Przejdź do treści Przejdź do menu
poniedziałek, 14 października 2024 napisz DONOS@

Łomżynianka w dalekiej Japonii

Główne zdjęcie
Monika Cekała

Pochodząca z Łomży wiolonczelistka Monika Cekała od trzech lat gra w japońskiej orkiestrze Hyogo Performing Arts Center Orchestra w Nishinomiya. Jest pierwszą Polką w historii tej orkiestry, a w ostatnim sezonie była, wraz z Akmalem Irmatovem z Uzbekistanu, koncertmistrzem sekcji wiolonczel. Opowiada nam o swej muzycznej drodze, zapoczątkowanej w łomżyńskiej Państwowej Szkole Muzycznej, jak trafiła do Kraju Kwitnącej Wiśni oraz jak się jej tam żyje i pracuje, bo w porównaniu z Europą różnice są niebagatelne.

Wojciech Chamryk: W Łomży ukończyła pani podstawową szkołę muzyczną i pamiętam, że to Ewa Barczyk uznała, iż powinna pani kształcić się dalej w Warszawie. Można powiedzieć, że dla bardzo młodej osoby był to prawdziwy skok na głęboką wodę?

Monika Cekała: Oczywiście, bo wyjechałam z domu mając 13 lat. Musiałam nauczyć się dbać sama o siebie, w dodatku w stolicy, a do tego po przyjściu do szkoły na Krasińskiego zorientowałam się, że jest tam znacznie większa konkurencja i nie jestem już taką regionalną gwiazdką (śmiech). Do tej szkoły chodziły też dzieci znanych ludzi i celebrytów, nawet w klasie miałam dużo kolegów o znanych nazwiskach.

W.Ch.: Ale jakoś odnalazła się pani w tych nowych realiach, umiała pogodzić granie z nauką w gimnazjum i w szkole średniej?

M.C.: Udało się i bardzo miło wspominam tę szkołę. Było to połączenie szkoły zwykłej z muzyczną, co było tej jednym z motywów wyjazdu do Warszawy – nie chciałam ciągnąć dwóch szkół: tam mogłam skoncentrować się na edukacji muzycznej, poziom przedmiotów muzycznych był wyższy i mogłam skupić się na graniu na instrumencie oraz na przedmiotach, które pomogły mi później dostać się na studia.

W.Ch.: Był to już kolejny, niejako oczywisty etap, Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina?

M.C.: Tak. Ale po ukończeniu studiów magisterskich stwierdziłam, że chciałabym się jeszcze doedukować, pojechałam więc do Szwajcarii, na drugie studia w Die Hochschule der Künste w Bernie.Kiedy wróciłam z tej Szwajcarii zaczęłam zdobywać profesjonalne doświadczenie, grałam z różnymi orkiestrami; warszawskimi, ale nie tylko, bo często też miałam kontakt z Sinfoniettą Cracovią, zresztą mieszkałam przez rok w Krakowie, kiedy byłam w tej orkiestrze na zastępstwie, po czym wróciłam do Łomży i dostałam pracę tutaj.


W.Ch.: Dowiedziała się pani, że pani profesorka Ewa Barczyk przechodzi na emeryturę i będzie wakat na stanowisku pierwszej wiolonczeli, po czym zgłosiła się pani do konkursu?

M.C.: Tak, ale to wcale nie było takie oczywiste, że się dostanę, było zresztą kilkoro innych kandydatów. Oczywiście bardzo się ucieszyłam, do tego miałam zająć miejsce swojej dawnej nauczycielki i osoby, dzięki której zostałam muzykiem.



W.Ch.: Ale, zupełnie nieoczekiwanie, okazało się, że nie pograła pani z Filharmonią Kameralną zbyt długo – jak doszło do pani wyjazdu do Japonii?

M.C.: Poznałam tu wszystkich ludzi w orkiestrze, bo wcześniej grałam z nimi angaże, już zaczęłam się tu dobrze czuć, jak najbardziej widziałam się w tej orkiestrze. Byłam też zadowolona, że mogę mieszkać w Łomży, bo uwielbiam tutaj przebywać. A Japonia zaczęła się już wtedy, kiedy zaczęłam ścisle współpracować z Sinfoniettą Cracovią, bo ta orkiestra ma dużo wyjazdów: w listopadzie roku 2017 mieliśmy tournée po Chinach, potem była Korea, zaś w marcu roku 2018 zagraliśmy dwa koncerty w Tokio. Zrobiło ono na mnie wielkie wrażenie i tak sobie zażyczyłam, że chciałabym jeszcze kiedyś przyjechać tam na dłużej i zwiedzić ten kraj, ale nie od strony turystycznej. I któregoś dnia na stronie, gdzie są informacje o przesłuchaniach do orkiestr na świecie, ogłosiła się również Hyogo Performing Arts Center Orchestra w Nishinomiya. Hyogo czyli prefektura, której stolicą jest miasto Kobe. Orkiestra jest dość młoda, bo powstała po wielkim trzęsieniu ziemi w roku 1995, w celu podniesienia ludzi po tej tragedii również na niwie kultury, ma do dyspozycji wspaniały budynek z kilkoma salami, w tym największą liczącą dwa tysiące miejsc. Zaaangażowano bardzo znanego w Japonii dyrygenta Yutakę Sado, który prowadzi orkiestrę do dziś, jest naszym dyrektorem artystycznym, a dodatkowo pracuje w Austrii.

