Basistka i wokalistka nowymi nadziejami polskiego jazzu
Katarzyna Schmidt-Przeździecka i Irena Zapolska zajęły ex aequo I miejsce podczas konkursu Nowa Nadzieja Jazzu w ramach jubileuszowego XV Novum Jazz Festival. W przypadku drugiego miejsca jury również doceniło dwóch młodych muzyków, pianistę Filipa Chojnackiego i kontrabasistę Michała Rutkowskiego. Trzeciej nagrody nie przyznano, wyróżniono wokalistkę Aleksandrę Annę Przewoźniak i pianistę Szymona Mikołaja Wojnarowicza. – Nieprawdopodobna indywidualność! – mówi o 21-letniej Katarzynie Schmidt-Przeździeckiej juror Jerzy Stelmaszczuk, zaś kolejny, duński saksofonista Thomas Agergaard, podkreślał, że poziom konkursu był tak wysoki, że każdy z 13. uczestników zasługiwał na nagrodę.
Od samego początku Novum Jazz Festival jego integralną i zarazem bardzo ważną częścią był konkurs dla młodych muzyków-solistów, adresowany do jazzowych adeptów, którzy nie skończyli jeszcze 30 lat. W tym roku chciało uczestniczyć w nim aż 38 osób, zaś zakwalifikowano 14. Ostatecznie w niedzielne przedpołudnie w Centrum Katolickim im. Jana Pawła II przed komisją w składzie Mirosław Dziewa, Artur Tuźnik, Thomas Agergaard, Jerzy Stelmaszczuk i Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk stanęło 13. młodych wykonawców: trzy wokalistki, czterech pianistów, gitarzysta, śpiewający gitarzysta, saksofonista, perkusista, kontrabasista i gitarzystka basowa.
Z wyśmienitą sekcją, czyli pełnym składem Confusion Project (lider i pianista Michał Ciesielski, gitarzysta basowy Piotr Gierszewski – po raz pierwszy w historii konkursu w sekcji nie było kontrabasisty oraz perkusista Adam Golicki) większość z nich zaprezentowała się bardzo dobrze.
Aż pięcioro z nich wykonało poza standardami również autorskie kompozycje, nie brakowało również własnych, bardzo interesujących aranżacji. Jury miało więc z kogo wybierać. Wyróżniono wokalistkę Aleksandrę Annę Przewoźniak i pianistę Szymona Mikołaja Wojnarowicza, zaś II nagrodę przyznano ex aequo pianiście Filipowi Chojnackiemu (uczestnikowi konkursu online w roku 2020) i kontrabasiście Michałowi Rutkowskiemu. Co do zwycięzcy nie było żadnych wątpliwości, dlatego I nagrodą obdzielono dwie młode, ale bardzo już świadome tego co robią, przy tym świetne technicznie, artystki. Irena Zapolska to absolwentka Akademii Muzycznej w Krakowie, wokalistka obecnie studiująca w Gdańsku, laureatka III nagrody podczas internetowego konkursu.
– To ogromna różnica, ponieważ atmosfera tego festiwalu i to, jak to wszystko jest zorganizowane i jak wielu wspaniałych ludzi można tutaj poznać, jest nieporównywalne do edycji internetowej – mówi Irena Zapolska, wykonująca „In The Crease” Branforda Marsalisa i swoją autorską kompozycję „Nadzieja”, napisaną wspólnie z Dominikiem Kisielem. – Wiadomo, wtedy były takie warunki, ale niezmiernie się cieszę, że mogłam tutaj przyjechać i poczuć ten vibe, bo naprawdę warto. Słyszałam, że to świetny festiwal, chciałam też poznać ludzi; przyjechałam również, bo niedługo będę miała premierę płyty i pomyślałam sobie, że warto, tym bardziej, że dowiedziałam się, że moi koledzy z Confusion Project będą grali tutaj w sekcji, stwierdziłam więc, że to będzie ciekawa przygoda, bo te utwory inaczej brzmią z innym składem, a to są świetni muzycy.
