Uczniowie klas mundurowych ALO strzelają i opatrują rany
W zimny poranek dwa autobusy ruszają z placu Niepodległości. Cztery godziny jazdy z Łomży i są na Mazurach. Pięknie, słonecznie, tyle że w ośrodku lodowate przyjęcie gospodarzy. - Instruktorzy zaczęli krzyczeć, porozstawiali nas, żebyśmy tworzyli drużyny i plutony – relacjonują ze śmiechem pełni wrażeń po powrocie z udanego obozu sportowo-strzeleckiego. Dominika miała piętę zdartą do krwi, Błażej porobił sobie odciski, a Jakub Jesionkowski dowodził drużyną Charlie, która zwycięża w rywalizacji z drużynami Alfa i Brawo. Trzy dni z bronioznawstwa, medycyny i topografii minęły uczniom klas mundurowych Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w mig, jak z bicza strzał.
Od razu po przyjeździe do ośrodka Hartowiec koło Ostaszewa zostali zakwaterowani w domkach 5- i 6-osobowych. Zauroczeni piękną okolicą, blisko jeziora. Podają sobie do stołu na śniadanie, obiad i kolację, jednak najwięcej emocji wywołują zajęcia z „groźnymi” instruktorami. - Nikt na uczniów nie krzyczał, a instruktorzy wydawali polecenia głośno i dobitnie – śmieje się nauczyciel wf Paweł Gałczyk, słuchający wspomnień wychowanków z ALO. W przytulnym pomieszczeniu samorządu rozmowa idzie wartko. 17-latkowie z klasy drugiej: Marek Makać i Paweł Żebrowski opowiadają o ćwiczeniach z bronią: karabinkiem kbk AK i pistoletem Glock 17. Widać, że to nie były „pokazy”, a szczegółowy instruktaż, jak broń jest zbudowana, jak rozłożyć i złożyć, jak załadować i strzelać.
Jak na polu walki
- Nie było tragicznie: instruktorzy nauczyli nas podstaw musztry, pokazali apel poranny, wciąganie flagi, oddanie czci symbolom narodowym, jak należy nosić mundur, bez rąk w kieszeniach, zapięty na ostatni guzik – wylicza pierwszoklasista ALO Krzysztof Łępicki. - Obóz jak najbardziej nam się przydał. Ci, którzy nie byli świadomi, co nas czeka w przyszłości, przekonali się na własnej skórze. Ćwiczenia powtarzaliśmy do skutku, żeby każdy poznał broń, opatrywanie rany, czytanie z mapy...
- Leżeliśmy na podłodze i symulowaliśmy postrzał w nogę lub w rękę – opisuje Błażej Sokołowski, precyzując, jak w najkrótszym czasie zatamować krwawienie z kończyny opaską uciskową. Na polu walki ważne jest bezpieczeństwo rannego i jego ratowników: przenoszenie człowieka, posługiwanie się noszami polowymi, zabezpieczanie terenu, rozważne posługiwanie się bronią. - Pierwszego dnia zajęcia skończyły się przed północą, a pobudkę mieliśmy o szóstej rano, zaprawę kwadrans później – dodaje Dominika Winkler, bez cienia skargi w głosie. Instruktorzy uczyli dyscypliny i skupienia się na zadaniach, na poszczególnych czynnościach. Przygotowanie do wyjścia w teren trwały po 4 – 5 godzin: młodzież uczyła się wyznaczać azymut z kompasem, przeliczać skalę mapy, obliczać czas drogi w rzeczywistych warunkach i stosować parokroki, stawiane w marszu przez jedną stopę. Tego typu umiejętności przydały się w trzygodzinnej grze terenowej. Drużyny otrzymały współrzędne 10 punktów, lecz w różnej kolejności. Nastolatki startowały od razu lub wpierw planowały trasę, co się opłaciło przy zadaniach w dwóch punktach specjalnych, m.in., związanym z odblokowaniem broni. Instruktorzy doceniali nawet staranność graficzną raportów z oznaczania sposobu pokonania trasy.
Wiedza w praktyce
W finale drużyna dowódcy, trzecioklasisty Jakuba Jesionkowskiego wygrała dodatkowe strzelanie, tj. dostała na nie naboje. - Rozchorowałam się przed wyjazdem, brałam antybiotyk, ale warto było pokonać słabość – twierdzi Ewa Jaroś z klasy pierwszej mundurowej. Mateuszowi Łepkowskiemu, o rok starszemu i planującemu służbę w Wojsku Polskim, również spodobała się praktyczna nauka, jak współpracować z grupą, jeśli niektórzy ze współrzędnymi wyruszali w... różne strony. - Podczas ćwiczeń w terenie wyszło, że trzeba wcześniej nauczyć się porządku i dyscypliny na sali – zauważa drugoklasista w mundurze moro. Tak jak wszyscy uczestnicy, ma za sobą godzinne warty, również nocne: pilnowali bramy wejściowej, zbierali klucze od domków, patrolowali rozległy teren ośrodka. - Na obozie jedzenia nam nie żałowano, to normalne, jak w domu, że musieliśmy po sobie sprzątać – uśmiecha się do koleżanek i kolegów Krzysztof. Mateusz chwali organizatorów za doświadczenia zdobyte w praktyce. - Szkoleniowcy ufali nam, do broni ładowaliśmy amunicję ostrą... – podkreśla Mateusz. Krzysztof podsumowuje: - Panowie podchodzili do zajęć poważnie. Wałkowaliśmy to na okrągło, broń, medycynę i mapy, żeby każdy miał nie tylko wiedzę, ale i umiejętności praktyczne.
- Uczniowie ALO uczestniczyli w obozie strzelecko-sportowym, współfinansowanym przez MON – informuje Paweł Gałczyk, koordynator kształcenia mundurowego w szkole przy ul. Studenckiej.