All over the world po trudnej maturze w III LO w Łomży
Nierozłączne jak papużki, śliczne jak modelki z konkursów piękności i śmiałe jak aniołki Charliego czekają na Monikę Śniadowską, która pisze 120 minut maturę z języka angielskiego na poziomie podstawowym. Wprawdzie trzy 19-latki mają prawo jazdy i auto na parkingu przy Giełczyńskiej, lecz umilają sobie czas oczekiwania w to wtorkowe, słoneczne przedpołudnie pogawędkami przed gmachem III LO przy Senatorskiej w Łomży. Trzy lata są razem w jednej albo sąsiedniej ławce na lekcjach, m.in., u anglistki Anny Klimek. - Dość trudny był ten egzamin, w porównaniu z maturami próbnymi – ocenia Katarzyna Piątkowska, opowiadając z przyjaciółkami: Magdaleną Sendrowską i Anną Samul o perypetiach with English na maturze z Jamesem Bondem i wyjazdach za granicę.
- Pot, krew i łzy - metaforycznie rozwija myśl Kasi Ania, jednak na delikatnych twarzach dziewcząt nie widać żadnych oznak z przemówienia premiera of Great Britain Winstona Churchilla w 1940 r. - W pierwszej części słuchaliśmy nagrań, wybierając prawdę lub fałsz, dając nagłówki przemowom spikerów i wybierając z trzech odpowiedzi prawidłową – opisuje przebieg egzaminu maturalnego z angielskiego Kasia. W III LO w Łomży nad mysterious językiem Churchilla głowiło się 170 dwoje maturzystek i maturzystów; troje będzie zdawać maturę pisemną po rosyjsku, troje z niemieckiego.
- W drugiej części były teksty, dosyć zabawne, o Jamesie Bondzie i jego szybkich samochodach, jak Astor Martin V8 i Ford Mustang. Drugi tekst był o mężczyźnie, który w nocy zobaczył słonie za oknem i porozmawiał o tym z żoną - opisuje Magda, której co i rusz z wesołą podpowiedzią albo i wejściem w słowo spieszą przyjaciółki. Mijają je czasami zamyślone dziewczęta i strapieni chłopcy z III LO – może nie mają aż tylu powodów do radości, co 19-latki, a może martwią się niepotrzebnie na zapas...? - Należało sformułować pytania do tekstu albo dobrać brakujące jak w puzzlu zdania.
„Spread your little wings and fly away...”
Praca pisemna w trzeciej części egzaminu to wpis na blogu. Choć Ania swego bloga nie prowadzi, to z przekonaniem opowiedziała o wyjeździe na kurs językowy do Warszawy. - Moja praca to lanie wody w całości – śmieje się maturzystka, co zaciekawia zbliżającą się ostrożnie koleżankę z klasy Paulinę Zalewską. Jej zdaniem, odwrotnie niż 3 przyjaciółek, egzamin był dość łatwy słownikowo i gramatycznie, co – jak komentuje wicedyrektor III LO Renata Bagińska – zależne jest od zdolności lingwistycznych i stopnia opanowania języka znad Tamizy. Na wyniki poczekajmy do 3. lipca, tym bardziej, że wiernie wyczekiwana przyjaciółka Monika wychodzi rozpromieniona z gmachu III LO, od 25 lat mieszczącego się w dwupiętrowym budynku ze strychem po dawnym szpitalu żydowskim. - Angielskiego warto się uczyć, nie tylko ze względu na maturę – tłumaczy spokojnie, mimo stresu sprzed kilku minut, podziwiana za opanowanie i logikę w prowadzeniu wywodu maturzystka z III LO. Współczesną łaciną porozumiewa się cały świat - all over the world – jak w niezapomnianym przeboju Electric Light Orchestra. - Język angielski jest przydatny w komunikowaniu się z ludźmi w kraju i za granicą. W Łomży rozmawiałam z kobietą z Islandii, prowadzącą gabinet kosmetyczny. Chciała w restauracji dobrze zjeść, zamówić coś smacznego i zdrowego. Pomogłam jej i kelnerom.
Monika była – tak jak Magda – na Litwie, Kasia ponadto w Niemczech, Francji i Luksemburgu, zaś Ania w Niemczech, Danii, Szkocji oraz Islandii, gdzie spodobało się jej najbardziej, głównie z racji na piękne pejzaże. Monika po maturze zamierza wybrać się na fizjoterapię do UwB, Magdalena na stomatologię, gdyby tylko była w Bydgoszczy, a Kasia na kosmetologię do Lublina. Tylko Ania nie ma sprecyzowanego kierunku studiowania i wyjazdu w daleki świat. Zanim przyjaciółki jak barwne ptaki fly away z rodzinnego gniazda, czeka angielski rozszerzony. 150 minut od godziny 14. dla 82 śmiałkiń i śmiałków, chcących jak bohater ballady nieśmiertelnego Freddiego z Queen „do better”.
Mirosław R. Derewońko