Kayah sławna i niesławna...
„Przed laty byłam ofiarą własnych pragnień i modlitw, które się spełniły...” - wspomina wokalistka Kayah, która była gwiazdą sobotniego wieczoru na Gościńcu Łomżyńskim.
Mirosław R. Derewońko: - Organizatorzy Pani koncertu na Gościńcu Łomżyńskim mówili mi, że poprzednio występowała Pani w Łomży w listopadzie 1996 r. Jednak tym razem MDK-DŚT, który zorganizował tegoroczny Gościniec, zaprosił Panią na dużo większy koncert dla kilku tysięcy osób na Muszli.
Kayah (śmieje się): - Wierzy Pan, co ludzie mówią?! Gdybym ja wierzyła w to, co ludzie na mój temat mówią, to chyba nie spałabym po nocach. Ale szczerze mówiąc, ja tamtego łomżyńskiego koncertu nie pamiętam, przecież minęło ponad dwanaście lat! Po drodze były inne miasta, inne ubrania, inna Kayah...
MRD: - Bardzo się Pani zmieniła?
Kayah: - Pod każdym względem – jako artystka, jako kobieta i jako człowiek... Takie przemiany są w rozwoju każdego z nas nieodzowne, chyba że komuś odpowiada miejsce, w którym się zatrzymał...
MRD: - W Pani karierze przełomowa była nagroda specjalna na Festiwalu Krajów Nadbałtyckich w 1988 r. za utwór „Córeczko, chciałabym, żebyś była chłopcem”... Takie ważne występy pewnie lepiej się pamięta niż koncerty łomżyńskie...?
Kayah (śmieje się): - Ojej, niech mi pan wieku już nie wypomina! No dobrze. Jestem grubsza, starsza, bardziej rozśpiewana, ale mniej poetycka. Mnie też dotyka proza życia, które – na szczęście! - niesie coraz to nowe, także pozytywne doświadczenia. Mam po tych latach znacznie więcej dystansu do siebie, umiem już żartować na swój temat.
MRD: - Więc powie Pani, co przyniosły owe minione pracowite lata?
Kayah: - Wiarę, że wszystko można wypracować. Nigdy nie działam przeciwko sobie. Nauczyłam się słuchać intensywniej i staranniej ludzi wokół i samej siebie. Potrafię być wierna sobie, nawet za cenę chwilowego zapomnienia... Chociaż czas od tamtej nagrody do połowy lat 90. to nie chwila, tylko rzeczywiście lata całe... Każdy z nas, zwłaszcza artystów, ma swój czas. Jeżeli zbyt wiele pragnie, a los go nie powstrzyma, to może się źle skończyć...
MRD: - Przeżyła Pani wtedy po wielkim, ale chwilowym rozgłosie w kryzys, załamanie...?
Kayah: - Tak, ponieważ to był właściwie falstart, który wydawał mi się prawdziwym startem. W 1988 roku nie miałam ani przygotowania życiowego, ani zawodowego, ani artystycznego. Byłam ofiarą własnych pragnień i modlitw, które się spełniły... Czasem myślę, że lepiej byłoby, gdyby się nie spełniły, bo potem było bardzo dużo płaczu.
MRD: - O co się Pani modliła?
Kayah: - Chciałam ponad wszelką cenę, żeby tworzyć muzykę i szybko być sławną.
MRD: - Tworzy Pani powszechnie znane i lubiane przeboje, jest Pani sławna...
Kayah: - I niesławna też! Niesława ze sławą parami chodzą. Teraz o wiele bardziej pragnę dobra w moim życiu niż sławy, bo częściej zbierałam złe doświadczenia. Przez ponad dwadzieścia lat na estradzie wiele splendorów było moim udziałem, ale proszę mi wierzyć, kosztowało mnie to dużo pracy i nerwów. Oczywiście, wciąż cieszą Fryderyki, tytuły wokalistki roku i nagrody w plebiscytach popularności, setki tysięcy sprzedanych płyt, jednak... życie nie stoi w miejscu. Teraz na przykład po dwóch miesiącach występowania prawie dzień w dzień na Gościńcu Łomżyńskim dałam ostatni koncert przed wakacjami.
MRD: - Gdzie Pani spędzi urlop?
Kayah: - Tam gdzie jest ciepło i gdzie nie pada. Polska też jest ciepła, ale nieprzewidywalna, dlatego urlop spędzę w którymś z ciepłych krajów. Nie mogę powiedzieć, w którym, bo chciałabym swobodnie założyć kostium dwuczęściowy i nie budzić tym sensacji na plaży. Przecież mam w końcu już czterdzieści jeden lat, z których jestem dumna, i dlatego dedykuję ten wywiad paniom z 40-tką na karku dla dodania im otuchy.
MRD: - Dziękuję za rozmowę.
PS. Wywiad nieautoryzowany, przeprowadzony na Muszli podczas Gościńca Łomżyńskiego 4 lipca 2009.
zobacz fotorelację z Gościńca 2009