Pożegnaliśmy Ś.P. Jerzego Piotra Szczechowskiego (+54)
„W dniu 23 lipca 2020 roku odszedł do Pana w wieku 54 lat Ś.P. Jerzy Piotr Szczechowski”. Krótka informacja z klepsydry na tablicy przed Kaplicą Epitafium w Łomży, gdzie w poniedziałek Ojciec Kapucyn odprawił mszę św. za Ś.P. Jerzego Piotra... Może z początku to nazwisko nie powie wiele nawet rodowitym łomżyniakom, ponieważ tak jak żył skromnie i bez rozgłosu, tak niespodziewanie i cicho odszedł. Był jednym z najbardziej znanych mieszkańców Łomży, której dodawał kolorytu...
- Brata bolała głowa, nie mógł wstać... – wspomina tamten fatalny czwartek brat Zmarłego Janek, młodszy o trzy lata. Czuwał od rana przy trumnie w pustej kaplicy, z której wychodzi się przywitać. Smutny, osamotniony, w charakterystycznej, zielonej kurtce wojskowej i spodniach moro. Trzyma w rękach furażerkę, swoje ulubione nakrycie głowy. Biało-czerwona naszywka z orłem na ubraniu przypomina, że Pan Janek jest i czuje się Polakiem. Odkąd ich znam z widzenia przez dziesiątki lat, zawsze byli nierozłączni: dwaj bracia Łomżyniacy, Polacy, wędrujący codziennie i niestrudzenie po ulicach rodzinnego miasta. - Miał wrócić ze szpitala, ale nie wrócił... Zmarł... Pan Janek został sam.
Spoczął w poświęconej ziemi z rodzicami
Ojciec Kapucyn w nabożeństwie pogrzebowym przypomina kilku wiernym, że obecność i modlitwa to ostatnia tutaj na ziemi posługa, zanim odprowadzimy Ś.P. Jerzego Piotra do grobu, „gdzie będzie oczekiwał na przyjście Chrystusa”. - Twoje ciało było świątynią Ducha Świętego... – uświadamia Śmiertelnikowi i najbliższym z Jego rodziny zakonnik w brązowym habicie. Zmarły w granatowym garniturze milczy, jakby w metafizycznym półśnie zasłuchany w ufne prośby kapłana i wiernych o przyjęcie Go do błogosławionej społeczności świętych... „Niech aniołowie zawiodą Cię do raju...”
W kondukcie zmierzamy chodnikiem ulicy Przykoszarowej za karawanem z trumną do głównej bramy nowego cmentarza. Słonecznie, zielono, pusto – nie tylko w okolicy, ale i w myślach, i w sercu, że to ostatnia droga razem z Panem Jerzym Piotrem... „W krainie życia będę widział Boga” - śpiewamy smętnie w Jego i swoim imieniu słowami psalmisty, wspinając się długo i w powadze po rozwidleniach alejek cmentarnych. Na szczycie czeka grób rodzinny. Starszy Syn spocznie w jednej ziemi z rodzicami: mamą Jadwigą Szczechowską (+56), zmarłą w 1989 r. po potrąceniu w wypadku samochodowym, oraz tatą Piotrem Szczechowskim (+ 78), zmarłym w 2000 r. „Niech Bóg da Tobie pić ze źródła wody życia...” - życzy Zmarłemu i Jego Duszy w naszym imieniu Ojciec Kapucyn.
Nierozłączni w braterskiej współpracy
Znajomi rodziców wspominają, że byli to ludzie bardzo pracowici, uczciwi, skromni, zatrudnieni w łomżyńskiej „zieleni miejskiej”, sprzątający w parkach liście i gałęzie i wywożący je zaprzężonym w konia wozem. - Najpierw mieszkali w Rakowie, a potem przenieśli się do Łomży – opowiada po pogrzebie Tadeusz Szczechowski, 68-letni brat stryjeczny dwójki braci, których czasem mieszkańcy Łomży z wielką sympatią nazywali Bolek i Lolek - z racji braterskiej więzi i różnicy wzrostu. Pan Jerzy Piotr był wyższy i tęższy, Pan Janek niższy i szczuplejszy. W opinii krewnego, obaj synowie byli dobrze wychowani i spokojni. Nie byli agresywni i nikomu nie ubliżyli. W pamięci przetrwało mu jeszcze wspomnienie, że ich tata również powoził ozdobionym na czarno karawanem konnym w zgrzebnej epoce lat 60. i 70., kiedy nie było w mieście prawie w ogóle samochodów osobowych.
Podobną opinię o braciach ma sąsiadka Danuta Metelska. - Bardzo życzliwi, zawsze mówili „dzień dobry”, w drzwiach wejściowych nieraz mnie przepuścili – chwali kulturę osobistą braci sąsiadów, „nie byli uciążliwi, nikomu mnie zawadzali”. Brat stryjeczny Tadeusz dodaje, że starszy Ś.P. Jurek po śmierci rodziców „kierował” Jankiem i dzięki temu – choć w trudnej sytuacji – poradzili sobie. Przez lata wędrowali po starówce i osiedlach Łomży, stanowiąc wyjątkową, dwuosobową, rodzinną „firmę” sprzątającą. Pan Jurek w dżinsowej kurtce, a Pan Janek w moro z workami pełnymi puszek aluminiowych, zebranych w miejscach, gdzie wyrzucali je inni. - Dam radę – optymistycznie widzi przyszłość po śmierci Brata Pan Janek. - Zbiorę puszki, sprzedam i będę mieć pieniądze. Na życie.
Mirosław R. Derewońko