Z Jackiem Dąbrowskim przed meczem ŁKS-u z KSZO rozmawiał Paweł Orpik
Po remisie we Wrocławiu piłkarze ŁKS-u Łomża chcą w sobotę sprawić niespodziankę w Ostrowcu Świętokrzyskim. Do dyspozycji trenera jest już Jacek Dąbrowski. - Czuję się na tyle dobry, by występować nawet w I lidze - mówi najbardziej doświadczony zawodnik łomżan Paweł Orpik: Jeszcze nie żałujesz, że po powrocie z Grecji do Polski związałeś się z ŁKS-em?
Jacek Dąbrowski: Nie mam czego żałować, bo w zespole niemal wszystko wygląda w miarę poprawnie. Pierwszy mecz ze Śląskiem we Wrocławiu [0:0, Dąbrowski nie był jeszcze potwierdzony do gry - red.] pokazał, że jesteśmy na dobrej drodze. Z tego, co słyszę w szatni, w pierwszej połowie mieliśmy zdecydowaną przewagę i powinniśmy wygrać. Jestem w Łomży po to, by zrobić wszystko, co w mojej mocy, by pomóc. Beniaminek zawsze ma ciężko, ale na pewno powalczymy o utrzymanie. Czego mam żałować? Grę w Łomży traktuję jako szansę dla siebie. Mimo 32 lat czuję się na tyle dobry, by występować nawet w I lidze. Chcę to udowodnić, grając przez najbliższe pół roku na dobrym poziomie w ŁKS-ie. Mam nadzieję, że w ten sposób przypomnę się trenerom, którzy chyba zapomnieli, że jest taki zawodnik, jak Jacek Dąbrowski.
Myślisz już o odejściu za pół roku?
- Nie. Najpierw chcę zobaczyć, co przyniesie te pół roku, jaki osiągniemy wynik, jak będą wyglądały sprawy organizacyjne. Kontrakt mam podpisany roczny, więc sobie mogę mówić, że za pół roku chciałbym odejść do I ligi. Najważniejsze, bym teraz grał na wysokim poziomie dla dobra ŁKS-u. Co będzie, zobaczymy za pół roku.
Niczego nie żałujesz? Drużyna przez trzy kolejki nie mogła grać. Nie ma stadionu, gdzie może przyjmować rywali. Problemy organizacyjne są bardzo poważne.
- Myślę jednak, że to jest trochę wyolbrzymiony problem. Dla zespołu najważniejsze jest to, by co miesiąc otrzymać regularne wypłaty. Co prawda - podobnie, jak premie meczowe - są niewysokie, ale jak będą wypłacane regularnie (a prezes podkreśla, że tak będzie), nie ma kłopotu. Naprawdę nie jest tutaj źle. Kiedy grałem w Polonii Warszawa, nie dostawaliśmy nie tylko premii, ale także pensji. O premię za mistrzostwo Polski musiałem walczyć w sądzie i dostałem ją po trzech latach. Tutaj chłopaki mają regulowane zaległości, otrzymują wypłaty i tak ma być. Jest wiele klubów, w których jest na pewno gorzej, bo podpisuje się kontrakty na duże kwoty i później z tego powstają tylko zaległości. Łomża nie ma dużego budżetu, ale płaci na bieżąco.
Jedyne, czego szkoda, to jest to, że nie możemy grać u siebie. To byłby dla nas duży plus, bo zainteresowanie piłką jest w Łomży spore. Łatwiej by nam się grało, a ponadto wpłynęłoby trochę pieniędzy do kasy klubu. To jest jedna prawdziwa bolączka. Tak naprawdę to nastawiamy się na to, że większość spotkań w tej rundzie będziemy musieli rozegrać na wyjeździe. To błąd działaczy, bo nasze boisko aż tak źle nie wygląda. Naprawdę nie trzeba było dużo pracy - wystarczyło trochę o nie zadbać - by PZPN wydał nam zgodę na grę na nim. Naprawdę rozgrywałem mecze na gorszych i nikt nie robił problemu. Trybuny też można było przygotować, by uzyskać licencję, nie trzeba dużo pracy. A tak musimy rundę rozegrać na wyjeździe. Nie jest to zbyt korzystne dla nikogo, tym bardziej dla beniaminka.
Spodziewałeś się, że Twoi koledzy nie przegrają we Wrocławiu?
- Wierzyłem, że są w stanie walczyć o korzystny wynik. W II lidze każdy może powalczyć z każdym o korzystny wynik. Pierwszy przykład z brzegu to Piast Gliwice, który na początek aż 4:0 pokonał Zagłębie Sosnowiec, by następnie przegrać z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Nie stoimy na straconej pozycji i będziemy starali się wywalczyć jak najwięcej punktów, które przydadzą się w walce o utrzymanie. A jak sytuacja organizacyjna się poprawi, możemy pomyśleć o czymś więcej, jak choćby środek tabeli. Na razie najważniejsza jest walka o byt, bo kadrę mamy niezbyt szeroką, a na pewno czekają nas kontuzje, kartki.
Czy ŁKS potrzebuje jeszcze wzmocnień?
- Musimy grać tym, co mamy, bo na transfery nie zostało już dużo czasu. Najbardziej brakuje nam strzelca bramek, ze Śląskiem wygralibyśmy, gdyby nie brak skuteczności. Ale i na innych pozycjach przydałyby się wzmocnienia, głównie po to, by wzmocnić rywalizację. Wtedy rośnie wartość drużyny. Mamy wąską kadrę, a czeka nas przecież dużo spotkań, nie w każdym trener będzie mógł skorzystać z wszystkich zawodników. Musimy mieć taką ławkę, by piłkarz wszedł i pociągnął grę, a nie odstawał od reszty.
We Wrocławiu, gdzie zespół poradził sobie bardzo dobrze, nie mogłeś jeszcze zagrać. Oczekiwania wobec Ciebie będą tym większe teraz.
- Nie dziwię się, rozegrałem sporo spotkań w I lidze w Polsce, grałem w Grecji. Trzeba tylko pamiętać, że z zespołem trenuję dopiero trzy tygodnie. Potrzebujemy czasu, by wszystko zaczęło funkcjonować optymalnie. Ale po treningach i gierkach wewnętrznych jestem dobrej myśli. Teraz tylko czekam na decyzję trenera, czy da mi szansę zagrać.
W KSZO miałeś okazję grać przez pół roku. Jak wspominasz ten okres?
- Bardzo miło. Walczyliśmy o utrzymanie i udało się nam to uzyskać przez wygrane baraże z Górnikiem Łęczna. Teraz spróbuję się przypomnieć tamtejszej publiczności. Chcemy wygrać i jesteśmy w stanie to zrobić. KSZO nie jest tak mocnym zespołem, byśmy musieli się go obawiać. Za nimi przemawia tylko ich boisko, ale my jesteśmy skazani na grę na wyjazdach. Jesteśmy w stanie sprawić kolejną miłą niespodziankę.
Jacek Dąbrowski
Pomocnik, ma 32 lata. W polskiej ekstraklasie rozegrał 186 spotkań i zdobył 16 goli. Debiutował w barwach Lechii/Olimpii Gdańsk 29 lipca 1995 r. Po pół roku przeniósł się do Polonii Warszawa, gdzie grał aż do końca 2002 r. (z przerwami - sezon w Płocku i runda w Ostrowcu Świętokrzyskim). W 2000 r. wywalczył mistrzostwo Polski. Po rozstaniu z Polonią przeniósł się do Grecji, gdzie po trzech i pół roku gry wrócił do kraju i podpisał roczną umowę z ŁKS-em.
źródło: Gazeta Wyborcza