Nareszcie możemy iść do fryzjerki i restauracji
Ponad dwa miesiące czekali klienci salonów fryzjerskich i goście restauracji na odblokowanie przez rząd praw: świadczenia usług fryzjerskich i kosmetycznych w zakładach i gabinetach oraz spożycia smacznego obiadu w restauracji na miejscu. - Byliśmy przezorni, zdyscyplinowani i odpowiedzialni za bezpieczeństwo naszych klientów i własne, dlatego zamknęliśmy salon fryzjerski przy Dwornej 33 od razu po ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemicznego – mówi Anita Zalewska, znana fryzjerka z łomżyńskiej starówki. - Jesteśmy szczęśliwi, że od poniedziałku znowu możemy przyjąć klientów.
- Niektórzy klienci przez ponad dwa albo trzy miesiące nieobecności zmienili się tak bardzo, że nie mogliśmy ich poznać – opowiada z uśmiechem Anita Zalewska, zajmująca się strzyżeniem włosów i modelowaniem bród od 25 lat. Czerpała wzory od mistrzyni fryzjerstwa Barbary Wojsław w Białej Piskiej i uważa, że „fryzjer ma czarodziejskie dłonie”. Magia tego zawodu polega na tym, że ludzi odmładza się czasem o kilkanaście lat, odświeża wygląd zmęczonym i zapracowanym, przywraca urok i wdzięk oraz dobre samopoczucie zmartwionym, smutnym i ponurym. - Przez dwa miesiące bezruchu w firmie stęskniliśmy się do pracy z klientami. Od poniedziałku przyjmowaliśmy ich od godziny 8. do 18., potem sprzątaliśmy intensywnie. Używaliśmy różnych środków dezynfekcyjnych – jednych do gładkich powierzchni luster i blatów, innych do narzędzi, szafek, parapetów i podłóg.
Zniknął rząd krzesełek z poczekalni
Na strzyżenie i golenie trzeba umówić się telefonicznie na konkretną godzinę i przyjść punktualnie: 698 099 416. Można wybrać ulubioną osobę: Annę, Angelikę, Aureliusza lub Anitę. - Na szczęście, wszyscy pracownicy i rodziny są zdrowe, nikt z naszego otoczenia nie zachorował, więc jesteśmy w optymistycznie wiosennym nastroju. Wznowiliśmy działalność błyskawicznie i nikt nie próżnował.
Fryzjer to nie aptekarz, co do grama odmierzający czas, ale trzeba pilnować umówionej godziny, by nie stracić miejsca w kolejce. Tym bardziej, że nie będzie można poczekać w kameralnym saloniku na rogu Dwornej i Giełczyńskiej, ponieważ zniknął rząd krzesełek z poczekalni. Chodziło o to, aby klienci nie gromadzili się i nie przebywali w sąsiedztwie, i o to, aby zrobić miejsce dla stanowiska z fotelem, oddalonego od dwóch pozostałych. Ponad dwa miesiące przymusowej bezczynności przez stan epidemii koronawirusa w Polsce spowodowały że fryzjerzy stęsknili się do pracy, a szefostwo skorzystało z pomocy PUP i tarczy antykryzysowej, m.in., zwalniającej z obowiązku płacenia ZUS. Ciekawostką z historii rzemiosła i mistrzów po fachu jest fakt, że Anita Zalewska 13 lat pracowała w Zakładzie Karola Boryszewskiego, gdzie pół wieku strzygli się prezydenci i biskupi, i robotnicy.
- Bardzo cieszymy się, że możemy wreszcie pracować – mówi Beata Lemańska, która fryzjerką jest od 30 lat; 27 lat prowadzi własny salon. - Od poniedziałku przyjmujemy panie przy ul. Mickiewicza 19 w taki sposób, żeby każda poczuła się bezpiecznie. Salon ma 60 mkw. i przeorganizowałyśmy go tak, aby każda z klientek miała swoją część w oddaleniu od dwóch pozostałych. Panie mają na twarzy maseczki i są w rękawiczkach, podobnie jak personel. Panie są przeszczęśliwe, że wróciły do nas, a my jesteśmy przeszczęśliwe, że możemy przyjmować klientki. Mamy z takiego spotkania wspólnie dużo radości, mimo niewygodnych ograniczeń. Ważne, że klientki się nie boją przyjść do nas. Każda dostaje świeży ręcznik i czystą pelerynę. Przed i po ostrzyżeniu czy farbowaniu włosów dokonujemy dezynfekcji powierzchni mebli i narzędzi. Zapraszam od 8. 30 do 19.: nr 502 474 123.
