Prowincja jest piękna, człowiek jest bliżej
Z Grażyną Łobaszewską, jazzrockową wokalistką, która przed laty przypomniała Polakom, że "czas nas uczy pogody", rozmawia w dżdżysty grudniowy wieczór Mirosław R. Derewońko
Mirosław R. Derewońko: - Przewodniczyła Pani jury I Ogólnopolskiego Festiwalu Anglojęzycznej Piosenki Filmowej Soundtrack, zorganizowanego przez Miejski Dom Kultury Dom Środowisk Twórczych w Łomży. Jakie wrażenia wywozi Pani 1000-letniego grodu nad Narwią?
Grażyna Łobaszewska: Przede wszystkim gratuluję organizatorom, że Soundtrack w ogóle zaistniał. Został sprawnie przygotowany, przebiegał bez zakłóceń, w dobrej atmosferze. Utalentowana wokalnie młodzież z całej Polski, oprócz możliwości zmierzenia sie z nierzadko trudnym repertuarem filmowo-musicalowym, wymagającym rozległej skali głosu i muzykalności, mogła też zmierzyć się ze swoją angielszczyzną. Ale co najważniejsze: Soundtrack pozwolił nastolatkom i ciut starszym porównać się nie tylko z gwiazdą, wykonującą przebój w oryginale, ale także rówieśnikami, dla których angielski jest także językiem obcym. Na szczęście, coraz mniej.
MRD: - W Łomży widzieliśmy Panią ostatnio podczas koncertu "Gwiazdka z Nieba" w kościele oo. Kapucynów...
Grażyna Łobaszewska: - Ale gościłam tutaj wcześniej, chyba z cztery razy. Po raz pierwszy, zdaje się, pięć lat temu... Przyjechałam ze swoją kapelą, złożoną ze świeżo upieczonych jazzmanów po studiach w Katowicach.
MRD: - Od ilu to już lat zaprzyjaźnia nas Pani z ambitniejsżym niż popowy repertuarem?
Grażyna Łobaszewska: - Myślałam, że Pan mi w dowód zajrzy!
MRD: - Chętnie, o ile leży na stoliku.
Grażyna Łobaszewska: Nie, te kartki to protokół komisji. Z przyjemnością przyznaliśmy pierwszą nagrodę Asi Zawłockiej. To - pokuszę się i o takie stwierdzenie - talent z bożą iskrą. Najlepszym papierkiem lakmusowym jest o, że kiedy śpiewała, ciarki miałam nie tylko ja, ale i pozostali jurorzy.
MRD: - Pani też kiedyś zaczynała...
Grażyna Łobaszewska: - Profesjonalnie jako absolwentka szkół muzycznych w 1978 roku, ale zaczynałam amatorsko już
w klubach studenckich Trójmiasta.
MRD: - Przypuszczam, że w pamięci większości Czytelników portalu 4lomza.pl pobrzmiewają Pani przeboje - "Gdybyś"
czy "Czas nas uczy pogody".
Grażyna Łobaszewska: - Z przebojami jest trochę jak ze wspomnieniami: niektóre ulatują chybcikiem z pamięci, inne trwają wciąż młode latami... Dawniej szukałam różnego typu muzyki, głównie w kręgu jazzu i jazzrocka, takiego wyraźnego fusion, np. z zespołem Crash. Potem eksperymentowałam z kapelą z Radomia, nagrywając wariackie teledyski do tekstów Jana Wołka. Miałam też lata współpracy z orkiestrą Zbigniewa Górnego i innymi orkiestrami, mnóstwo koncertów i wyjazdów co niemiara. Potem z Trio Jarka Śmietany przerzuciłam się na standardy jazzowe, które bardzo przydały mi się w szkole...
MRD: - Przecież miała już Pani papiery od 1978 roku!
Grażyna Łobaszewska: - Gdy sama uczyłam we wrocławskiej szkole jazzu i muzyki rozrywkowej, moi słuchacze na trzecim i czwartym roku mieli obowiązkowe standardy.
MRD: - Jaka jest pani osobowość, charakter, temperament - bardziej jazz czy bardziej rock?
Grazyna Łobaszewska: - To zależy o której godzinie! Ja chyba jednak jestem fusion!
MRD: - BYła Pani w Łomży kilka razy. Poznała Pani bliżej jakichś ciekawych ludzi?
Grażyna Łobaszewska: - Jasne! Madzię Sinoff, która wymyśliła Soundtrack, Benka Karwowskiego, prowadzącego Studio Piosenki PopArt i Asię Klamę, która w gościnnych progach MDK-u troskliwie się nami
zajmuje.
MRD: - Z czym, oprócz ludzi, kojarzy się Pani Łomża?
Grażyna Łobaszwewska: Z dobrym zaopatrzeniem. W Białymstoku na przykład mają świetną kiełbasę białostocką, ale tylko tam, bo kiełbasa o tej nazwie w kraju nie ma już tego wybornego smaku. Natomiast w Łomży jest przy Długiej sklepik z cudownie obłędną bielizną!
MRD: - Damską czy męską?
Grażyna Łobaszewska: Męskiej chyba nie ma ładnej...? Więc tam zaprzyjaźniona sprzedawczyni pamięta o mnie i zawsze pyta, czy coś się zmieniło.
MRD: - I co Pani na to?
Grażyna ŁobaszewskA: - Że wszystko po staremu, w normie.
MRD: - A w Łomży coś się zmienia przez te lata?
Grażyna Łobaszewska: - Przyjechaliśmy wczoraj o dżdżystej porze i wie Pan co? Łomża zrobiła się jaśniejsza! Czystsza, schludniejsza, kolorowsza. Jakby odnawiała się z roku na rok.
MRD: - Odnawia się, odnawia, szczególnie starówka. A Pani się zmienia?
Grażyna Łobaszewska: - Na pewno.
MRD: - Jest Pani dojrzalsza i jako postać estrady, i jako kobieta...?
Grażyna Łobaszewska: - Tak bym tego nie określiła, chociaż... Może to, co powiem, jest oznaką dojrzałości. Zakochałam się w ludziach. Zawsze byłam introwertyczką. Nie dopuszczałam do siebie tych, którzy byliby ważni
w moim życiu...
MRD: - W wywiadzie kilka lat temu mówiła mi Pani o serdecznej przyjaźni z kotem...
Grażyna Łobaszewska: - Podczas remontu w tym roku zwiał, to była tragedia, bo przestraszył się robotników, tych wszystkich farb i gipsów.
MRD: A syn?
Grażyna Łobaszewska: Wręcz przeciwnie!
MRD: - To proszę powiedzieć, kto dla Pani był ważny w życiu zawodowym.
Grażyna Łobaszewska: Kto dla mnie zawsze jest ważny... Krzesimir Dębski, Jacek Cygan, Jan Wołek, Krzysztof Ścierański, Janusz Skowron, Jarek Śmietana i chłopcy z Crash. A teraz Piotr Mania, który aranżował wszystkie, a napisał niektóre piosenki na moją ostatnią płytę "Prowincja jest piękna".
MRD: - Piękna jest prowincja?
Grażyna Łobaszewska: - In plus mówię "prowincja". Tu żyje się lepiej, spokojniej, pogodniej... Nie lubię Warszawy i dużych miast, bo tam nawet nie wiem, jak się nazywam. Wszyscy latają jak wariaci. Wiadomo, za
karierą i pieniędzmi. A na prowincji przynajmniej tego tak nie widać. Anonimowości i samotności w zgiełku wiata nie odczuwa się tak boleśnie. Człowiek jest bliżej.
MRD: - Dziękuję za rozmowę.