Również Katarzyna Schmidt-Przeździecka zdobyła III nagrodę, ale podczas ubiegłorocznego NJF, wróciła więc do Łomży z nadzieją, że uda się jej poprawić to osiągnięcie.
– Spodziewałam się czegoś, liczyłam, że coś się trafi, bo przez ostatni rok trochę poćwiczyłam, zrobiłam coś nowego, mogłam też lepiej się przygotować, wiedząc jak to wszystko wygląda; nie liczyłam jednak, że będzie to pierwsze miejsce – mówi Katarzyna Schmidt-Przeździecka.
Młodziutkiej basistki nie wybiło z rytmu nawet zbyt szybkie wejście jednego z muzyków sekcji; z uśmiechem wskazała mu właściwy moment, ani na chwilę nie przerywając basowego pochodu.
– Jestem przyzwyczajona do takich sytuacji, bo życie muzyka jest pełne zdarzeń do których nie ma kiedy się przygotować, jest jedna, krótka próba, tak jak tutaj, trwająca 15 minut, więc na koncertach zdarzają się takie rzeczy – wyjaśnia Katarzyna Schmidt-Przeździecka. – Nie ma jednak wtedy co krzyczeć, trzeba dać znać muzykom, że wszystko jest w porządku, że znajdziemy się, bo inaczej posypie się już wszystko.
Ona również zagrała, poza „Speak Like A Child” Herbiego Hancocka, własny utwór „Dzień polarny” z przygotowywanej płyty. – Jest to moja autorska kompozycja – potwierdza Katarzyna Schmidt-Przeździecka. – Zainspirowałam się chyba uczestnikami zeszłej edycji, którzy zgłaszali również swoje utwory i sama stwierdziłam, że warto to zrobić, bo po pierwsze jest to promocja swojego materiału, a pod drugie wydaje mi się, że jest to odbierane pozytywnie przez komisję, jako taki dodatkowy aspekt artystyczny, że nie tylko improwizujemy, ale również komponujemy.
15 lat Novum Jazz Festival i gwiazdy jubileuszowej edycji
Łomżyński festiwal jest już obecnie imprezą liczącą się wśród innych wydarzeń tego typu. Mirosław Dziewa nie ma żadnych problemów ze skompletowaniem obsady, co potwierdziło się również podczas szybkich poszukiwań zastępstwa dla kwartetu Aarona Parksa. Grający zamiast niego kubańsko-polsko-węgierski Joaquin Sosa Quintet zachwycił publiczność energetycznym koncertem, swobodnie łącząc jazz z muzyką etniczną i południowoamerykańską. Imponowała tu nie tylko wyborna sekcja, złożona z kongisty Machito i perkusisty Pétera Somosa oraz grającego już dzień wcześniej z kwintetem Dawida Tokłowicza kontrabasistą Anielem Someillanem – również pianista Mateusz Kaszuba, trzeci w ubiegłorocznym konkursie NJF, często grający długie, bardzo swobodne solówki, tak jak choćby w „I Remember Diz” Paquito D'Rivery. Podobały się również autorskie kompozycje lidera, świetnego multiinstrumentalisty Joaquina Sosy, na przykład „On The Train” czy „Last Minute”, nic więc dziwnego, że koncert zakończył się bisem.
Co ciekawe pierwszy wykonawca finałowego koncertu Novum Jazz Festival A.D. 2022, polsko-duński duet Artur Tuźnik i Thomas Agergaard, bisował aż dwa razy. Pianista-zwycięzca pierwszego konkursu Nowa Nadzieja Jazzu oraz flecista i saksofonista zaprezentowali bowiem bardzo wymagający program „Cascades”: autorską muzykę trudną w odbiorze, ale piękną i wciągającą.
Została ona jednak doceniona przez licznych, miejscowych i przyjezdnych słuchaczy, zachwyconych zresztą nie tylko artystycznym poziomem poszczególnych koncertów, ale również świetną atmosferą, którą dostrzegają również artyści, nader chętnie wracający do Łomży.