W.Ch.: Były jakieś dodatkowe powody poza tymi już wymienionymi, dla których chciała pani w niej grać?

M.C.: To jedyna orkiestra w Japonii, która ma w składzie nie tylko Japończyków, jest międzynarodowa, ale tych muzyków zagranicznych jest w niej znacznie więcej. Jest to praca na kontrakt, na którym można być maksymalnie trzy lata, gdzie orkiestra oferuje możliwość pracy i zdobycia doświadczenia profesjonalnego osobom, które skończyły studia wyższe, a jeszcze są w poszukiwaniu stałej pracy, i w tym kontekście również jest jedyną taką orkiestrą w Japonii. Daje to też oczywiście możliwość zarobku, a do tego poziom tej orkiestry jest bardzo dobry – sama, chociaż miałam już kontakt z profesjonalnymi orkiestrami, też sporo się tam nauczyłam, a do tego mamy możliwość grania z najwybitniejszymi muzykami, na przykład koncertmistrzem podczas jednego z koncertów był pierwszy skrzypek Filharmoników Wiedeńskich.



W.Ch.: Jak wyglądał ten konkurs i same przesłuchania?

M.C.: Najpierw musiałam nagrać video. Kiedy przeszłam ten pierwszy etap musiałam pojechać do Berlina na przesłuchanie live, bo ta orkiestra daje możliwość przesłuchań w Japonii w Tokio, w Stanach Zjednoczonych w Nowym Jorku, a w Europie był to wtedy Berlin i Wiedeń, najłatwiej było mi więc pojechać do Niemiec.


W.Ch.: I sezon 2019/2020 zaczęła już pani jako wiolonczelistka tej orkiestry. Sądząc ze zdjęć dysponuje ona chyba dużym, symfonicznym składem?

M.C.: Stałych członków orkiestry jest ze 30 osób, ale w zależności od repertuaru doangażowywane są inne osoby z profesjonalnych orkiestr w Japonii. Najczęściej gramy więc w składzie typowo symfonicznym, ale są też koncerty kameralne. Głównie w tym budynku, ponieważ jest to orkiestra na zasadach normalnej filharmonii, przede wszystkim trzeba więc zrealizować koncerty abonamentowe i często jest tak, że gramy trzy pod rząd z tym samym programem, tak duże jest zainteresowanie i praktycznie za każdym razem ta sala na dwa tysiące miejsc jest pełna – Japończycy słyną z zainteresowania muzyką i te koncerty są bardzo długie. Ale są też bardzo powściągliwi: czasem zdarza się, że ktoś krzyknie „brawo!”, czasem są nawet owacje na stojąco, ale najczęściej są to zwykłe oklaski; tyle, że bardzo długie.



W.Ch.: Jak wygląda program tych koncertów, łączy klasykę z muzyką współczesną?

M.C.: Zdecydowanie klasyka. Nawet japońskich kompozytorów nie ma zbyt wielu – kilka miesięcy temu graliśmy program i był w nim utwór Tōru Takemitsu, bardzo znanego kompozytora współczesnego, z którym zetknęłam się jeszcze w Szwajcarii, gdzie graliśmy jego inny utwór. Ale przez pierwsze dwa lata królował na przykład Beethoven, wszystkie jego symfonie i koncerty fortepianowe, naprawdę mieliśmy dużo do grania. Poza tym ciekawe jest to, że jeśli gramy koncert z utworami Czajkowskiego, to w programie nie ma dzieł innych kompozytorów, jest wyłącznie Czajkowski, na przykład koncert skrzypcowy i symfonia.



W.Ch.: A polscy kompozytorzy?

M.C.: Dosłownie raz, w zeszłym sezonie, graliśmy I Koncert fortepianowy e-moll op. 11Fryderyka Chopina. Latem graliśmy za to bardzo dużo Szostakowicza – kiedy inne kraje z wiadomych powodów starały się omijać muzykę rosyjską, tam jakoś zbytnio się tym nie przejęto, chociaż dyrygent przed koncertem wyjaśnił publiczności sytuację, rozmawiał z nią.


W.Ch.: Jak została pani przyjęta przez koleżanki i kolegów z zespołu, rdzennych Japończyków? Europejczyk w tym składzie pewnie nie dziwi, ale Polka już tak?

