Minister Czarnek (PiS) straszy nauczycieli "konsekwencjami"
"Mamy sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach" - napisali na stronie społecznościowej Ministerstwa Edukacji Narodowej, którym kieruje Przemysław Czarnek (lat 43, PiS). "Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje. Zgodnie z zapowiedzią poprosiliśmy kuratorów oświaty o sprawdzenie czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie i jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół". TVN 24 podało, że Pan Czarnek - określający np. prawa człowieka i równość ludzi idiotyzmami - mówił, że "będą wyciągane wszystkie najdalej idące konsekwencje, które są w granicach możliwości prawnych ministerstwa i kuratoriów".
Na profilu MEN czytamy: "Jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem. Nie ma także naszej zgody na zachęcanie dzieci oraz młodzieży do chuligańskich i wulgarnych zachowań. Nie ma zgody na to, aby uczniowie zachowywali się w taki sposób".
- Czyli nie ma zgody na to, że młodzież ma swoje zdanie i nie brnie jak ślepy koń w to, co się im powie? - skomentował Dawid Ku w jednym z prawie10 tysięcy komentarzy internautów pod zdumiewającym wpisem MEN. Jeśli koledzy partyjni pójdą w ślady Czarneka, to np. minister zdrowia może zechce sprawdzić, które lekarki, pielęgniarki i salowe odważyły się wziąć udział w strajkach, protestach i demonstracjach kobiet, a minister administracji - które urzędniczki, celniczki czy portierki... - i tak dalej et cetera w każdym resorcie rządu z 71-letnim wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim (PiS) na czele.
Palanis: "Będziemy pozyskiwać takie informacje"
Małgorzata Palanis, rzeczniczka Podlaskiego Kuratorium Oświaty w Białymstoku, stwierdziła w rozmowie z Polskim Radiem Białystok, że takiego polecenia z MEN kuratorium nie otrzymało i nie ma żadnych sygnałów na temat możliwych nieprawidłowości. - Nie pozyskiwaliśmy takiej informacji bezpośrednio od dyrektorów - cytuje rzeczniczkę PRB. - Też nie mieliśmy takiej informacji od rodziców. Również nie informowali nas o tym dyrektorzy szkół, o tym żeby w naszych szkołach odbywała się agitacja związana z manifestacjami, o tym, aby nauczyciele namawiali uczniów do udziału w tych manifestacjach. Natomiast jeśli trzeba będzie, to na pewno będziemy pozyskiwać takie informacje".
Ani minister Czarnek, ani rzeczniczka Kuratorium Podlaskiego nie podają podstawy prawnej takiej masowej inwigilacji nauczycieli. Grożą "konsekwencjami" nauczycielom, ale nie podają, za co i jakimi. Dzieje się to po masowych protestach, jakie w setkach miast i miasteczek w Polsce przeszły ulicami praktycznie codziennie po decyzji Trybunału Konstytucyjnego - z sędzią Julią Przyłębską na czele - od 23. października do 2. listopada 2020.
Wkurzone kobiety wyszły na ulicę
To następne groźby ministra edukacji o nazwisku Czarnek, który postraszył uniwersytety zabraniem funduszy na inwestycje i badania naukowe - jak formułował w komentarzu Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych - "jeśli będą tolerować udział studentów w antyrządowych protestach... Partia zresztą zachowuje się dokładnie tak, jak w 1968. Wtedy do pałowania studentów KC PZPR wysyłało "aktyw robotniczy", dzisiaj popiera powstawanie skrajnie prawicowych bojówek (to aluzja do wypowiedzi J. Kaczyńskiego, żeby bronić kościołów, na których demonstranci malowali hasła lub nr telefonu dla kobiet z problemem aborcyjnym - red.).
Czarnek nie rozumie demokracji. Dał temu wyraz już niejeden raz nawołując do odbierania praw obywatelom, krzycząc jak nazista o tym, że osoby nieheteronormatywne nie są równe "normalnym ludziom", a kobieta nie powinna robić kariery, ale rodzić dzieci, bo "do tego została stworzona".
Mirosław R. Derewońko