Jarocka, Stanisławska i sołtys Kierdziołek
"Przyjaciele Pani Hani" to był świetny koncert kameralny. Koncert ze smakiem pomyślany i elegancko poprowadzony przez Romana Borawskiego oraz świetnie zorganizowany przez Miejski Dom Kultury-Dom Środowisk Twórczych z okazji Dni Łomży. Kameralny koncert przed gimnazjum żeńskim, które ukończyła w 1934 r. najsłynniejsza łomżynianka świata, czyli na dziedzińcu przed II LO przy pl. Kościuszki. Na dziedzińcu wśród zieleni w ciepły niedzielny wieczór ponad 200 widzów, a na scenie...
- Pani Hanka zawsze podkreślała na scenie i w rozmowach prywatnych swoje związki z Łomżą - opowiadała młodsza koleżanka Królowej Estrady. - Energię, uśmiech i optymizm czerpała ze wspomnień szczęśliwego, sielskiego, anielskiego dzieciństwa w dobrej, łomżyńskiej, mieszczańskiej rodzinie.
Kiedy Lidia Stanisławska popłakiwała z któregoś z własnych estradowych potknięć, Pani Hanka potrafiła pocieszyć: "Dziecko, kiedy pomyślę, że moja mama trzy miesiące jechała na zsyłkę do Kazachstanu w bydlęcym wagonie, to nie mam prawa się skarżyć". Uczyła dystansu i śmiania sie z samego siebie, a "robiła to w sposób niezwykle uczciwy, dlatego że stawiała nie tylko sobie wysoką poprzeczkę, ale wszystkim, którzy znajdowali się obok. Nie znosiła bylejakości na scenie. Mówiła: wychodząc z garderoby, patrz na siebie jak największy wróg. Jeżeli chodzi o stroje Pani Hania była kolorowym ptakiem w czasach siermiężnej Polski Ludowej".
Kiedy wyjechała w latach 60. z ówczesnym mężem Jerzym Duszyńskim, amantem kina przedwojennego, do Tel Avivu w Izraelu, żeby zagrać razem w sztuce małoobsadowej, po próbie na jednej z wystaw ujrzała przepiękna garsonkę w kolorze ecru. Zapytała subiekta, czy informacja z wystawy "100 proc. wełny" jest rzeczywiście prawdziwa. A on, podkręciwszy pejsa: "Pani Hanko, ja to panią jeszcze pamiętam z miasta Łódź. To ja pani powiem - na sto procent wełna to jest, ale ile jej...?".
Wśród takich wspominek upływał miło czas, aż na scenie pojawił się ze swymi monologami kolega Pani Hanki z radiowego Podwieczorku Przy Mikrofonie Jerzy Ofierski, czyli słynny sołtys Kierdziołek (ten od "Cie choroba...!). Bawił publiczność do łez, szczególnie tę po 40-tce, która żywo pamiętała realia życia za komuny i chociażby mogła rozumieć aluzje do "Dziennika Telewizyjnego" czy zakazanej "parnografii", której sztandarowymi przykładami były obrazki w stylu "Fidel Castro je banana". Jeśli zważą Państwo, że Jerzy Ofierski występował od pierwszej audycji Podwieczorku, a Pani Hanka od trzeciej, łatwiej bedzie wam ocenić, kogo gościliśmy.
I wreszcie upragniona, wyczekiwana, legendarna Irena Jarocka! Szczupła, zadbana, ujmująca i skromna (od 1990 r. mieszkająca na stałe w USA). Ale najważniejsze: znakomicie sobie radząca na scenie i w kontakcie z publicznością. "Gondolierzy znad Wisły" sprzed niemal 40 lat! A potem "Wymyśliłam Cię nocą przy blasku świec", "Motylem jestem", "Kocha się raz", "Sto lat czekam na Twój list" i "Kawiarenki"... Ach, czy publiczność odmówiłaby sobie wspólnego śpiewania z piosenkarką, którą uwielbiała cała Polska (w tym niżej podpisany)...? Dlatego nie odmówiłem sobie satysfakcji porozmawiania z nią po raz pierwszy w życiu. O czym przekonacie się Państwo niebawem...
Mirosław R. Derewońko