Wczoraj w Łomży, dziś w Warszawie, a za rok w Pekinie
- Polska mi się nie znudziła, absolutnie, ale jeśli ktoś jak ja chce zająć się współpracą gospodarczą i ekonomiczną profesjonalne, musi poznać język gospodarzy w oryginale – mówi 24-letni Krzysztof Florczyk z Łomży, który powrócił z trzeciej blisko miesięcznej wyprawy rok po roku do Państwa Środka. Mówi po chińsku powoli, a płynnie, wspominając 3 tygodnie w Chinach, gdzie odwiedzał, m.in., Sąd Najwyższy i centrum badawcze giganta technologii Huawei. - Po magisterium wyjadę za rok do Pekinu aby dalej się uczyć – planuje łomżyniak, kończący 5. rok prawa UW, koordynator Warsaw - Beijing Forum: Youth for Business.
Warszawsko – Pekińskie Forum: Młodzi dla biznesu to inicjatywa wymiany naukowej: z polskiej strony szesnaścioro studentów, głównie prawa i sinologii UW oraz SGH odwiedza Chiny jesienią, a wczesnym latem goszczą rówieśników z Chin. - Przez 10 dni były konferencje, spotkania i wykłady – kontynuuje Krzysztof. - W Sądzie Najwyższym poznaliśmy warunki implementacji wyroków zza granicy, na przykład, jak strona chińska traktuje swoich obywateli skazanych w Polsce. W centrum demonstracji nowych technologii Huawei pokazano nam komórki, tablety, komputery, ale i systemy zarządzania domem i bezpieczeństwem publicznym. Z sali konferencyjnej HD z Pekinu łączyliśmy się z oddziałem firmy w Shenzhen, miastem rozwijanym przez Chiny jako ultranowoczesny ośrodek, będący chińską Doliną Krzemową, skąd wywodzą się eksperci wykształceni w USA. Zainteresował mnie wykład specjalistki od zapachów – flaworystki Qiaolu Lv (czytaj: Ciaolu), P&G. Cola z USA, Polski albo Chin smakuje inaczej, gdyż trzeba dostosować asortyment do wymagań konsumentów.
Znajomość z wykładowczynią ma wartość dodaną, oprócz stricte poznawczej i naukowej. Krzysztof współpracuje z łomżyńską firmą Szarłat, produkującą olej z pestek dyni – a to olej ulubiony w chińskich SPA – oraz wyroby z amarantusa, jak popping: kuleczki dodawane do potraw. Jest w nim więcej białka niż w mleku. Tematów – po angielsku – mieli oboje sporo, zwłaszcza dotyczących żywności ekologicznej. Zdaniem Krzysztofa, Chińczycy mają kompleks, że są malutcy, stąd rozwój kultury picia mleka, na której cieniem położył się skandal z produktami chińskimi, tak nasyconymi konserwantami, że dzieci umierały. - Na razie wyrobów wprost z Łomży na chińskim rynku nie ma, ale przygotowujemy się do współpracy z Chinami – uchyla rąbka tajemnicy prawnik, za miesiąc broniący pracy magisterskiej u profesor Hanny Litwińczuk na temat opodatkowania podatkiem od towarów i usług w imporcie i eksporcie pomiędzy krajami Unii Europejskiej a państwami trzecimi. - Podatki w Chinach są niskie, VAT od 0 do 17 procent, zależnie od rodzaju i klasy towaru, łatwo jest otworzyć firmę w trzy tygodnie w dwóch okienkach, zaś przedsiębiorca może ubiegać się o preferencje, jeśli zainwestuje w Szanghaju czy jednej z wielu stref ekonomicznych – wylicza atuty przyszły doradca polskich przedsiębiorców. Będzie mógł rozmawiać przy herbacie o biznesie z kimś z liczącej około 1 miliarda 400 milionów społeczności – co piąty mieszkaniec Ziemi mówi po chińsku... Od wielkiego otwarcia Państwa Środka na świat w 1978 r. jedyną formą prowadzenia tam interesów było joint venture, ale i dziś lepiej mieć spółkę z Chińczykiem, bo na to urzędnicy nadal dobrze patrzą. Tak jak na banknoty o nominale 1 yuana (juana), 5, 50, 100 yuanów – skąd wciąż na przedsiębiorców i szarych obywateli zerka wódz rewolucji Mao Tse Tung. Spokojnie, bez grymasu.
- Polska włożyła jako jedno z państw założycielskich 900 milionów dolarów w projekt Jedwabnego Szlaku do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych – cieszy się łomżyniak z Warszawy, a może wkrótce i z Pekinu. - Polska ma szansę być centrum logistycznym połączenia państw Europy Zachodniej i Azji. Do Łodzi w dwa tygodnie można sprowadzić towary z Chengdu czy znad rzeki Jangcy, Warszawa ma połączenie kolejowe z Xian. Nasza dyplomacja musi uważać, żeby nasz kraj nie stał się w tym gigantycznym projekcie kolejowym „Nord Streamem”. W strukturach ABII jest więcej Niemców i Francuzów, a prawie nie ma Polaków. Moje pokolenie widzi to jasno i bez trudu.
Mirosław R. Derewońko