Adam Kalinowski w bitwach The Voice of Poland
W przesłuchaniach w ciemno Adam Kalinowski zachwycił jurorów nieoczywistym wykonaniem poprockowego przeboju Imagine Dragon. Chciał go mieć w swej drużynie Michał Szpak, ale zdecydował się na rockowy team Tomsona i Barona z Afromental. Teraz Adam Kalinowski, pochodzący z Łomży utalentowalny wokalista, staje przed kolejną szansą: po udziale w „Bitwie na głosy” w drużynie Juli oraz sukcesach w „Idolu”, może zaistnieć w „The Voice of Poland”, gdzie już w najbliższą sobotę zaprezentuje się w bitwie, walcząc o przejście do kolejnego etapu.
Wojciech Chamryk: Staje się przed czterema fotelami i ma się jakieś dwie minuty do przekonania chociaż jednego z jurorów do odwrócenia się – to deprymuje, czy przeciwnie, jeszcze bardziej mobilizuje, żeby dać z siebie wszystko?
Adam Kalinowski: Z jednej strony ekscytacja związana z występem na takiej scenie, który będzie oglądało miliony ludzi, a z drugiej strony obawa o werdykt trenerów to faktycznie ambiwalentna sytuacja. Nie będąc pierwszy raz w takiej sytuacji na pewno jest mi łatwiej poradzić sobie ze stresem. Ale z mojej strony kluczem do pewności siebie jest odpowiednie przygotowanie utworu. Choć sam jej nie miałem w 100%, to jednak mocno przygotowywałem się do The Voice of Poland no i się udało. Stres i emocje tym razem na szczęście nie przeszkodziły w występie.
W.C.: Przed kilku laty próbowałeś już swych sił w „The Voice of Poland“, ale wtedy nie odwrócił się nikt. Teraz, po sukcesach w programie „Idol“, czułeś się pewniej, miałeś już doświadczenie i potrafiłeś je wykorzystać?
A.K.: Zdecydowanie! Startując w The Voice w 2015 roku miałem zdecydowanie mniejsze umiejętności i doświadczenie. Ostatnie 5 lat to nieustanny progres moich umiejętności wokalnych, ale i też zdobywanie wiedzy na temat muzyki, rynku muzycznego i rzeczywistości, w której chcę rozwijać się zawodowo. Program „Idol“ był kamieniem milowym na muzycznej drodze, kolejny z nich to wydanie płyty z Black Jeans. Mam nadzieję, że The Voice of Poland XI będzie następnym.
W.C.: Wybrałeś do tego bardzo nieoczywistą piosenkę, bo „Natural“ Imagine Dragon, grupy poprockowej – chciałeś pokazać się z innej strony, zaskoczyć czymś nieoczywistym?
A.K.: Moja strategia na przesłuchania w ciemno z góry zakładała świeższy repertuar. Imagine Dragons swoją muzyką stanowią w moich oczach idealny kompromis między mocnym, rockowym graniem, a nowoczesną, mainstreamową muzyką popową. Chciałbym się w tym kierunku rozwijać, przemycając w swojej twórczości wokalne, rockowe przestery i gitarę, który to instrument jest najbliższy memu sercu.
W.C.: Udało ci się to wyśmienicie, a Tomson i Baron odwrócili się błyskawicznie, nawet nie czekali na refren czy coś popisowego/zaskakującego – poczułeś ulgę, widząc ich uśmiechnięte twarze, mogłeś skupić się tylko na śpiewaniu, mając już zapewniony udział w programie?
A.K.: Najbardziej liczyłem na odwrócony fotel chłopaków z Afromental i się udało. Miałem duże nadzieje z tym związane, ale też przeczucie, że jednak kto jak kto, ale oni poczują ten repertuar. Na pewno resztę utworu śpiewało mi się swobodniej, wiedząc, że mam już miejsce w ich drużynie. Do końca walczyłem o odwrócenie wszystkich foteli, ale to, że ich komplet się nie odwrócił, to finalnie żaden wyznacznik jakości wokalisty, bo regularnie osoby, które odwrócą mniej niż cztery fotele przechodzą w programie dalej niż te, które wszyscy trenerzy chcieli mieć w swoich drużynach.
W.C.: Wybór teamu chłopaków z Afromental był oczywisty, Michał Szpak to nie do końca twoja estetyka?
A.K.: Jestem wokalistą rockowym, więc rockowa drużyna to było dla mnie marzenie, które spełniłem. O ile Michałowi Szpakowi nie można odebrać wybitnych zdolności wokalnych oraz wielkiej unikatowości na polskiej scenie muzycznej, to jednak jego repertuar jest mi znacznie odleglejszy niż twórczość Afromental. Od wielu lat podziwiam tę grupę, a płyta „Mental House” jest jednym z moich ulubionych polskich krążków. Ponadto, obserwując ich na przestrzeni lat, zawsze biła od nich niespotykana swoboda, otwartość i energia, która mnie bezapelacyjnie przekonuje.
W.C.: Rozważałeś przed programem różne opcje, typu „co będzie, jeśli odwróci się tylko Urszula Dudziak“, czy nie zaprzątałeś sobie tym głowy, koncentrując się na tym, żeby jak najlepiej zaśpiewać? (śmiech)
A.K.: Raczej moim celem było zaprezentowanie się w taki sposób, aby po zejściu ze sceny być zadowolonym z tego co zrobiłem. Drugorzędny był werdykt trenerów. A w zakładanych scenariuszach raczej nigdy nie pomyślałem, że przy moim śpiewaniu prędzej odwróci się Urszula Dudziak niż Tomson i Baron (śmiech). Jeśli ktoś zna choć odrobinę te postacie to nie trzeba mu tego tłumaczyć. Niemniej jednak, nie pogardziłbym miejscem w drużynie żadnej z tych nieprzypadkowych postaci polskiej sceny muzycznej.
