Gra w podatek śmieciowy
O problemie miasta, z którym trzeba się zmierzyć, mówił zastępca prezydenta Łomży Andrzej Garlicki podczas spotkania z radnymi przybyłymi na rozmowy o gospodarce śmieciowej. Po trzech porażkach prezydenta wprowadzenia podwyżek podatku śmieciowego, doszło wreszcie do rzeczowych rozmów o śmieciach.
W środę w samo południe w sali konferencyjnej Ratusza zjawiło się 8 radnych ze wszystkich klubów, aby dyskutować o gospodarce śmieciowej, w szczególności o stawkach podatku śmieciowego. „To istotne wpływy do budżetu” - podkreślał Andrzej Garlicki. Zanim jednak rozpoczęły się właściwe rozmowy, wiceprezydent niektórzy radni prezydenccy chcieli, aby dziennikarz 4lomza.pl opuścił salę. Po krótkiej wymianie zdań i głosach o otwartości spotkania, dziennikarz mógł zostać, a Państwo będziecie mieli relację z tej ciekawej momentami dyskusji.
Urzędnicy zaprezentowali dane, o które prosili radni, choć chyba nie wszystkie. Wynika z nich, że w Łomży deklaracje śmieciowe złożyło 48528 mieszkańców miasta. Około 1/4 z nich mieszka w zabudowie jednorodzinnej, a 3/4 w wielorodzinnej. Wg różnych źródeł, w Łomży mieszka około 60 tys. osób. Okazuje się więc, że około 10 tys. mieszkańców nie płaci za śmieci, co daje około 20 %. To więcej niż średnio w Polsce – podnosili radni. Postulowali zwiększenie wysiłku nad uszczelnieniem systemu, aby wskaźnik osiągnął ten w kraju, czyli 10 procent.
Uszczelnić system
W Łomży deklaracjami śmieciowymi zajmują się 2 osoby – informował naczelnik. Radni dopytywali o ilość egzekucji, o pracę jaką wykonują służby miejskie i sposoby zwiększenia liczby deklaracji, ale żadne konkretne dane nie padły.
- Koszt zatrudnienia ludzi jest mniejszy niż to, co tracimy - stwierdził Wiesław Grzymała. Chodzi o „efekt mizerny” ściągania deklaracji. Wiceprezydent przypomniał, że aktualne prawo nie daje możliwości pełnego dostępu do niektórych danych, które pomogłyby w weryfikacji deklaracji, a te nie zawsze są prawdziwe. Przyznał, że związki samorządów zgłaszały ten problem i trwają prace, które opłatę śmieciową mają zrównać z opłatą podatkową. Wiele głosów dotyczyło uszczelnienia systemu.
Ustawa dopuszcza kilka metod naliczania opłaty śmieciowej. W Łomży już było od gospodarstwa domowego, obecnie mieszkańcy płacą od zamieszkującej (nie zameldowanej) osoby, a może być jeszcze przy rozliczeniu za wodę lub od powierzchni mieszkania.
Każdy mieszkaniec domów jednorodzinnych ma licznik, więc jak mówił radny Ireneusz Cieślik, najchętniej widzieliby rozliczenie w wodzie. Wiceprezydent Garlicki stwierdził jednak, że ten sposób sprawdza się w mniejszych samorządach, w większych już nie. Chodzi m.in. o to, że w spółdzielniach jest jeden licznik, a mieszkańcy mają podliczniki, a kwestia strat i ich rozliczania tylko komplikowałaby system.
Gdy prezydent Chrzanowski na listopadową sesję składał wniosek o podwyżkę opłaty śmieciowej, bez żadnych konsultacji zaproponował także zmianę sposobu naliczania na ten od 1m2. Jak się okazuje, w Łomży 1/3 gospodarstw jest jednoosobowymi. Nie dziwne więc, że po takich propozycjach prezydenta podniósł się szum i propozycja przepadła.
Ratusz ma dane, ile i jakich śmieci zbiera z zabudowy jednorodzinnej i wielorodzinnej. Wie także, ile kosztuje gospodarka śmieciowa w tych segmentach. Zatem radni wnioskowali o pomieszanie metod. Jeśli mieszkańcy zabudowy jednorodzinnej chcą płacić od wody, niech płacą, a wielorodzinnej - innym sposobem. Są miasta w Polsce, w których taki sposób funkcjonuje. „W podlaskim nie można” – uciął dyskusję Andrzej Garlicki, ponieważ organ nadzorczy nie przepuści takiej uchwały.