M.C.: Jestem pierwszą Polką w historii tej orkiestry, o czym była nawet mowa podczas jednego z przemówień dyrygenta. To chyba kwestia tej japońskiej specyfiki, bo w tej orkiestrze są głównie ludzie młodzi, a obcokrajowcy głównie ze Stanów Zjednoczonych czy Kanady, a więc anglojęzyczni. Ale Japończycy są bardzo zdystansowani i mają kompleks, że nie umieją mówić po angielsku, więc łatwiej jest im rozmawiać ze sobą. Były więc takie momenty, że poza powitaniem nie rozmawia się z kimś przez cały rok, bo jednak ten dystans z ich strony cały czas jest. Normalnie ma się przecież świadomość, że pracujemy razem, staramy się więc znaleźć znajomych, nawiązać przyjacielskie relacje, dbać o dobry kontakt, dzięki czemu gra się zdecydowanie lepiej. Jest więc tak jak w życiu, gdzie nie ze wszystkimi da się nawiązać przyjaźń, ale wszyscy przyjezdni odczuwają tę atmosferę, gdzie ludzie w Japonii są bardziej chłodni, a do tego dochodzi sytuacja, że moi koledzy i koleżanki, którzy ukończyli studia w Tokio i trafili do tej orkiestry, nie mieli wcześniej styczności z obcokrajowcami, co może ich trochę onieśmielać. Dlatego, nawet jeśli ktoś zaprosi kogoś do domu, to Japończycy są tacy, że do pewnego momentu wszystko się układa, a później pojawia się mur nie do przebicia – są bardzo uprzejmi, uśmiechają się, ale to wszystko jest bardzo powierzchowne i zwykle obcokrajowcy czują się tam samotni, na co wpływ ma również fakt, że mało kto przyjeżdża tam znając język japoński. Jednak chciałabym podkreślić, że Japończycy są generalnie bardzo sympatyczni, gościnni i uprzejmi, i dobrze się z nimi pracuje, tak więc ten czas, który tam spędzam, uważam za bardzo owocny.


W.Ch.: Ale w orkiestrze są inni zagraniczni muzycy, z którymi ma pani lepszy kontakt?

M.C.: Z Europy w tej chwili jestem ja i trzy osoby z Włoch, jest też kilka osób ze Stanów. Właśnie częściej wśród członków orkiestry pojawiają się osoby stamtąd, współpraca pomiędzy Japonią a USA pewnie robi swoje. Zawarłam więc kilka bliższych znajomości, dzięki którym było mi łatwiej.


W.C.: Dostrzegła pani jakieś różnice w podejściu do pracy, w samym funkcjonowaniu orkiestry? Próby i koncerty wyglądają inaczej niż w Europie?

M.C.: Porównując z innymi orkiestrami mamy troszeczkę więcej prób i są one dłuższe, bo trwają nawet 5-6 godzin. Do tego przed pierwszą próbą dostaliśmy taki notesik z zasadami. Jest na przykład dress code i jest to przestrzegane bardzo rygorystycznie – na przykład zwrócono mi uwagę, że mam za krótki rękaw. Są tam też informacje jak mamy siedzieć, albo uwagi dla nas bardzo oczywiste, że nie należy dekoncentrować innych – w europejskich orkiestrach nikt o tym nie mówił, oni musieli o tym napisać (śmiech). Do tej pory musieliśmy też nosić maski podczas każdej próby, a podczas koncertów sami mogliśmy zadecydować czy chcemy grać w w nich, czy bez, bo maski są do tej pory obowiązkowe w Japonii wszędzie. Koncerty też są długie – na przykład „Wesoła wdówka” w oryginalnej wersji trwa może dwie godziny, a oni rozciągnęli ją do czterech i pół, dodając wywiad z dyrygentem, dodatkowe utwory również z udziałem tamtejszej gwiazdy musicalowej, a do tego balet – musi być show największy z możliwych, co bardzo podoba się publiczności.



W.Ch.: Są więc plusy i minusy, jak wszędzie, ale póki co wraca pani już niebawem do Japonii, a jak wyglądają pani dalsze plany?

M.C.: Jak wspomniałam konktrakt jest maksymalnie trzyletni, ale z powodu pandemii ten pierwszy sezon był bardzo trudny, niewiele w nim zrobiliśmy, tak więc przysługuje mi jeszcze jeden. Nie wiem jeszcze czy będzie to cały sezon, ale na pewno tam wrócę. Nie zostanę jednak w Japonii, bo to nie jest kraj łatwy do życia (śmiech), mimo tego, że w służbowym mieszkaniu mam nawet wytłumiony pokój do ćwiczeń, a orkiestra zapewnia wszelką pomoc w załatwianiu spraw podatkowych czy urzędowych. Poza pracą, a byliśmy bardzo zajęci, miałam też trochę czasu na zwiedzanie: byłam na przykład na wyspie Ishigaki w prefekturze Okinawa, również w Nagasaki i Hiroshimie oraz w innych, większych miastach. Co będzie dalej zobaczymy; będę więc próbować zdawać do innych orkiestr, bo pracy trzeba szukać, ale jestem pewna, że chcę i będę dalej grać.

Wojciech Chamryk

Zdjęcia: archiwum Moniki Cekały, Marek Maliszewski

 

240729013428.gif
Foto: Monika Cekała
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:

 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę