Przejdź do treści Przejdź do menu
piątek, 26 kwietnia 2024 napisz DONOS@

Gringo Cejrowski z yerba mate w palo santo

Główne zdjęcie
Wojciech Cejrowski

Chociaż na bilecie za 60 zł stało jak byk „Boso... do Łomży”, znany podróżnik Wojciech Cejrowski, autor książek i programu telewizyjnego „Boso przez świat” przybył w eleganckich butach z jasnej, starannie wyprawionej skóry aligatora. Jak twierdzi, sam krokodyla ustrzelił nocą w Stanach za 99 dolarów, a 127 dał szewcowi za uszycie. Nie zdradził tylko, czy z tej samej skóry.

Tymczasem na lotnisku w Unii Europejskiej zatrzymał go celnik.
- Aligator, szkodnik pospolity w Stanach, jest chroniony w Unii, gdzie nie występuje! – drwił Wojciech Cejrowski, zbierając brawa od ponad 400 widzów w sali widowiskowej, chłodnej jak lodówka, którą sprzedał za zgodą mamy na początku lat '80, aby wyruszyć na zwiedzanie świata.
- Nie cierpiałem zimy i PRL-u, dlatego szukałem miejsc, gdzie ludzie nie znają granic, państwa, cenzury, podatków i naszej cywilizacji – mówił przed recitalem. - Czasem się bałem, że nie wrócę, gdy indiańscy przewodnicy zgubili się w amazońskiej dżungli. Albo gdy robiłem z trzeszczącej gałęzi zdjęcia pływającej wokół pirogi pumie, która łapę ma wielką jak dłoń i pazury jak gwoździe.
Każdy, kto czytał książki podróżnicze Cejrowskiego, pochyli głowę z szacunkiem nad jego stylem, pomysłowością i swobodą stylu. Kto oglądał jego programy z wypraw na krańce Ziemi, zachwyci się dociekliwością i bezpośredniością w relacjach z tubylcami. Jednak ten wygadany i dowcipny człowiek w kontakcie bezpośrednim traci. Przed recitalem zżymał się z menedżerką na pracowników obsługi sali koncertowej, którzy nie zgodzili się na zamknięcie drzwi ewakuacyjnych, potem zrugał dziennikarkę kablówki, że w czasie wywiadu nagle zadzwonił jej telefon, a popularnemu dziennikarzowi znanego portalu dostało się za to, że podróżnik nie do końca zrozumiał pytanie. Jakie? O swoje talenty.
- Pan Bóg, jak gospodarz z ewangelicznej przypowieści, daje i odbiera talenty, dlatego mamy obowiązek nimi obracać – twierdzi Wojciech Cejrowski, popijając gorzką paragwajską yerba mate z palo santo, kubeczka z egzotycznego drewna. - Ja mam gadane z telewizji i radia, potrafię obracać słowem i wytłumaczyć rzeczy skomplikowane. Zacząłem pisać książki, a jedna to trzy lata roboty. Jak się sprzeda 200 tysięcy, to z 40 zł w księgarni 5 zł zostaje dla autora. Można z tego na sadełko uskładać albo na dom czy podróże.
Recital Gringo, jak rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej nie zawsze pogardliwie nazywają białych, trwał bite dwie godziny i miał konwencję monologu stand up show. Bohater snuł pełne anegdot, wspominek i żarcików opowieści, które mimowiednie składały się na solidny wykład o kondycji człowieka: dzikiego z dżungli i cywilizowanego z aparatem i portfelem dolarów. Mimo odmienności klimatu, języka, historii, tradycji czy kultury – zdaniem Cejrowskiego – od przynajmniej 10 tysięcy lat pozostała niezmienna ludzka natura, której nie głód czy miłość są podstawą, tylko poczucie wstydu. Podróżnik ilustrował ciekawe i dające do myślenia wywody slajdami, na których siedzi obok Indianina w skromnej, przysłaniającej genitalia przepasce, czy naprzeciwko szamana z pomalowaną świątecznie i rytualnie twarzą. Takie obrazki dawały Cejrowskiemu asumpt do publicystycznego komentarza i zachęty, aby zamalowywać szyby kiosków, w których są pisemka z nagimi paniami, czy do protestów oburzenia przed siedzibami redakcji. Oczywiście, znaną widzom podporę znajdował w powoływaniu się na biblijny opis Raju, gdzie wraz z poznaniem wstydu nagości narodziło się człowieczeństwo.
- No i rozum, linie papilarne Pana Boga, odgniecione w środku głowy – precyzował. - I dusza...
W zasadzie zabawny, miejscami poważny, czasami dramatyczny czy niespodziewanie ponury występ Gringo nosił cechy precyzyjnie skonstruowanej parodii z elementami kaznodziejskimi, mów parapolitycznych i gagów kabaretowych. Wszystko kręciło się wokół podróży: od pakowania bagażu, którego nie można powierzyć kobietom, bo wywiozą cały dom do Tajlandii, przez tygodniowe targowanie się w tropikalnych krajach z przewodnikami aż po ukrywanie w czterometrowej rurze kanalizacyjnej indiańskich włóczni.
Na koniec zaproponował, żeby zadawać pytania z sali. Na „Czy panu się podoba Łomża?” najpierw żachnął się „Czy co?!”, dodając poważniej: „Mało widziałem, ale się podoba, bo spodziewałem się, że mogło być gorzej. Jakiś plac, jakiś las, jakiś kościół ceglany i wielki budynek PZU, a obok malutki ZUS-ik. To dobrze, bo PZU jest dobrowolne, a ZUS przymusowy”.

Mirosław R. Derewońko


 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę