Po co nam radni i prezydent?
Inną uchwałę radni przyjęli w głosowaniu, niż została opublikowana. Ważne, że „właściwa” poszła do publikacji – wynika z tłumaczeń ratusza. W związku z tym rodzi się pytanie, po co w ogóle nam Rada Miejska, a może nawet Prezydent, skoro urzędnicy, niezależnie od woli tych organów, decydują?
Pamiętacie Państwo scenę z inkasentem z filmu Miś. Grany przez Stanisława Tyma sobowtór prezesa pyta spisującego licznik o to, że musi się rozeznać na cyferkach, żeby wiedzieć ile i gdzie wpisywać.
- Dotychczas tak było – odpowiada ze szczerością inkasent – ale teraz mamy komputer. Może pan pisać co tylko pan chce, to nie ma żadnego znaczenia. - dodaje, a w tle słyszymy, że on i tak się zawsze pomyli...
W pewien sposób przypomina to sytuację z sierpniowej sesji Rady Miasta w Łomży opisaną w tekście „Co przyjęli radni?”. Tym pytaniem zwróciliśmy uwagę na rozbieżność między projektem uchwały, który został poddany pod głosowanie, a wersją opublikowaną. Sprawa powróciła na ostatniej sesji 27 września. Ratusz przyznał, że „błędy” były, choć wytłumaczenie prowokuje do jeszcze poważniejszych pytań.
Zaczęło się od radnego Tadeusza Kowalewskiego i jego pytania „gdzie leży prawda”. Szczycący się doktoratem z prawa Prezydent Łomży Mariusz Chrzanowski, który wielokrotnie ma coś do powiedzenia, milczał. Przewodniczącemu prowadzącemu posiedzenie szepnął obok mikrofonu, że odpowiedzi udzieli prawnik pracujący w ratuszu.
„Rzecz niejako stała się poza biurem prawnym” - zakomunikował Mieczysław Jagielak, co innymi słowy może brzmieć: nie mamy z tym nic wspólnego. Skoro doktor prawa milczał, pracownik ratusza ruszył z wyjaśnieniami.
Przyznał, że uchwała przesłana do radnych zawierała błąd, pomyłkę pracownika. „Natomiast właściwa uchwała poszła bezpośrednio do biura rady i następnie została przekazana do ogłoszenia i ta uchwała ogłoszona w Dzienniku Urzędowym obowiązuje w sensie formalno-prawnym i faktycznym” - oznajmił. Pojawienie się „błędu” tłumaczył istnieniem dwóch systemów przesyłania materiałów do biura prawnego.
Radny dopytywał, czy w związku z tym nie jest potrzebna reasumpcja głosowania, bo jak stwierdził „myśmy tej uchwały, która jest w dzienniku urzędowym nie podjęliśmy, bo podjęliśmy inną uchwałę”.
Tu mecenas jasno stwierdził, że obowiązuje uchwała ogłoszona w Dzienniku Urzędowym Województwa Podlaskiego. „Gdyby w tej chwili radni pojęli reasumpcję, sprawa radnych, podjęliby taką samą uchwałę, która została ogłoszona” - tłumaczył.
- To oznacza, że po każdej sesji powinniśmy zaglądać do Dziennika Urzędowego, żeby sprawdzić jaka uchwała została opublikowana i czy jest taka sama jak ta, którą otrzymaliśmy i przyjęliśmy na sesji? - pytał retorycznie radny Piotr Serdyński. - Jedno możemy przyjąć na sesji, a zupełnie co innego może być opublikowane, i zupełnie inne prawo będzie obowiązywało niż to, które radni swoim głosem uchwalili - dodawał z irytacją.
Jakież byłoby zdziwienie radnych, historyków, kościoła i wiernych, gdyby np. uchwała domagająca się reparacji od Niemiec, podczas opublikowania otrzymała brzmienie np. od Watykanu. Walczący ateista wiedziony wzorem innych uchwał, popełnił był błąd, a „błędy się zdarzają” - jak tłumaczył prawnik.
Skoro więc do obowiązywania aktu prawa miejscowego, wcale nie jest potrzebne głosowanie wersji opublikowanej (co wynika z odpowiedzi ratusza), to po co w ogóle głosować?. Zwolnić to towarzystwo łącznie z prezydentami, a do rządzenia zapędzić Sztuczną Inteligencję. Taniej, a innowacyjna gospodarka cyfrowa mogłaby zadziałać w pełnej wersji. Przypominam tylko, by podczas uczenia AI z jej indeksu wyciąć art 169 Konstytucji RP, a dalej jazda. Dobrze rozpropagować to wszystkie agencje światowe powtórzą. Pierwszy na świecie samorząd, który wymienił rządzących z wyborów, na rządzenie przez AI. Taki wkład w promocję miasta, że nawet jakby tu tuzin rolników szukało żon, to nie daliby rady przebić promocyjnie.
Marek Maliszewski