Uszczelnienie systemu w dużej mierze zależy od postawy mieszkańców. „Ci, co nie płacą, podnoszą cenę tym, co płacą” - stwierdził radny Marek Dworakowski. Sąsiedzi powinni zwracać uwagę na to, ile osób i gdzie mieszka. Jak mają to zweryfikować ze złożonymi deklaracjami nie padło. Spółdzielnie i wspólnoty powinny dołożyć starań, aby zwiększyć ilość złożonych deklaracji. „Miasto nie ma prawa, a spółdzielnia nie ma nic” - odpowiadał radny Wojciech Michalak, prezes ŁSM. Media powinny zachęcać do płacenia i wspierać postawę obywatelską. Proces powinien się jednak zacząć od ratusza i jego mediów, a tu nie ma śladu dyskusji i przybliżania tematu. Pojawiły się kwestie oszczędności i skąd zasilić brakujące środki. Po raz kolejny padła również kwestia zysku ZGO, ale także promocji tej miejskiej spółki. „Umieszczenie logo (ZGO dopisek red.) na gali boksu nijak się ma do edukacji” - podsumował radny Piotr Serdyński.
Jaka propozycja?
Propozycją wyjściową okazał się więc ostatni wniosek prezydenta, który już raz w grudniu przepadł. Wojciech Michalak podnosił wówczas, że aby rozmawiać, radni muszą mieć dane. Poza tym powinni znać metodologię i sposób wyliczania. Na środowym spotkaniu zaprezentowano tabelkę, z której wynikało, że system śmieciowy w 2023 roku potrzebuje około 13,9 mln zł. W uzasadnieniu do grudniowego wniosku prezydenta padła kwota 13,6 mln zł, co miało uzasadniać stawki „od głowy” 32 zł dla zabudowy jednorodzinnej i 23 zł dla wielorodzinnej.
Wiceprezydent Andrzej Garlicki wielokrotnie powtarzał, że system śmieciowy ma się bilansować, czyli dodajemy składowe: odbiór i transport, wysypisko, koszty administracyjne i dzielimy przez ilość osób. Jak się okazuje, na co uwagę zwróciło wielu radnych, miasto dopisało nową kolumnę, inflację.
„Mamy koszty, to skąd inflacja, skoro system ma wychodzić na 0” - pytał Wojciech Michalak. Z zaprezentowanej tabeli wynika, że miasto dorzuciło ponad 1,4 mln zł, zawyżając opłaty 11,8% wskaźnikiem inflacji. W jakim celu, skoro umowa na transport jest stała i znana, a także cennik na bramie w Czartorii jest znany. Oczywiście, mieszkańcy z roku na rok oddają więcej śmieci, ale to jest bardzo powolny wzrost nie mający nic z inflacją. Po wyrzuceniu tej pozycji proponowane stawki spadły do 29 zł dla zabudowy jednorodzinnej i 19 dla mieszkańców bloków. Czy tak będą wyglądały kolejne propozycje prezydenta?
Prezydencka gra w śmieci
Środowe spotkanie uwidoczniło niezrozumiałą dla wielu śmieciową grę prezydenta. Trzecia porażka w kwestii podniesienia podatku śmieciowego zmusiła włodarzy do rozmowy i pokazania sposobu liczenia. Nie pokazano wszystkiego, ale i tak wystarczyło do ponad 1,4 miliona oszczędności. Radni OKS sprzeciwiając się podwyżce próbowali znaleźć 1,5 mln zł oszczędności. Okazuje się, że lekką ręką podobną kwotę dopisano. Dlaczego? Tego nikt nie wyjaśnił. Może chodzi o to, że od jakiegoś czasu pojawia się kwestia podwyżki opłat za śmieci na bramie w Czartorii. O tym decyduje prezydent Mariusz Chrzanowski. Jeśli radni przyjęliby zaproponowane stawki z „dodatkiem inflacyjnym”, otworzyłoby to drogę do podwyżki na bramie. Można byłoby wówczas ogłosić, że mieszkańców Łomży to nie dotknie. Dotknęłoby, i to wcześniej. Poza tym w sytuacji, gdy ZGO notuje zysk, a jak wynika z ostatnich danych, w tym roku jesto na poziomie 2,5 mln zł, trudno uzasadnić konieczność podwyżki. Dociskanie radnych pod pretekstem bilansowania gospodarki śmieciowej, w świetle zaprezentowanych danych nie brzmi wiarygodnie.
Komentarz
Podczas spotkania dostało się i redakcji 4lomza.pl za to, że „frajerami” nazwaliśmy tych, co płacą. Zaufanie, Panie Prezydencie, buduje się latami. W tym czasie nie ucieka się do forteli, dociskania kolanem lub zastawiania pułapek na radnych czy mieszkańców. Wówczas taka władza staje się nam, mieszkańcom obca, ponieważ chce nas wykorzystać. Nie ma to nic wspólnego z odpowiedzialnością za miasto. Przypomina to bardziej nie tyle politykę, a polityczkę i kojarzy się z małym cwaniactwem, służącym zachowaniu władzy. Jak uwierzyć władzy w mieście następnym razem? Najlepiej podsumował to radny prezydencki Andrzej Wojtkowski, który powiedział, że „jak była koalicja (potem poprawił się na większość - red.), to wszystko przechodziło. Nie ma większości - zaczęły się pierepałki”.
Marek Maliszewski