– Bardzo lubię tu przyjeżdżać – mówi ceniony gitarzysta Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk, lider norwesko-polskiego zespołu Loud Jazz Band. – Mogę tu posłuchać młodych, zdolnych muzyków, będących w najlepszym momencie kariery, napierających, pełnych talentu. Jest to dla mnie duży zaszczyt, że mogę być tu jako juror, poza tym również na tym korzystam, bo nasiąkam ich talentem. Przebywamy tu więc w doborowym towarzystwie, słuchamy świetnych koncertów, bo grają tu przecież najlepsi muzycy – to sytuacja bardzo przyjemna, naturalna i od serca, na którą czeka się cały rok, to nie jest tak, że ma się coś takiego co miesiąc. Dochodzi do tego wyjątkowa atmosfera, o której mówią wszyscy przyjeżdżający do Łomży muzycy – te wielkie festiwale wyglądają tak, że jest wielka gwiazda, słuchamy jej, przeżywamy, ale po zakończeniu koncertu wychodzi się i tyle. Tu się to nie kończy, bo festiwal to nie tylko koncerty, ale również ta cała otoczka, nie mówiąc już o jam session, kóre wczoraj naprawdę się udało.
– Będąc na festiwalu od samego początku mogę to tylko potwierdzić – dodaje Jerzy Stelmaszczuk, basista, pedagog i koneser muzyki jazzowej. – Za każdym razem wydarza się tutaj coś nowego, choćby Mirek poznał na tym festiwalu pianistę Jacka Szwaja, który teraz gra w jego zespole, wchodząc w skład tej doskonałej formacji z nową energią i koncepcją.
– Faktycznie, „złowiłem” tu świetnego pianistę i gra z nami koncerty, co tylko potwierdza to, co powiedziałem wcześniej – zauważa Mirosław „Carlos” Kaczmarczyk.
– Rodzą się tu więc znajomości, przyjaźnie, muzycy nawiązują współpracę – kontynuuje Jerzy Stelmaszczuk. – Początki były skromne, ale festiwal rozwinął się niesamowicie. Koncertują tu znakomici muzycy, a zgłoszeń do konkursu jest coraz więcej – w tym roku bardzo trudno było nam wybrać finalistów, bo każdy z kandydatów miał w sobie coś niepowtarzalnego, były to cztery zarwane noce, ale jakoś się udało. Do tego ten festiwal jest dla młodych muzyków taką odskocznią, bo bardzo często ludzie na nim nagradzani są później doceniani również na tych większych, również w innych konkursach. Myślę też, że do Łomży przyciąga ich świadomość, że zostaną sprawiedliwie ocenieni, a do tego mają tu możliwość grania z wyśmienitymi sekcjami, co na innych konkursach nie zdarza się często.
- Jestem bardzo zadowolony! – podsumowuje dyrektor artystyczny festiwalu Mirosław Dziewa. – Festiwal miał być różnorodny i wydaje mi się, że taki właśnie był. Kwintesencją tej różnorodności był dzisiejszy koncert finałowy, bo pierwszy występ był pełen kontemplacji, zadumy, jakiegoś naturalnego oczyszczenia, natomiast drugi pełen żywiołu, tańca, radości i wydaje mi się, że już oczekiwania na następny, już 16 Novum Jazz Festival. Konkurs też był niesamowity – poziom był bardzo wysoki, ale tę finałową czwórkę nagrodzonych wyłoniliśmy niezwykle zgodnie, tylko przy wyróżnieniach było troszkę dyskusji. Thomas Agergaard powiedział, że poziom był niezmiernie wysoki, że wszyscy powinni być nagrodzeni; Artur Tuźnik bywa wymagający, ale pytał: „Mirek, skąd wziąłeś takich muzyków?!”. Odpowiedziałem, że sami się zgłosili (śmiech). Usłyszałem też, że jest to najpoważniejszy konkurs w Polsce, jeśli chodzi o solistów, tak więc bardzo miło coś takiego słyszeć – dlatego liczę, że za rok zgłoszeń również nam nie zabraknie.
Wojciech Chamryk
Fot.: Elżbieta Piasecka-Chamryk