Dwa skrzydła poezji Tadeusza Mocarskiego
Urodził się w Janczewie koło Jedwabnego w roku 1943. W wieku 23 lat debiutował jako poeta, a pod koniec lat 60. ubiegłego wieku był już cenionym twórcą i krytykiem. Wszystko skończyło się w roku 1974, kiedy popadł w niełaskę władz za zbytnie zaangażowanie w obronę tekstu piosenki „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka. Był bezrobotny, pracował w hucie miedzi w Głogowie, a do Warszawy wrócił po 10 latach. To dzięki niemu ukazał się pierwszy tom poezji Karola Wojtyły, a sam niedawno wydał dzieło swego życia „Sonety biblijne”. Niektóre z nich zabrzmiały w wykonaniu młodzieży z Teatrzyku Żywego Słowa „Logos” podczas 75. urodzin Tadeusza Mocarskiego, świętowanych w Salonie Literackim Anny Jakubowskiej.
Tadeusz Mocarski twierdzi, że poetą został tylko dzięki temu, że interesował się praktycznie wszystkim, a ukształtowały go fascynacja przyrodą i zamiłowanie do książek.
– Wieś! – mówi Tadeusz Mocarski, cytując Norwida: „Wieś i niebo – dwa pojęcia, które ranny brzask umila. Były dla mnie, dla dziecięcia, jak dwa skrzydła dla motyla”. – Wszystko mnie zachwycało, wszystko inspirowało. Dużo czytałem, mimo tego, że napisałem w jednym z wierszy: „w bibliotece mojego ojca stał tylko topór”, ale w bibliotekach szkolnych przeczytałem wszystko.
Po ukończeniu LO w Jedwabnem, Studium Nauczycielskiego w Olsztynie i filologii polskiej w Warszawie zaczął piąć się coraz wyżej, regularnie publikując w prasie i debiutując „Dedykacjami”.
– Byłem w orbicie tej wysokiej działalności kulturowej – wspomina Tadeusz Mocarski. – Pracowałem w miesięczniku „Poezja”, gdzie byłem sekretarzem redakcji, a było to wtedy jedyne takie pismo w Europie, potem byłem kierownikiem redakcji w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, prowadziłem słynną i nagradzaną serię „Biblioteki poetów”. Występowałem też w telewizji, ale bardziej jako satyryk. I był wielki program „Giełda Giełd”, gdzie występowali znani artyści i każdy miał „adwokata”, uzasadniającego, że właśnie jego podopieczny musi wygrać. Ja byłem człowiekiem znikąd i broniłem piosenki „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka do słów Bogdana Chorążuka.
I zrobiłem to tak, że miała wygrać Sipińska, ale wygrał Woźniak, bo dostałem najwięcej oklasków!
Słynne słowa Mocarskiego, że „że jeżeli komuś myli się koń z koniakiem, but z butonierką i bełt z bełtaniem, to taki ktoś jest po prostu idiotą”, nie przypadły do gustu partyjnym decydentom.
– Robią więc drugie nagranie, bo pierwsze nie wyszło, skoro Sipińska nie wygrała – opowiada poeta. – Już posterowali, ale ja w swoim przemówieniu mówiłem: nie może być przebojem piosenka Tadzia Woźniaka, bo prawdziwy przebój musi się składać z czegoś charakterystycznego: przyjdź do mnie wieczorem, odejdź ode mnie z rana, bez ciebie tak mi źle, z tobą jeszcze gorzej, zapomniałam twoje uszy. A ona śpiewała: zapomniałam twoje oczy. I siedzę zmęczony po nagraniu, słyszę tupot: buciki damskie. Proszę pana, czy pan słyszał, żebym ja śpiewała: zapomniałam twoje uszy?! Sipińska stoi przy mnie. No nie, mówię. To jeśli reżyser tego nie wytnie, to ja pana do sądu zaskarżę! I wyciął.
