Złote Gody po ślubie w środku zimy albo środku lata
Poznali się pod koniec lat 60. w Klubie Futurysta w mieście Łodzi. Ona studiowała farmację w AM, on - włókiennictwo w PW. Zatańczyli twista i... umówili się na romantyczną potańcówkę we dwoje. - Mój przyszły mąż wydał całe stypendium na kolację z dancingiem w jednej z lepszych restauracji, nazywała się „Halka” – wspomina z rozbawieniem Alicja Białkowska – Gajos, która z Michałem Gajosem otrzymała w sobotnie południe Medal za Długoletnie Pożycie Małżeńskie. Odznaczenie przyznał prezydent RP Andrzej Duda i wręczył prezydent Łomży Mariusz Chrzanowski. - Państwo jesteście dla naszego młodszego pokolenia wzorem do naśladowania – gratulował włodarz miasta.
Uroczystość poprowadziła Ewa Nowakowska, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Łomży. Aż 26 par, świętujących w tym roku jubileusz Złotych Godów - 50-lecia małżeństwa, - otrzymało medale, piękne, wielobarwne wiązanki kwiatów z róż, gerber i chryzantem i życzenia od prezydenta Łomży na uroczystości o godzinie 11. w sobotę. Dwie godziny później tego samego dnia kolejnych 19 par ucieszyło się w hallu ratusza przy Starym Rynku z delikatnie zwiewnej jak walczyki Paryża muzyki kwartetu BiOacoustic: B wskazuje na wirtuoza gitary Dariusza Boguskiego, zaś O na małżeństwo artystyczne: skrzypaczki Żakliny i akordeonisty Michała Olchowika. Kwartet wprowadził pogodny nastrój młodości, do jakiej w przemowie gratulacyjnej odwoływał się prezydent, próbując stworzyć obraz owych czasów z okresu późnego Gomułki sprzed pół wieku: wspólne planowanie przyszłości przez młode pary, wyobrażanie sobie tego, co najlepsze, i decyzja o związaniu losów na całe życie. Wśród nagrodzonych medalami znalazły się dwie pary, które doczekały też Diamentowych Godów: Sabina i Franciszek Jastrzębscy oraz Sabina i Czesław Wasilewscy, którzy przeżyli razem po 60 lat.
Zima w 1969 roku była mroźna i śnieżna
Prezydent Mariusz Chrzanowski podziękował Złotym i Diamentowym Małżeństwom za czas i trud, jakie codziennie przez pół wieku poświęcali swoim rodzinom i dla rozwoju społeczeństwa Łomży, za „pracę na rzecz naszego miasta i mieszkańców”. 50-letni Jacek Just słucha pilnie podziękowań pod adresem rodziców i widać po łagodnym uśmiechu, że przyjmuje te słowa z dumą, satysfakcją i przyjemnością. Promienieje, patrząc na elegancką mamę i tatę, jak uważnie i poważnie uczestniczą w poświęconym im wydarzeniu. - Jechali do kościoła w Piątnicy wołgą w styczniu '69 – opowiada syn, owoc małżeńskiej miłości, wierności, wytrwałości Renaty i Stanisława Justów, mających także córkę Annę i czworo wnuków. - Na zdjęciach widzimy, jaka to była zima, bardzo mroźna i śnieżna. Mama pracowała w spółdzielczej księgowości w ABC, zaś tata był cukiernikiem w WSS „Społem”.
Gorące lato zakochanych pół wieku temu
Zupełnie inna pogoda panowała w Polsce, gdy Alicja Białkowska – Gajos i Michał Gajos brali ślub w środku lata w sierpniu 1969 w mieście Łodzi. Ze spotkania na potańcówce studenckiej i dancingu narodziła się miłość, którą pielęgnowali jako para około półtora roku, aby w miesiąc po ukończeniu studiów przysiąc sobie to, w czym wytrwali ponad pół wieku. Mieli po 25 lat i obowiązujące wtedy tzw. nakazy pracy: absolwenci byli kierowani do miast i wsi, instytucji i zakładów, którym potrzeba było ich wiedzy. Michała skierowano do pracy w Głuszycy, gdzie działały zakłady włókiennicze z ok. 5-tysięczną załogą. Został kierownikiem wydziału, argumentem stało się mieszkanie zakładowe. - Do Łomży przyjechaliśmy jak na zesłanie w 1976 roku, rok po utworzeniu województwa, Zakłady Bawełniane prężnie działały – wspominają okres dojrzałości, kiedy mieli 33 lata. To historia Polski zmieniała im szyki, ponieważ wtedy wybuchły strajki robotnicze z powodu podwyżki cen na mięso: Michał od razu stracił posadę kierownika w Głuszycy i miał do wyboru: wilczy bilet albo ŁZPB w Łomży, a i tak zawdzięcza degradację zesłania tylko dobrej opinii przełożonych o swej fachowości.
Ona ma twardą rękę, On jest oczytany
- Przeżywałam wówczas wielkie rozdarcie, bo pracowałam jako kierownik apteki i dobrze układała mi się kariera zawodowa – ociera delikatnie łzę Alicja, przypominając, jak została z 6-letnią córką i 5-letnim synkiem. Mąż pół roku mieszkał tak daleko i pracował jako zastępca kierownika oddziału. Pokonali odległości i trudności: dostała pracę kierownika w laboratorium „Bawełny”, w Sanepidzie wojewódzkim, w aptece Cefarmu przy ul. M. Buczka (teraz Długa, dziś apteki nie ma). Kierowała aptekami w Kolnie i w Jedwabnem. Mąż mógł awansować dopiero po przełomie politycznym 1989. Pamiętają oboje skromne wesele w Kawiarni Agawa w Łodzi na ok. 20 osób. Na ślub szli piechotą.
Poznajmy receptę Państwa Gajosów na udane małżeństwo. - Trzeba umieć ustępować - radzi Alicja. - Co zwykle czynię ja – dodaje radośnie Michał. - Zawsze byłam twoim Aniołem Stróżem – śmieje się Alicja. - Z naciskiem na stróż – replikuje Michał. - Żona ma twardą rękę, ale jest mi to na rękę i staram się podporządkować z wyrachowania. Ode mnie zależą poważne sprawy: stosunki z ZSRR i relacje z Ameryką. Żona decyduje w sprawach drobnych: zakupy, sprzęt domowy i remonty domu.
Razem decydują, na co oszczędzać, by zwiedzać świat. Byli w Tunezji, Turcji, Grecji, Hiszpanii, na Litwie, Łotwie i Ukrainie, i w Sankt Petersburgu, który w latach młodości zwali Leningradem. Ale po uroczystości poszli spacerkiem z córką i zięciem na obiad rodzinny do Restauracji na Farnej...
Mirosław R. Derewońko