyłko, sekretarz Związku Sybiraków w Łomży. – Jerzy był urodzonym społecznikiem, który nie szczędził czasu i wysiłku żeby coś zorganizować i pomóc innym. Będzie go nam bardzo brakowało, ale taka jest niestety kolej rzeczy, że wykruszamy się, jest nas coraz mniej.
Syberia naznaczyła losy wielu rodzin z Łomży i jej okolic. Bezlitosna zsyłka stała się nie tylko przyczyną śmierci wielu osób, które nie wytrzymały zimna, głodu czy niewolniczej pracy w tajdze, ale też traumatycznym, ciągle pamiętanym przeżyciem.
– Pamiętam jak Jurek opowiadał, że był malutki, kiedy ich wywieźli – wspomina Sybiraczka Julia Giemza, z domu Wojewoda, w momencie wywózki niewiele odeń starsza, bo licząca raptem ponad rok. – Byliśmy wtedy bardzo mali, niewiele rozumieliśmy, ale i tak doświadczyliśmy tych wszystkich okropieństw, głodu i śmierci – nie da się tego zapomnieć i mówić o tym ze spokojem. Mój brat, też już świętej pamięci Kazimierz Wojewoda, znał go lepiej. Ja zapamiętałam Jurka najlepiej z naszych spotkań. Mieliśmy na przykład Ogólnopolski Zjazd Sybiraków w Częstochowie, który organizowała Łomża i wypadło to bardzo ładnie. Czytał wtedy apel poległych i wzruszył się tak, że nie mógł ukryć łez, nie mógł kontynuować – nasza prezes, Ala Lewandowska, musiała za niego dokończyć, a my wszyscy też płakaliśmy...
Nie było zaskoczeniem, że kiedy w roku 1988 zaczęto tworzyć ogólnopolski Związek Sybiraków, Jerzy Szymanowski, kapitan rezerwy, radny Rady Miasta i wieloletni dyrektor Państwowego Liceum Pielęgniarstwa w Łomży, stał się jednym z założycieli jego łomżyńskiego Oddziału.
– Był bardzo aktywny, taki typowy nauczyciel – wspomina Nina Żyłko. – Był na przykład inicjatorem naszych spotkań opłatkowych, sam przygotowywał ten czarny opłatek Sybiraka, którym dzieliśmy się obok tego białego, tradycyjnego. Często powtarzał: „spotykajmy się, bo może tego kolejnego spotkania już nie doczekam” – jak my wszyscy miał problemy ze zdrowiem, ale nie poddawał się, działał, chciał coś robić na rzecz innych. Zawsze też można było na niego liczyć, chętnie pomagał; mnie odwoził nawet do Nowogrodu i było to dla niego coś naturalnego.
Jerzy Szymanowski kultywował też pamięć dawnych dni, spotykając się z młodzieżą w szkołach i bursach, opowiadając o zsyłkach, dzieląc się wspomnieniami – były to jedyne w swoim rodzaju lekcje historii. Uczestniczył również w corocznych spotkaniach żołnierzy, kombatantów i władz Łomży w ramach łomżyńskich obchodów Święta Wojska Polskiego; wraz ze Związkiem Sybiraków był też pomysłodawcą utworzenia w Łomży Regionalnego Centrum Dokumentacji Deportacji i Wypędzeń Mieszkańców Ziemi Łomżyńskiej im. gen. Władysława Andersa.
– Jerzy miał ulubioną piosenkę, „Matko moja, ja wiem”, kiedyś śpiewaną przez Bernarda Ładysza i jego żonę Leokadię Rymkiewicz-Ładysz – mówi Nina Żyłko. – Dostaliśmy ją z Oddziału w Kołobrzegu, ze zmienionym tekstem, odnoszącym się do syberyjskich zsyłek. Jego marzeniem było, żeby zabrzmiała na jego pogrzebie, ale nie wiem, czy będzie to możliwe. Jeśli nie uda się nam jej zaśpiewać czy odtworzyć z płyty, to na pewno wykonamy ją przy mogile naszego przyjaciela za jakiś czas, żeby pożegnać go tymi, chwytającymi za serce, słowami...
Wojciech Chamryk