Marsz zbuntowanych serc z Łomży w Warszawie
- Mam dość paranoicznej rzeczywistości, jaka panuje w polskiej polityce. Irytuje mnie nepotyzm, kumoterstwo, dzielenie Polaków na lepszych i gorszych i wtrącanie się służb państwa w prywatne życie obywateli – mówi Danuta Bzura, 70-letnia emerytowana kierownik Archiwum Państwowego w Łomży, która w słoneczną niedzielę uczestniczyła w Marszu Miliona Serc w Warszawie. Ilu ludzi w demonstracji buntu przeciwko rządom Prawa i Sprawiedliwości w latach 2015-2023 faktycznie maszerowało przez 4 godziny – Bóg raczy wiedzieć. Liczby były diametralnie różne: od 60 tysięcy osób, w ocenie Jarosława Kaczyńskiego z PiS, aż do ponad miliona, według Donalda Tuska z KO.
Łomżyniacy w 2 autokarach z Placu Niepodległości wyjechali po godz. 8. i ok. 11. byli w stolicy na Placu Konstytucji. Marsz miliona serc – jak z upodobaniem nazywali go liderzy i działacze partyjni PO oraz KO – powędrował, od godz. 12. do 16., z Ronda Romana Dmowskiego (z rotundą) ulicami: Marszałkowską i Świętokrzyską do Ronda ONZ i ulicą Jana Pawła II do Ronda Zgrupowania AK „Radosław”. Danuta z Łomży poczuła się znakomicie w kolorowym tłumie ludzi uśmiechniętych, sympatycznych, życzliwych. - Bo chcę żyć w kraju normalnym, tolerancyjnym, demokratycznym – wyjaśnia nam powody wyjazdu na całą niedzielę do stolicy Ojczyzny Wszystkich Polaków. - Było na początku słabo słychać przemówienia polityków, ale ludzie byli zajęci marszem. W najbliższym otoczeniu było dużo transparentów. Zapamiętam „Chcemy w rządzie dyplomatów – nie wariatów” i piosenki: „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie” i „Wolność kocham i rozumiem”.
„Szczęśliwej Polski, już czas”
Przemek Wojewoda był na marszu 4. czerwca 2023 r. sam w Warszawie. Jego żona żałowała, że nie wybrali się na manifestację sprzeciwu razem, dlatego na Marsz Miliona Serc pojechali wspólnie. - Małżonka była bardzo zadowolona z udziału w Marszu 1. października – opowiada 55-latek, który prowadzi własną działalność gospodarczą w dziedzinie OZE. Poszli w Marszu na dystansie 4 i pół kilometra i postawili po 12 tysięcy kroków, „żeby w Ojczyźnie wróciła normalność”. Martwią ich: ograniczenia swobód obywatelskich, „kierunek w stronę Białorusi”, ingerencja państwa w prywatne sprawy milionów kobiet, narzucanie przez funkcjonariuszy partii PiS jedynych, bo obowiązujących poglądów. - Ludzie, którzy myślą inaczej o sytuacji w Polsce, są ignorowani i często potępiani jako „gorszy sort” - wyjaśnia powody buntu Pan Przemek. - Nawet wypowiadanie swojego zdania jest od razu krytykowane przez oponentów, widzących świat paskami, propagowanymi w telewizorach przez TVPiS. Wszystkie niepowodzenia w programach rządowych premier Mateusz Morawiecki zrzuca na Tuska. Wszystko przepisał na żonę, tylko żony jeszcze nie przepisał, ale wiadomo, że to będzie wina Tuska. Kaczyński i działacze PiS pogłębiają niebezpieczne podziały w społeczeństwie. Przed rządami PiS Polska była krajem, którego w świecie nam zazdrościli: fajnych ludzi, pierogów, gościnności. Ale za PiS zaczęło się zmasowane szczucie na Polaków, na Niemców i na inne narody. Lokalne samorządy są upartyjnione, a bez poparcia partii „z góry” ubezwłasnowolnione finansowo. Obawiamy się Polexitu, wyjścia z Unii Europejskiej, przywrócenia wiz do Stanów i krajów strefy Schengen. Nie podoba nam się monolit partii dyktatorskiej, w stylu PZPR i „komuno, wróć” w gorszym wydaniu. Marsz był o wolność i prawo wyboru, a przeciw miernotom, które mówią nam, jak mamy żyć. Zapamiętam transparent z pytaniem: „Mateusz, czy przepisałeś już Polskę na żonę?”
„Pojechaliśmy kupić słodycze i buty...”
- Pojechałam na Marsz do Warszawy, żeby nikt nie dzielił Polaków, bo jesteśmy jednym narodem – twierdzi Ewelina Filochowska–Karwowska, plastyk scenograf z Łomży. - Na Placu Niepodległości w niedzielę rano ekipa TVN 24 prosiła mnie o wypowiedź, dlaczego jadę. Byłam zaspana, ale kilka słów trafiło do programu ogólnopolskiego. Powiedziałam wtedy, że jadę dla wielkiej Polski, która jest demokratyczna, praworządna i zawsze w Unii Europejskiej. W 1988 r. dwójka studentów, ja i mój ówczesny chłopak, chciała zobaczyć inny kraj. Do Czechosłowacji potrzebne były zaproszenia. Zostaliśmy zatrzymani, że są sfałszowane: 24 godziny siedzieliśmy w celi, a później przez pół roku na SB w Białymstoku musieliśmy się tłumaczyć. Pojechaliśmy kupić słodycze i buty, nie na handel.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146