Muzyczne spotkanie z Lutosławskimi
Dzieje zasłużonego dla Polski i regionu rodu Lutosławskich przypomniano podczas kilkugodzinnej imprezy w drozdowskim Muzeum Przyrody, niegdyś ich siedzibie. – Śmiało możemy postawić pytanie czy w czasach współczesnych, nie tylko u nas na ziemi łomżyńskiej, ale w całej Polsce, jest drugi taki ród jak Lutosławscy – podkreśla starosta łomżyński Lech Marek Szabłowski. O część artystyczną zadbali łomżyńscy artyści, wykonujący piosenki Witolda Lutosławskiego pisane pod pseudonimem Derwid. Wybitnemu kompozytorowi poświęcono też wystawę oraz pokaz filmu dokumentalnego „Granatowy zeszyt”, a akcentem finałowym był koncert trzech gwiazd polskiej sceny jazzowej: Anny Serafińskiej, Krzesimira Dębskiego oraz Adama Palmy.
„Międzynarodowe spotkania z Lutosławskimi”, odbywające się w ramach jubileuszu 20-lecia powiatu łomżyńskiego, przyciągnęły w niedzielne popołudnie do parku drozdowskiego muzeum liczne grono publiczności. Pierwszym punktem programu było przypomnienie historii rodziny Lutosławskich. Od twórcy ich fortuny Franciszka Dionizego, przez dzieje jego sześciu synów: filozofa Wincentego, Stanisława, agronoma Jana, duchownego i polityka Kazimierza, inżyniera Mariana oraz ziemianina Józefa. Dwaj ostatni zostali zamordowani w Związku Radzieckim za wykradzenie tajnego wówczas tekstu Traktatu brzeskiego. Synem Józefa był Witold, jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów, a Jacek Szymański, Dariusz Wójcik, Barbara Turowska, Tomasz Szymański, Marcin Rydzewski i Bernard Szymański sporo uwagi poświęcili też innym przedstawicielom rodu oraz ich przyjaciołom, w tym zmarłemu w Drozdowie wybitnemu mężowi stanu Romanowi Dmowskiemu.
– Lutosławscy byli tutaj niezwykle znaczącą rodziną – zauważa Jacek Szymański. – Zawdzięczamy im przecież to, że funkcjonuje w Drozdowie kościół, ufundowany przez Franciszka, szkołę czy ochronkę dla dzieci też oni zapoczątkowali. Dochodzi do tego ich bardzo bogaty dorobek naukowy czy artystyczny, ogromne zaangażowanie w odzyskanie przez Polskę niepodległości.
– Któregoś dnia pani Niklewiczowa zadzwoniła, że nie ma światła – wspomina Bernard Szymański. – Przyjechałem to naprawić, ale gdy schodziłem ze słupa pogryzł mnie pies. Pani Niklewiczowa wyszła wtedy z plikiem papierów i mówi: młodzieńcze, tutaj są druczki, że pies był szczepiony. Jest tu sala porodowa i pani doktor zaraz cię opatrzy, a tutaj masz 500 złotych na nowe spodnie. A ja, skromny człowiek spod łomżyńskiej wsi, mówię: pani dziedziczko, ja te spodnie sobie poceruję, nie trzeba mi za nie płacić, pójdę tylko na górę, żeby mi tę ranę opatrzyli. Od tego momentu zrodziła się nasza znajomość: co jakiś czas pani Niklewiczowa dzwoniła do regionu energetycznego, żeby przyjechał ten nieduży elektryk. Czyniłem to bardzo chętnie, bo od dziecka interesowałem się historią, a ona opowiadała mi o wojnie 1920 roku, o powstaniu warszawskim czy wielu innych sprawach, a herbatę podawano na przykład w filiżankach od króla Hiszpanii Alfonsa XIII.
Ciekawie było też podczas trzech koncertów. Małgorzata Trojanowska i Agnieszka Żemek-Pawczyńska śpiewały piosenki Derwida, ale w odmiennych aranżacjach: pierwsza z klasycznym kwartetem Alla Breve skrzypka Jana Zugaja, druga z trio ROK Band pianisty Grzegorza Sekmistrza, poruszającym się w klimatach jazzowo-soulowych. Równie eklektyczny był występ gwiazdy wieczoru, tria złożonego z Anny Serafińskiej, Krzesimira Dębskiego i Adama Palmy. Zaczął instrumentalnie gitarzysta, następnie wykonał trzy piosenki z wokalistką, zaś po dołączeniu skrzypka i pianisty Krzesimira Dębskiego zaczęły się już prawdziwe popisy: „Dream A Little Dream Of Me” The Mamas & The Papas, „You Are The Sunshine Of My Life” Steviego Wondera, kilkunastominutowy blues „Route 66” i „What A Wonderful World” z repertuaru Louisa Armstronga skrzyły się żartami, improwizacjami i zamianami ról czy instrumentów, a ukoronowaniem tego świetnego występu był żartobliwy utwór „Słoneczny chłopak i słodka Sue, czyli Alexander's Swanee River” swingowego projektu Jana Ptaszyna Wróblewskiego S.P.P.T. Chałturnik, którego refren „kto tak pięknie gra” rozbawił słuchaczy do łez.
– Wydawałoby się, że Lutosławscy to rodzina nam znana, ale na pewno nie na tyle, żeby nie było warto zaprezentować dzisiaj takiego wydarzenia, wspomnień i opowieści o całym ich rodzie –podsumowuje Lech Marek Szabłowski. – Zorganizowaliśmy je z myślą o mieszkańcach powiatu łomżyńskiego i miasta Łomży, bo świętujemy 20-lecie powiatu. Cieszy ogromnie, że pojawiło się tyle ludzi – okazało się, że nasze społeczeństwo przychodzi nie tylko na koncerty muzyki rozrywkowej czy głośnej, bo ludzie są też złaknieni muzyki poważnej i ambitnej, a do tego wspomnień o sławnych ludziach – a naprawdę mamy się tu kim szczycić!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk, Marek Maliszewski