W.C.: Teraz przed tobą bitwa, etap dla wielu uczestników bardzo trudny, bo nieprzewidywalny: nie wiadomo kogo będzie miało się za rywala, jaką piosenkę wybiorą trenerzy i czy podejdzie, a do tego masz w drużynie kilkoro mocnych, potencjalnych rywali, nie tylko o typowo rockowych głosach – jak oceniasz swoje szanse przed sobotnim występem?
A.K.: Definitywnie, konkurencja w programie jest wysoka, a współuczestnicy z drużyny prezentują według mnie niepodważalnie wiele swoimi osobami i umiejętnościami. Najbardziej obawiałem się repertuaru, od niego zależy najwięcej. Jeśli utwór podpasuje pod gusta i wokal, to już połowa sukcesu. Oczywiście rywal też jest ważny, ale staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. Zatem w etapie Bitew skupię się na jak najlepszym zaprezentowaniu siebie w taki sposób, żeby występ był spójny. Chciałbym, aby to był zgrabnie wykonany duet, a nie wokalna walka na noże.
W.C.: Trudno jest stworzyć na scenie wiarygodny duet, a do tego jednocześnie rywalizować z tą osobą, wiedząc, że ktoś z was odpadnie i nie dojdzie do nokautów?
A.K.: Od dawna kieruję się zasadą, że nie ma rywalizacji w muzyce. Każdy wyraża się w indywidualny sposób, między innymi poprzez emocje. Możemy porównywać umiejętności wokalne, które z drugiej strony często nie idą w parze z autentycznością i unikatowością, a te cechy z kolei ciężko porównywać u różnych ludzi, gdyż są wielce subiektywne. Dlatego nie patrzę na swoje występy w kategoriach rywalizacji, a raczej jako możliwość stworzenia, np. jak w przypadku Bitew, dobrego duetu. I choć założeniem programu jest eliminacja uczestników z etapu na etap, to fakt, że odpadają osoby, z którymi zawiązało się dobrą relację, nigdy nie jest przyjemny.
W.C.: Ty jesteś w tej komfortowej sytuacji, że nawet jeśli ci się nie powiedzie, to masz gdzie wracać, bo z Black Jeans wydaliście w ubiegłym roku debiutancki album „Pokolenie Y”, a do tego wcale nie zamierzacie na nim poprzestać, szykując coś zaskakującego dla słuchaczy?
A.K.: Z Black Jeans szykujemy małą niespodziankę dla naszych fanów, ale więcej szczegółów pojawi się wkrótce na naszych social mediach, gdzie akcja będzie miała miejsce. Mogę jedynie zdradzić, że będzie to rzecz szczera, autentyczna i od serca. Jeśli jednak chodzi o koncertowanie z zespołem z racji na pandemię od stycznia nie zagraliśmy żadnej sztuki. Na szczęście wciąż koncertuję, na ile jest to możliwe, solowo. W październiku zagrałem w łomżyńskiej Black Sheep, a rodzima publiczność jak zawsze przyjęła mnie bardzo pozytywnie. Program jest dodatkiem, a może być dobrą trampoliną w mojej karierze muzycznej. Nie uzależniam swojej działalności od talent show. Będę robił muzykę dopóki będę w stanie swobodnie z tego żyć i widzieć szansę na rozwój. Ponadto pracuję nad założeniem działalności muzycznej, pozyskaniem środków na sprzęt, mam w planach nauczenie się produkcji dźwięku, rozwój kanału na YouTube, wciąż mam więc sporo do zrobienia, niezależnie od działalności Black Jeans czy tego, jak mi pójdzie w The Voice of Poland.
W.C.: Póki co możemy jednak zachęcić wszystkich mieszkańców Łomży i jej okolic, a do tego łomżyniaków mieszkających obecnie w innych częściach kraju, żeby w sobotni wieczór włączyli o godzinie 21:00 TVP2 i trzymali za ciebie kciuki, stajesz bowiem przed kolejną, wielką szansą?
A.K.: Jak wspomniałem na wstępie, występy w The Voice ogląda parę milionów ludzi, to wielkie wyzwanie, ale też zaszczyt móc zaprezentować swoje umiejętności, jednocześnie reprezentując swoje rodzinne miasto na taką skalę. Każdy następny etap to parę kolejnych minut na tapecie milionów osób przed telewizorami. Mam nadzieję, że odpowiednio zaprezentuję siebie i moje środowisko. Oczywiście ogromnie dziękuję za każde słowo wsparcia ze strony mieszkańców Łomży i okolic. Jestem zawsze pod wielkim wrażeniem ilości pozytywnych opinii na mój temat kiedy wracam w swoje rodzinne strony. Tymczasem zapraszam Was do śledzenia moich dalszych losów w The Voice of Poland oraz zaglądania na mojego Facebooka, gdzie przygotowuję i sam, i z Black Jeans trochę nowości. Mogę również zdradzić, że mój następny występ będzie rozpoczynał odcinek, także zapraszam w sobotę punkt o 21:00 do TVP 2.
Wojciech Chamryk