Włoski koncert łomżyńskiej orkiestry
Altowiolista Adrian Stanciu oczarował publiczność czwartkowego koncertu Filharmonii Kameralnej, grając w duecie z greckim wiolonczelistą Christosem Grimpasem koncert Antonio Vivaldiego. Rumuński wirtuoz jest na co dzień koncertmistrzem altówek łomżyńskiej orkiestry, ale równie chętnie gra jako solista czy w mniejszych składach. – Jestem bardzo zadowolony, że po raz kolejny miałem możliwość zaprezentować się jako solista, bo to zawsze jest dla mnie bardzo ciekawe! – mówi Adrian Stanciu. Program koncertu dopełniły inne dzieła włoskich kompozytorów, dyrygował bowiem Andrea Vitello z Italii, a refleksyjny „Lament Dydony” poświęcono pamięci zamordowanego w niedzielę prezydenta Gdańska.
Trudno doszukać się związków Pawła Adamowicza z Łomżą, jednak w godzinie jego tragicznej śmierci łomżyńscy filharmonicy kończyli, entuzjastycznie przyjęty przez słuchaczy, koncert kolędowy. Dlatego, chociaż ogólnopolskim dniem żałoby narodowej po zamordowanym będzie sobota, koncert „Musica italiana” rozpoczął się symboliczną minutą ciszy oraz wykonaniem żałobnego lamentu, fragmentu opery „Dydona i Eneasz” – skomponowanej co prawda przez Anglika Henry'ego Purcella, ale w opracowaniu Włoszki Elviry Muratore. Później królowała już tylko muzyka włoska – niezależnie od tego, czy pochodząca z epoki baroku czy współczesna, równie piękna i przejmująca, bowiem tamtejsi kompozytorzy nie bez powodu słyną w świecie.
Christos Grimpas zagrał też jako solista Koncert wiolonczelowy G-dur RV 413Antonio Vivaldiego, ale to Koncert na dwie wiolonczele g-moll RV 531 tegoż kompozytora, w opracowaniu na altówkę i wiolonczelę, był głównym punktem programu, a grecki muzyk był w nim tylko tłem dla wybornie dysponowanego Adriana Stanciu. Ta sama kompozycja trafiła też na najnowszą płytę łomżyńskiej orkiestry „Łomża Chamber Players”, ale tam wykonuje ją duet Stanciu – Edyta Moskwa.
– Nagraliśmy tylko drugą i trzecią część, dzisiaj zabrzmiała całość – zauważa Adrian Stanciu. – Bardzo dobrze czuję się jako solista, lubię też występować w małych składach jak trio czy kwartet. Po prostu bardzo lubię grać, nieważne czy z orkiestrą, czy jako solista, lubię współpracować z różnymi składami; każda z tych forma aktywności jest mi potrzebna, sam też dzięki temu rozwijam się, bo wciąż uczę się czegoś nowego.
Partie basso continuo wykonali, dyrygujący w pierwszej części koncertu zza klawiatury, Andrea Vitello i wiolonczelistka Monika Cekała. Brylowali też, nie tylko w rzeczonym koncercie Vivaldiego, ale też w Symfonii C-dur współczesnego mu Giovanniego Battisty Sammartiniego oraz w utworach twórców XX-wiecznych, Marco Enrico Bossiego oraz Ottorino Respighiego, inni muzycy, z koncertmistrzem Cezarym Gójskim i jego zastępcą Piotrem Sawickim, na czele.
Godny podkreślenia jest zresztą fakt, że łomżyńscy filharmonicy nader często występują jako soliści: na najnowszej płycie z powodzeniem czyni to aż sześcioro z nich, na koncertach jest podobnie, by przypomnieć tylko niedawny popis Cezarego Gójskiego i Adriana Stanciu w Symfonii koncertującej na skrzypce i altówkę Es-dur KV 364 Mozarta, który zachwycił prowadzącego orkiestrę Marka Pijarowskiego, a soliści byli aż trzykrotnie wywoływani oklaskami na scenę.
– Gdy tylko pojawia się możliwość solowego występu naszych muzyków skwapliwie z niej korzystamy, bo to wyśmienici instrumentaliści – mówi Jan Miłosz Zarzycki, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Kameralnej.– Oczywiście nie wszyscy są skłonni prezentować się w roli solisty, nie wszyscy są też do tego merytorycznie przygotowani. Jeśli jednak ktoś odczuwa taką potrzebę, ma repertuar i nad nim pracuje, to staram się, by otrzymywał taką możliwość. Jest to dobre nie tylko dla samych muzyków, ale i dla orkiestry, bo jej poziom artystyczny wzrasta, gdy muzycy rozwijają się wszechstronnie, jako soliści, ale również w składach kameralnych.
– To coś niebywałego, że taki muzyk jak Adrian Stanciu trafił do łomżyńskiej orkiestry, że nie wyrwała go nam żadna inna orkiestra! – ocenia Bogdan Szczepański, artysta związany z Łomżą od 1986 roku. – Jest to muzyk wysokiej klasy; wystarczy go posłuchać czy wejść do internetu i poczytać o jego dokonaniach z czasów wiedeńskich, koncertach, nagrodach i nagraniach. Poza tym to człowiek bardzo skromny, subtelny i delikatny, a nie chodząca pycha i duma, jak to często niestety się zdarza nie tylko na polskich estradach koncertowych, a jest to cecha największych!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk