Mostowy stan wyjątkowy
Na obu mostach w Łomży obowiązuje ograniczenie tonażowe. Mogą nimi przejechać pojazdy nieprzekraczające, łącznie z ładunkiem, 30 ton. Choć ograniczenia nośności mostów znane są od lat, to dopiero w środę pojawiły się znaki na drugim moście. Niestety, rodzi to wiele problemów dla gospodarki regionu.
Miasto Łomża z sąsiednią Piątnicą, chciałoby się powiedzieć, łączy Narew. Chciałoby się, ale dziś ta rzeka dzieli. Dzieli tak poważnie, że cała branża transportowa, firmy produkcyjne zastanawiają się co począć w sytuacji, gdy w środę na drogach dojazdowych do mostu „Hubala” pojawiły się znaki ograniczające do 30 ton rzeczywistą masę pojazdu, który może tędy przejechać.
Zakaz poruszania się ciężarówek po tzw. starym moście, czyli w ciągu drogi krajowej 61 wprowadzono w lipcu 2006 roku. Argumentowano wówczas, że stary most nie jest w stanie wytrzymać obciążenia jakie wiąże się z poruszaniem się po nim największych TIR-ów. Powoływano się m.in. na opinię Instytutu Badawczego Dróg i Mostów. Zakaz obowiązuje do dziś, a prowadzony monitoring tylko potwierdza nie najlepszy stan obiektu. „Most w ciągu ul. Zjazd (DK 61 i 63) jest w stanie technicznym umożliwiającym dopuszczenie ruchu pojazdów o masie nie przekraczającej 30 ton” - potwierdza Ratusz.
W środę na drogach dojazdowych do nowego mostu „Hubala” także pojawiły się znaki ograniczające rzeczywistą masę pojazdów do 30 ton. Wprowadziło to spore zamieszanie, ponieważ wiele ciężarówek o większej masie jeździło tą trasą narażając się na 500 zł mandatu i 3 punkty karne. Nie chodzi wcale o tranzyt, ale o ruch na potrzeby lokalne np. dowóz mleka do mleczarni czy przewóz żwiru lub wywóz wyprodukowanych tutaj towarów.
„Most Hubala w Łomży, znajdujący się w ciągu ul. Sikorskiego, został wybudowany jako most dla ruchu lokalnego o nośności 30 ton, który miał na celu odciążyć most na ul. Zjazd” - wyjaśnia ratusz powód umieszczenia znaków. Warto przypomnieć, że został on wybudowany na podporach mostu sprzed wojny. Do tej pory tolerowano ruch, ale być może prowadzony monitoring mostów wykazał postępujące zmiany i trzeba było zareagować.
O ile oznakowanie przed starym mostem nie budziło wątpliwości, to umieszczone przed nowym już tak. Tak się złożyło, że na jednym drążku umieszczono dwa ograniczenia. Najwyżej ograniczenie rzeczywistej masy pojazdu do 30 ton, a niżej do 10 ton ograniczenie dopuszczalnej masy całkowitej i uzupełnione tabliczką informacyjną, że dotyczy godzin nocnych oraz, że nie dotyczy „dojazdu do i z powiatu łomżyńskiego”. W przypływie nadziei zakładali niektórzy, że wyjątek dotyczy obu znaków. Nic bardziej mylnego. Zresztą w ratuszu zorientowano się i pracownicy MPGKiM obniżyli dolne znaki, aby powstała odległość między ograniczeniami. Bezsprzecznie oznacza to, że pojazd, który z ładunkiem waży powyżej 30 ton nie powinien przejechać przez żaden z mostów w Łomży.
Taka sytuacja rodzi ogromne konsekwencje gospodarcze dla regionu. W pewnym sensie wygląda to tak, jakby Putin dla sporej części biznesu łomżyńskiego, zbombardował mosty w Łomży. Zakład produkcyjny OSM Piątnica dużą część surowca przywozi zza rzeki. Powiedzmy do Śniadowa, gdzie mamy wiele dużych gospodarzy, pusta cysterna po mleko przejedzie przez mosty bez problemu. Jednak wiele z nich napełnionych waży ponad 30 ton i co dalej? Albo zalewamy do połowy, czy 3/4 możliwości albo jedziemy przez Jeżewo. Być może skrótami przez Grądy Woniecko, ale nie jestem pewien, czy nie ma tam ograniczeń. O ile wzrastają koszt transportu? Taniej zawieść kostkę brukową z Jedwabnego do Białegostoku niż do nieodległej Łomży. Wyprodukowany nabiał w czołowej firmie regionu, ambasadorze regionu i dużym zakładzie pracy do odbiorcy w Ostrołęce, Warszawie czy dalej w Polsce musi jechać przez Jeżewo pod Białymstokiem. Wariant przez Pęze, Kupninę nie wchodzi w rachubę, ponieważ na Pisie most ma nośność 10 ton.
Przypomnijmy, wojska amerykańskie, które jechały na poligon w Orzyszu, nie mogąc pokonać mostów w Łomży, jechały do Jeżewa i wracały do Piątnicy dalej kontynuując jazdę.
Jak widać obecna sytuacja w trudnym położeniu stawia wiele biznesów, jakby mało było kłopotów z szalejącą inflacją i drogą energią. Działają oni na konkurencyjnym rynku i każdy skok kosztowy może mieć wpływ na spadek sprzedaży. To oczywiście może przełożyć się na dochody, a w kolejnym etapie na wypłaty dla pracowników, czyli mieszkańców.
Nie, nie zrobił nam tego Putin, ani najeźdźca. Zrobiły nam to kolejne rządy, które bardziej niż o podstawową infrastrukturę drogową, dbały o przygwizdy.
Inny przykład, lokalni oficjele chętnie fotografowali się podczas otwarcia mostu energetycznego Polska - Litwa, który przechodzi pod Podgórzem. Bez stacji transformatorowej, nie mamy z tego żadnych korzyści. Wówczas nie przyciśnięto inwestora, który się tego spodziewał i poza zepsutym widokiem na dolinę Narwi, nie mamy nic.
Nadzieja w szybkim pobudowaniu obwodnicy. Przejezdność, czyli otwarcie jednej nitki GDDKiA zapowiada na maj 2024 roku. Małe odcinki, lokalne drogi są ważne, ale bez porządnej, sprawnej infrastruktury globalnej, nasza część Polski pozostanie może trochę ładniejszym, ale zaściankiem. Wszystkiego żukami nie da się przewieść. Jak jest w innych branżach wiedzą ci, którzy tam pracują i się orientują.
Kult sukcesu, łatwiej obnaża porażki.