Zagrali w Orkiestrze dla wcześniaków
XX finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Łomży obfitował w wiele atrakcji i imprez. Najciekawszą z nich był koncert finałowy, w którym udział wzięli artyści i wykonawcy grający różne rodzaje muzyki. Zjednoczyła ich chęć pomocy wcześniakom i kobietom ciężarnym, chorym na cukrzycę. Dlatego też, tego wieczoru, na jednej scenie można było posłuchać popu Staśka Wiszowatego, bluesa Holy Water czy punk rocka Błękitnego Nosorożca.
Koncert rozpoczął się o godz. 16, jednak impreza rozkręcała się powoli. Stopniowo przybywało publiczności, zachęconej głośnymi dźwiękami rozlegającymi się ze sceny przy hali sportowej na ulicy Księżnej Anny. Pierwszym zespołem, który wzbudził duże zainteresowanie był białostocki Tim. Składająca się z dziewięciorga muzyków grupa porwała słuchaczy energetyczną mieszanką różnych odmian rocka i intrygujących, ambitnych tekstów. Dobrze pasowała do nich przeróbka wielkiego przeboju „Krew Boga” zespołu Kult, z dwiema gitarami, trąbką i saksofonem w rolach głównych.
- Mieliśmy dobre przyjęcie, ludzie w Łomży bardzo fajnie się bawią – mówi Aneta, wokalistka Tim. - Zawsze wspieramy takie akcje, nie tylko grając – pieniądze do puszek wrzucone!
– W Łomży graliśmy na Orkiestrze już drugi raz – dodaje wokalista Tomek. Jest tu bardzo fajna publiczność i pewnie w przyszłym roku ponownie odwiedzimy ten piękny gród.
Po występie Tim nastąpiła całkowita zmiana klimatu, a tłum pod sceną zauważalnie zgęstniał. Łukasz Szyłkowski z Pułtuska zaprezentował bowiem przebojową mieszankę muzyki dance i disco polo, z „Jesteś szalona” Boys na finał.
- Publika super- ocenia Łukasz Szyłkowski. – Disco polo wszędzie się przyjmie! Ale publiczność udowodniła dzisiaj, że potrafi się bawić przy każdym rodzaju muzyki. Chętnie dołączyłem się do Orkiestry – nie stać mnie finansowo na jakiś sponsoring, ale mogłem zagrać. Aż serce się raduje, że są takie akcje i można pomóc!
W tanecznych i przebojowych klimatach utrzymany był także – z konieczności krótszy, bo przerywany licytacją biletu rocznego MPK i Światełkiem do Nieba – występ Staśka Wiszowatego. Widownię porwały ponadczasowe przeboje Czerwonych Gitar i Krzysztofa Krawczyka, szczególnie „Nie zadzieraj nosa” i „Za tobą pójdę jak na bal”. Kolejny z łomżyńskich wykonawców, blues rockowy Holy Water, zagrał bardzo dobry koncert, jednak dla malejącej z minuty na minutę publiczności, obawiającej się coraz mocniej padającego deszczu. Grupa zaprezentowała utwory najnowsze, z przygotowywanej do nagrania płyty, w tym „Mania wolności”, „Blues po północy” i „Czas nietoperzy”.
- Holy Water – z lekką przerwą – ale tradycyjnie włączyło się do Orkiestry – mówi gitarzysta Bernard Krasuski. – W tym roku odrobiliśmy ubiegłoroczną absencję, bo zagraliśmy dwa razy – byliśmy jeszcze w Czerwonym Borze – dodaje wokalistka Jolanta Baranowska. - Zagraliśmy tam także normalny, elektryczny koncert. Ostatnim zespołem łomżyńskiego finału WOŚP był Błękitny Nosorożec. Grupa z Hajnówki miała podwójnego pecha: zagrała dosłownie dla garstki widzów, a jej koncert trwał niespełna 20 minut, z powodu ciszy nocnej zaczynającej od godziny 22. Mimo tego splotu niesprzyjających okoliczności, spotęgowanych awariami sprzętu, gwiazda imprezy zagrała porywająco, łącząc punka z reggae i kończąc występ „Wariatem” kultowej Rejestracji.
- To był dzisiaj nasz drugi koncert, bo graliśmy wcześniej w Rucianej Nidzie – mówi Mirosław Wojciuk, śpiewający gitarzysta Błękitnego Nosorożca. W każdy koncert wkładamy całe swoje serce. Koncert był krótki, ale dzięki temu bardziej punkowy. A na Orkiestrze gramy już chyba od 15 lat. Staramy się pomagać jak najwięcej – jeździmy po całej Polsce i często gramy dwa, a czasem trzy koncerty tego dnia.
Elżbieta Piasecka Chamryk
