Wstyd i hańba... ŁKS Łomża przed własną publicznością przegrał z Unią Janikowo 1 : 3
To był najgorszy mecz ŁKS-u jaki widziałem. I w tej ocenie - zapewniam – nie jestem osamotniony... Trener jeszcze nie poddał się do dymisji, ale mówi, że nie będzie zdziwiony gdy zostanie zwolniony. Prezes ŁKS-u mówi, że sam nie może decydować, ale... przyznaje, że nie wie czy jest sens utrzymywać jeszcze ten zespół. Grając przed własną publicznością – do Grajewa na mecz z Unią przyjechało około 700 kibiców z Łomży – piłkarze ŁKS-u nie przeprowadzili nawet jednej ładnej i składnej akcji. Gola łomżanie strzeli dzięki zamieszaniu i pogubieniu się obrońców z Janikowa. Kilka minut przed końcem spotkania znaczna część kibiców ŁKS-u demonstracyjnie opuściła stadion.
To był pierwszy mecz ŁKS-u przed własna publicznością. Nikt, nawet trener i piłkarze z Janikowa, nie spodziewali się, że łomżanie mogą przegrać. Okazało się, że styl w jakim przegrali ten mecz, jest znacznie gorszy od samej porażki.
Mimo gromkiego dopingu kibiców z Łomży pierwszego gola – już w 8 minucie gry - strzelili piłkarze Unii Janikowo. Lewą stroną boiska zaatakował Krzysztof Kretkowski, który po okiwaniu kilku obrońców ŁKS-u i bramkarza delikatnym strzałem skierował piłkę do pustej bramki.
Łomżanie wyrównali 10 minut później. Po wrzutce Mariusza Marczaka, piłkę do bramki gości skierował Andrzej Rybski. Wtedy jeszcze wydawało się, że ten mecz ŁKS może wygrać, ale...
Kolejne minuty pokazały, że piłkarze łomżyńskiej jedenastki zamiast grać jedynie kopią piłkę. Tymczasem zespół z Janikowa, choć nie błyszczał zdobywał przewagę. To piłkarze Unii co jakiś czas atakowali, a ŁKS jedynie próbował przeszkadzać. Gdy łomżanie zdobywali piłkę była ona za zwyczaj na oślepo wykopywana...
W 27 minucie gry mogło być 1 : 2, ale na miejscu był bramkarz - Kamil Ulman to chyba jedyny zawodnik z ŁKS-u, który robił to co do niego należało. Napastnik Janikowa okiwał obrońców i strzelił prosto w bramkarza ŁKS-u.
Kolejną okazję do przypieczętowania swojej przewagi piłkarze Unii mieli niespełna 10 minut później. Po płaskim podaniu z okolic prawego narożnika dwóch piłkarzy Janikowa nie trafiło w piłkę stojąc na czystej pozycji w odległości mniejszej niż 5 metrów przed bramką Łomży.
Chwilę później z kolejnej groźnej sytuacji wybronił nas Ulman. Kretkowski technicznym strzałem z ok. 5. metrów chciał przelobować bramkarza ŁKS-u, ale ten w ostatniej chwili wybił piłkę na rzut rożny.
Co się odwlecze to nie uciecze – stara prawda potwierdziła się na 4 minuty przez końcem pierwszej połowy. Po faulu w odległości około 25 metrów od bramki Ulmana, gola dla Janikowa z rzutu wolnego strzelił Łukasz Kalinowski.
Po przerwie goście postanowili bronić korzystnego wyniku, a okazji do zdobycia kolejnych bramek szukać w kontratakach. Łomżanie musieli atakować... Niestety to co wyprawiali z piłką trudno nazwać atakami. Najbliżej strzelanie gola byli w 60. minucie gry. Po zamieszaniu pod bramką Janikowa jeden z obrońców wybijając głową piłkę trafił nią w słupek.
Podczas tej akcji urazu doznał bramkarz Janikowa, który musiał opuścić boisko.
Nieskładne zagrania i podania łomżan bardzo często przejmowali goście, którzy głęboko cofnięci skutecznie utrudniali próby odrobienia strat przez ŁKS. Co kilka minut goście przeprowadzają kontrataki pod samą bramkę Ulmana. Na szczęście większość z nich kończyło się na bramkarzu. Po jednym z takich kontr Ulnam musiał sam stawić czoło trzem napastnikom Janikowa – i udało mu się.
Niestety po kontrze w 83 minucie Ulmana pokonał serbski piłkarz z Janikowa Branco Rasić. Wynik 1 : 3 i styl w jakim łomżanie stracili tę bramkę spowodował, że znaczna część kibiców natychmiast wyszła ze stadionu w Grajewie.
Ci co zostali nie zobaczyli przebudzenia ŁKS-u. Mecz w ostatnich minutach był po prostu żałosny.
Na konferencji prasowej po meczu trener ŁKS-u Czesław Jakołcewicz mówił, że myśli o dymisji. Przepraszał kibiców, za to, że musieli na to co działo się na murawie patrzeć.
- Jestem zawiedziony – powtarzał trener. - Piłkarze zagrali bez walki, bez zaangażowania, bez chęci wygranej. Nie wiem czym jest to podyktowane. Dla mnie to osobista tragedia – mówił Jakołcewicz.
W zgoła odmiennym nastroju był za to trener Unii Janikowo.
- To był dla nas bardzo ważny mecz. Bardzo się go baliśmy – mówił. Dodawał także, że jego piłkarze pokazali, że mają ambicję i chęć gry i dlatego wygrali.
***
Hańbą zaś jest to, że zubożały ŁKS na wystawnej konferencji prasowej po meczu częstował wódką. Gdy trener Jakołcewicz skończył mówić, ze jest mu wstyd za piłkarzy, na salę gdzie odbywało sie spotkanie szkoleniowców i „działaczy” z dziennikarzami wniesiono kilka butelek wódki.