Soczyste żeberka i sałatka
Spacerujący uliczkami cichej i pustej łomżyńskiej starówki z radością obserwowali w poniedziałek rano, jak przed Restauracją Na Farnej 4-osobowa ekipa rozstawiała rozłożyste parasole w ogródku. - Nasza Restauracja jest otwarta dla Szanownych Gości – cieszy się Jadwiga Serafin, znana z wielu inicjatyw kulturalnych: nagrania łomżyńskiej kolędy, recitale Magdy Sinoff ze Studiem Wokalnym eMDeK, koncerty bluesa i jazzu muzyków z Grzegorzem Sekmistrzem i akordeonistów, wernisaże artystów pod wodzą Ivayly Żivkowej, dyskusje o Łomży, prelekcje i debaty tematyczne. Zamierza kontynuować promowanie łomżyniaków. - Mamy przygotowane wszystko. Aż szkoda, że na stołach nic nie może stać i że nie można kłaść obrusów, każdorazowo trzeba przecierać blaty... - komentuje doświadczona restauratorka, ucząca na praktykach młodzież eleganckiego przygotowania przyjęcia.
Zapewnia, że RNF ma znakomitą zmywarko-wyparzarkę oraz że goście nie chcą jeść plastikowymi sztućcami, co uszanują kelnerki w maskach i rękawiczkach. Lokal będzie czynny w godz. 10. - 22. Nadal wśród smakołyków są, np.. soczyste żeberka i sałatka grecka, a zapowiada się w menu smakowita, wiosenna rewolucja i pyszne niespodzianki. - Dwa miesiące były najdłuższym urlopem w naszym życiu, ale bardziej szkoda mi pracowników, bo im też było ciężko, każdemu jest trudno funkcjonować w anormalnych warunkach epidemii i zakazów – podsumowuje Pani Jagoda. - Czekamy z informacjami na stoliku o dezynfekcji na dobrą pogodę i Gości tel. 512 113 853. Może Bozia dopomoże.
Dla sytego i głodnego coś smacznego
Restauracja Syta Panna przy Sikorskiego 134 również w poniedziałek otworzyła podwoje gościom. Prowadząca lokal, znany m.in. z potraw rybnych, Beata Siergiejewicz informuje, że Syta Panna jest czynna w godz. 11. - 18. i została na ponowne otwarcie przygotowana „z zachowaniem wszelkich środków ostrożności”: pracownicy obsługi mają maski i rękawiczki, stoliki rozsunięto na dystans 2 metry, są na bieżąco dezynfekowane. Restauracja była zamknięta przez pierwszy miesiąc, w drugim zaczęto serwować potrawy na wynos: tel. 506 071 647. Z nowości na zachętę dla gości zachwycają dania kuchni tajskiej: aromatyczne zupy i zielone i czerwone curry z krewetkami albo kurczakiem.
Swojskie Jadło przy ul. Nowogrodzkiej 58 ma ogromną salę weselną powyżej baru z tradycyjnymi - jak w nazwie – polskimi potrawami. Zamknięta z racji zakazu rządowego „na miejscu” restauracja w tym czasie nadal oferowała posiłki na wynos: klienci odbierali je osobiście albo były dowożone. - W porównaniu z okresem sprzed roku obroty spadły nam o 75 procent – szacuje właściciel Marek Sasinowski. Aby utrzymać zatrudnienie i bogatą ofertę gastronomiczną, firma skorzystała z ulgi w ZUS, złożyła wniosek na pożyczkę 5 tys. zł (ale jeszcze pieniędzy nie dostała), o dofinansowanie do Urzędu Pracy - w celu wypłacania wynagrodzeń pracowniczych, i wniosek do PARPA o kredyt. - Oj, ciężko obecnie prowadzić ten interes - nie załamuje się Pan Marek. Z optymizmem opowiada o rodzinnym przyjęciu komunijnym na 15 osób, imprezach firmowych i cateringu: nr 531 755 755. - Klienci trochę boją się przychodzić, ale są zachowane środki ostrożności. Działamy od 10. do 18.
Mirosław R. Derewońko