Poetyckie słowo Romualda Sinoffa
– Kiedy w starożytnej Grecji posłaniec niósł gałązkę oliwną i wołał ekecheiria – pokój boży, wszyscy odkładali broń i zajmowali się przygotowaniami do do olimpiady – mówi Romuald Sinoff. – Teraz igrzyska też są, ale wojny również, nikt nie myśli o przerywaniu na ten czas walki – chyba niczego się przez te tysiące lat nie nauczyliśmy... Również takie tematy były poruszane podczas spotkania autorskiego Romualda Sinoffa w Miejskiej Bibliotece Publicznej, bowiem poeta jest humanistą o rozległych zainteresowaniach, a ze sportem miał do czynienia jako ceniony nauczyciel wychowania fizycznego. Nie zabrakło też starszych i najnowszych wierszy, a już niebawem Romuald Sinoff wystąpi w tym samym budynku w zupełnie innej roli.
Miejska Biblioteka Publiczna, dzięki współpracy z Halą Kultury, ma możliwość organizowania spotkań autorskich cieszących się dużym zainteresowaniem czytelników, nie zapomina jednak o poezji. Kameralne spotkania poetyckie są organizowane w czytelni MBP przy ulicy Długiej 13.
W ubiegłym tygodniu gościła w niej Janina Osewska z Augustowa, zaś w minioną środę Romuald Sinoff. To emerytowany pedagog, poeta i pisarz o sporym dorobku, obejmującym sześć tomików wydanych w latach 2006-2018 oraz dwa tomy wspomnień „Moje miasto a w nim... ulica Mazowiecka” oraz „Moje miasto – Zambrów. Wspomnienia i refleksje. Uzupełnienie”.
– Wracamy dzisiaj do tomiku „Słowo” oraz do moich dawnych wierszy – mówi Romuald Sinoff, piszący już od lat 60. ubiegłego wieku, chociaż wtedy nie zamierzał swej twórczości publikować.
Było więc z czego wybierać kolejne utwory, czytane przez bohatera wieczoru i prowadzącego Krystiana Kosakowskiego, bowiem spotkanie miało charakter retrospektywny; miało też pokazać bogactwo i uniwersalny wymiar twórczości Romualda Sinoffa. Stąd nawiązania do czasów II wojny światowej i wątki pacyfistyczne oraz antywojenne, pełne refleksji wspomnienia dzięciecych i młodzieńczych lat spędzonych w Zambrowie oraz fascynacji sportem i uniwersalnych idei olimpijskich. Nie zabrakło również utworów nowszych i mniej znanych, jak choćby „Refleksja z salonu”, wiersz napisany na zamówienie, traktujący o spotkaniach w Salonie pod Gontem w nowogrodzkim skansenie. Do tego autor deklaruje, że mimo ósmego krzyżyka na karku i pewnych trudności wciąż jest aktywny.
– Mam już gotowy kolejny tomik, 21 covidowych wierszy – mówi Romuald Sinoff. – Oprócz tego mam jeden czy dwa nowe wiersze, takie wspomnieniowe, tak więc postaram się stworzyć przynajmniej jeszcze jeden tomik, ale nie wiem czy je wydam. Zresztą już w tomiku „Słowo” jest wiersz zatytułowany „Ostatni”, traktujący o tym, że coraz trudniej chwytać mi te słowa, układać je w całość.
Poeta wspominał też o innych rozterkach piszącego, skromnie określając się przy tym mianem „mniejszego poety”, w odróżnieniu od „poetów prawdziwych”. Jednak w przypadku kogoś, kto ostatnio stworzył choćby poruszający „Apel o opamiętanie”, zaś wcześniej liryczny „Spacerkiem po Łomży” czy odwołujące się do tragicznych losów jego rodziny podczas wojny „Treny”, śmiało można mówić o prawdziwej, a czasem nawet wielkiej poezji. Tego samego zdania byli również uczestnicy spotkania, ciekawi również tego, których autorów prozy czy poetów Romuald Sinoff ceni najbardziej, jakie jest jego zdanie na temat literatury współczesnej oraz czy podróże inspirują go do pisania. Poeta wyjaśniał, że pisanie to potrzeba chwili; opowiadał też, że poza poezją i prozą zawsze interesowały go również książki podróżnicze i biograficzne. Stąd bierze się zapewne jego najnowszy projekt, dotyczący historii w rodzinnym wymiarze.
– W Łomżyńskim Towarzystwie Naukowym im. Wagów będę mieć niebawem kolejne spotkanie – zapowiada Romuald Sinoff. – Nie będą to jednak wiersze, ale prelekcja poświęcona wybitnym aktorom krakowskim. Należał do tej grupy również mój wujek i moja ciocia: brat stryjeczny mojego taty Jan Niwiński jego siostra cioteczna Zofia Niwińska-Krzemińska. Anna Dymna wspomina, że wiele osób, choćby zmarły niedawno Jerzy Trela, nie zostaliby aktorami, gdyby nie on. Był to człowiek będący pasjonatem literatury, uczył młodzież interpretacji wierszy, prowadził Koci Teatr w Nowej Hucie i pani Dymna również tam chodziła. Zebrałem sporo materiałów, nawet ciekawe zdjęcia i udało mi się coś takiego przygotować.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk