Folkowa wycieczka do Wenezueli
Pochodząca z Wenezueli śpiewaczka Beatriz Blanco zaprezentowała publiczności festiwalu Drozdowo-Łomża tradycyjną muzykę ludową ze swego kraju i autorskie kompozycje. – Jestem zadowolona, było bardzo sympatycznie i bardzo miło – mówi Beatriz Blanco. – Ludzie śpiewali ze mną, przyjęli to zaproszenie do wspólnego śpiewania – to też jest fajne! Wcześniej w Hali Kultury rozbrzmiewał instrumentalny jazz w różnych odsłonach, dzięki gitarowemu duetowi łomżyńskich wirtuozów Rafała Pawła Adamczaka i Dariusza Boguskiego.
Międzynarodowy Festiwal Muzyczne Dni Drozdowo-Łomża to nie tylko szeroko pojmowana klasyka w instrumentalnym i wokalnym wydaniu – każdą edycję festiwalu wzbogacją koncerty muzyki lżejszej czy z zupełnie innych rejonów stylistycznych. W tym roku, poza recitalem musicalowych i filmowych przebojów Rafała Songana, na festiwalu zagościły też folk i jazz. Początkowo były plany, że Rafał Paweł Adamczak i Dariusz Boguski stworzą z Beatriz Blanco trio i wystąpią wspólnie, jednak z powodu zbyt dużych rozbieżności muzycznych nie udało się tego pomysłu zrealizować.
– Zwróciliśmy się do dyrektora festiwalu, że chcielibyśmy na nim wystąpić – mówi Rafał Paweł Adamczak. – Początkowo był pomysł, żeby wystąpić wspólnie z Beatriz Blanco, ale nic z tego nie wyszło. – Rozmawialiśmy z tą panią, ale nie da się tego połączyć, to zupełnie inna muzyka – dodaje Dariusz Boguski. – Gramy co prawda również na gitarach akustycznych, ale tak zwany gypsy jazz, nie tradycjną muzykę latynoamerykańską.
Obaj wirtuozi, znani tutejszej publiczności choćby z występów, chociaż nie wspólnych, na Novum Jazz Festival, zaprezentowali stylowo zaaranżowane i świetnie zagrane instrumentalne wersje tak zróżnicowanych standardów jak: „Have You Met Miss Jones?” kompozytorskiego duetu Rodgers/ Hart, bossa novę „Triste” Antônio Carlosa Jobima i „Cantaloupe Island”, jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów słynnego pianisty Herbiego Hancocka. Na finał równie porywająco zagrali akustycznie „Bossa Dorado” autorstwa Dorado Schmitta.
– To nasza ostatnia fascynacja, która wyszła od kolegi Rafała – mówi Dariusz Boguski. – Stąd właśnie ten utwór, grany na gitarach firmy Zelmer – charakterystyczna budowa, brzmienie, takie metaliczne. Zapoczątkował tę muzykę Django Reinhardt, w latach 30.-40. zeszłego wieku i obecnie jest ona znowu popularna w Europie. Pod koniec kariery Reinhardt grał tylko dwoma palcami – wiemy o tym pożarze, ale ja chciałbym grać czterema palcami tak, jak on grał dwoma. – Stworzył własny styl gry, gdzie estetyka jest fenomenalna, do tego dwoma palcami gra się zdecydowanie szybciej, co bardzo nas inspiruje – dodaje Rafał Paweł Adamczak.
Gwiazda wieczoru, śpiewająca i akompaniująca sobie na cuatro, zaprezentowała program ukazujący najkrótszą historię muzyki wenezuelskiej, ale w tym najbardziej tradycyjnym wydaniu. Od zaśpiewów indiańskiego plemienia Warao, przez XVI-wieczną pieśń „Guardame Las Vacas” aż do łączącej różne wpływy „Polo margariteño”. Nie zabrakło też wenezuelskiego hymnu „Gloria al Bravo Pueblo”, wywiedzionego ponoć z tradycyjnej kołysanki, bowiem koncert nieprzypadkowo odbywał się 5 lipca, w dniu narodowego święta Wenezueli oraz pieśni o jej największym bohaterze Simónie Bolívarze. Beatriz Blanco zaśpiewała również utwory wenezuelskich kompozytorów, którzy mieli na nią największy wpływ: „Tonada del Cabrestero” Simóna Díaza, „Ni na Ni na” Otilio Galíndeza i „El curruchá” Juana Bautisty Plazy. Pieśni przeplatała, ilustrowanymi zdjęciami, opowieściami o swym życiu – nie tylko w Caracas, bo od 1982 roku mieszka w Polsce, gdzie ukończyła studia muzyczne i występowała na scenach operowych. Przypomniała też postać chilijskiej pieśniarki Violety Parry, nieprzypadkowo wybierając jej piosenkę „Décima 74”, echa Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Warszawie w roku 1955, w którym artystka uczestniczyła. Nie zabrakło też autorskich, chociaż nie robiących już takiego wrażenia jak tradycyjne ludowe pieśni, kompozycji Beatriz Blanco: „Wenezueli”, „Tan Lejos”, wykonanej w operowej manierze „La reina de la Noche”, „E callejon „Zeta” czy „Las triple „A”” z wokalnym udziałem publiczności.
– Bardzo mnie to ucieszyło – nie kryje Beatriz Blanco. – Tym bardziej, że jest przecież ta bariera językowa, więc słuchacze w większości nie rozumieją tekstu: mogą docenić muzykę, może podobać się im melodia czy rytm – tym bardziej się cieszę, że miałam takie ciepłe przyjęcie również z własnymi piosenkami.
Już w sobotę 9 lipca Beatriz Blanco zaprezentuje się łomżyńskiej publiczności w zupełnie innej odsłonie: jako mezzosopranistka weźmie udział w koncercie „Bel canto – amore mio” w auli Akademii Nauk Stosowanych, przygotowanym na 100 rocznicę urodzin wybitnego śpiewaka Andrzeja Hiolskiego, gdzie wykona repertuar ze swej popisowej roli, „Carmen” Bizeta.
– Wystąpię w zupełnie innej roli – zapowiada Beatriz Blanco. – Nie będzie to jednak do końca klasyczne, bo ja mam bardzo specyficzny stosunek do „Carmen”. Carmen jest Cyganką, do tego jest outsiderem, więc nie musi to być belcanto. Śpiewałam to w różnych teatrach operowych w Polsce i zawsze starałam się to uwypuklić – zależało to oczywiście od reżysera, ale ten pomysł i moje propozycje wokalne zawsze były miło przyjmowane.
Wojciech Chamryk