Na 10 lat „wycięto” też Tadeusza Mocarskiego z życia kulturalnego i artystycznego, bo był nie tylko wierzącym obrońcą awangardowej poezji, ale stawał się też coraz bardziej rozpoznawalny.
– Dlatego mnie ukrócili, zwolnili z „Nowego Wyrazu” i musiałem wynieść się z Warszawy – wspomina Tadeusz Mocarski. – Jeszcze brali mnie czasem, żebym coś napisał, np. komentarz wierszem do filmu o Łomży, ale potem już gdzie się pokazałem, to mnie cięli!
10 lat na wygnaniu, wiersze Papieża Polaka i „Sonety biblijne”
Pomimo tego, że talentu mu nie brakowało, jego wiersze drukowano za granicą oraz miał propozycję współpracy od samego Jonasza Kofty i kabaretu „Pod Egidą”, Mocarski musiał więc z rodziną wyjechać z Warszawy, bo nie miał tam żadnych perspektyw. Trafił do huty miedzi w Głogowie, gdzie pracował jako instruktor kulturalno-oświatowy, mieszkał też w rodzinnym Janczewie. To wtedy nawiązał kontakty z podziemiem solidarnościowym w Łomży oraz napisał drukowany w Anglii „Sąd nad Ojczyzną”, zainspirowany morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki.
Po powrocie do Warszawy i podjęciu pracy w LSW udało mu się nie tylko doprowadzić do wydania wierszy Karola Wojtyły, ale też przechytrzyć cenzurę.
– Uparłem się, że to wydam – mówi Tadeusz Mocarski. – Sandauer zaczął na niego nagonkę, że grafoman, a ja zacząłem działać i włączyłem Wojtyłę do kanonu najwybitniejszych poetów.
Wzywali mnie do cenzury, do Wydziału Kultury Komitetu Centralnego PZPR, tłumaczyli, że nie ma papieru na podręczniki, a ja chcę drukować jeden wers na stronie. Odpowiadałem: „w „Trybunie Ludu” zadrukowuje się wszystko, a to jest miejsce na myślenie!”. Zrobiłem też numer, który mógł skończyć się dla mnie źle, bo „Biblioteka poetów” wychodziła pod auspicjami Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, a ja wyrzuciłem ten napis na własną odpowiedzialność, nie informując ani cenzury, ani prezesa. Było to pociągnięcie kryminalne, ale nie dopatrzyli się!
W LSW poeta wydał też swoje dwie najsłynniejsze książki: „Poezje wybrane” w roku 1988 i przed czterema laty „Sonety biblijne” z poetyckimi parafrazami 248 psalmów.
– Trwało to 50 lat – opowiada Tadeusz Mocarski. – Pisałem po jednym czy dwa rocznie, były też okresy zniechęcenia, przerwy, bo to temat niełatwy. Myślałem też o przygotowaniu wyboru, aż w końcu postanowiłem zrobić wszystkie. Ta książka skraca drogę do Boga, bo droga do Niego poprzez oryginalne psalmy jest bardzo daleka i trudna, młodzież raczej po nie nie sięgnie – z sonetami będzie łatwiej, bo wybieram co najważniejsze i pokazuję w przystępnej formie.
Potwierdziło to wtorkowe spotkanie w saloniku Anny Jakubowskiej, kiedy starsze i najnowsze wiersze Tadeusza Mocarskiego czytali Łukasz Gawek, Julka Jaskółka, Zuzia Podbielska i ich opiekun Witold Długozima, znający jubilata od 35 lat, a z okolicznościową laudacją wystąpił Marek Lechowicz, sponsor i zarazem konsultant literacki tego poetyckiego wieczoru.
– Niczego nie kończę! – podsumowuje Tadeusz Mocarski. – Teraz piszę takie filozoficzne opowiadania, troszkę satyryczne. Tytuł ciekawy, „Siedem wcieleń Eklezjastesa” i zobaczę, co z tego wyjdzie!
Wojciech Chamryk