Planują zwolnienia nauczycieli w przedszkolach…?
Na obrady komisji oświaty Rady Miasta przyszło około 20 nauczycielek przedszkoli publicznych z Łomży. Obawiają się, że wiceprezydent Andrzej Stypułkowski i naczelnik wydziału oświaty Paweł Piwowarski zamierzają łączyć klasy w szkołach i grupy w przedszkolach, zmniejszać godziny etatu o jedną piątą, a to obniży i tak marne wynagrodzenia oraz doprowadzi do zwolnień w placówkach.
Przez półtorej godziny gorącej dyskusji między nauczycielkami a wiceprezydentem i naczelnikiem nie udało się nam dowiedzieć tego, o co precyzyjnie pytała Jolanta Chojnowska, przewodnicząca oświatowej Solidarności. Czy to plotki, że trwają przygotowania do łączenia klas i grup? W małej klasie i grupie łatwiej jest prowadzić lekcje i zajęcia oraz uzyskać lepsze efekty nauczania. - Trwają prace, związane z uzgadnianiem arkuszy organizacyjnych - stwierdził wiceprezydent Stypułkowski. Wyjawił, że nie widział badań ani statystyk, że liczebność klas przekłada się na wyniki nauczania. Starał się przekonać pedagogów po studiach i z wieloletnim doświadczeniem codziennej pracy z dziećmi, że liczba uczniów nie wpływa na osiągane przez nich wyniki. - Liczba uczniów w klasie i grupie przedszkolnej ma znaczenie dla procesu wychowania i efektywności kształcenia - mówi dla 4lomza.pl profesor Jacek Pyżalski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dodatkowo komentuje, że liczebność grup nie jest jedynym czynnikiem, mającym wpływ na poziom nauczania. W Internecie działa specjalistyczna wyszukiwarka scholar, do której mogą zajrzeć nawet urzędnicy.
"Nikt nie ma gwarancji pracy"
- Czy nie dojdzie do zwolnień nauczycieli? - pytała Pani Chojnowska. - To pytanie do dyrektorów - odpowiedział wiceprezydent Łomży, odpowiedzialny za oświatę. Czy przeprowadzono symulację kosztów, ile Miasto zyska na takich posunięciach? Wiceprezydent lawirował, że to nie ma związku z oszczędnościami. Poparła Pana Andrzeja skarbniczka miasta Elżbieta Parzych, mówiąc: - Nikt nie chce na oświacie oszczędzać. Takie deklaracje wywołały natychmiastowy śmiech zgromadzonych w sali konferencyjnej na 2. piętrze ratusza nauczycieli i dyrektorów placówek. Skarbnik tłumaczyła, że “musimy patrzeć na finanse”, ponieważ dochody bieżące Łomży w 2022 r. mogą być niższe o 36 milionów złotych, a subwencje z ministerstwa edukacji na ucznia są niższe niż wydatki na oświatę, ponoszone przez samorząd. Radny Andrzej Grzymała skonstatował, że “tak krawiec kraje, jak mu materiału staje”.
- Niepodnoszenie podatków powoduje, że nie mamy pieniędzy dla was - wyjaśnił związek między wpływami do budżetu a możliwościami finansowania szkół i przedszkoli z Łomży. Półtoragodzinna wymiana opinii pedagogów i urzędników ratusza co i rusz miała lingwistyczno-ekonomiczną bohaterkę: optymalizację. Wiceprezydent Stypułkowski powtarzał: - Samorząd musi optymalizować koszty w stosunku do zadań.
Nauczyciele i dyrektorzy mówili o bezpieczeństwie dzieci, gdy zabraknie nauczycieli do opieki; o specyfice pracy z 3- i 4-latkami, która jest zupełnie inna niż na lekcji w szkole; o perturbacjach z różnym, jak w życiu, czasem przyprowadzania dzieci i zabierania ich po zajęciach przez rodziców czy dziadków; o studiach magisterskich i pensjach na poziomie najniższej krajowej. - Odczułem, że jestem z panem prezydentem tyranem oświaty, który czyha na państwa wynagrodzenia - podzielił sie odczuciami naczelnik Piwowarski.
Zapytaliśmy po komisji obu urzędników, ilu w Łomży jest nauczycieli przedszkoli. Obaj odpowiedzialni za oświatę nie umieli odpowiedzieć na pytanie o liczbę ludzi zatrudnianych: ani wiceprezydent Stypułkowski, ani naczelnik Piwowarski. Cieszyli się, mówiąc, że mają odpowiednie służby do podawania danych. Naczelnik Piwowarski swoiście pocieszył nauczycieli, że nikt nie ma gwarancji pracy do emerytury.
Mirosław R. Derewońko
tel. red. 696 145 146