Przejdź do treści Przejdź do menu
wtorek, 24 grudnia 2024 napisz DONOS@

Muzyczna i malarska podróż Jana Kantego Pawluśkiewicza

Główne zdjęcie
Jan Kanty Pawluśkiewicz

Do nie lada wydarzenia doszło w sobotni wieczór w Muzeum Północno-Mazowieckim. Otwarcie, unikalnej w skali światowej, wystawy malarstwa w technice żel-art Jana Kantego Pawluśkiewicza stało się bowiem tylko wstępem do trwającego blisko 2,5 godziny spotkania z tym wyjątkowym artystą. Na jego program złożyły się nie tylko rozmowy, ale też pokaz filmu z wernisażu cyklu „Ściany”, wyświetlonego na fasadzie Teatru Starego w Krakowie oraz część muzyczna, obejmująca nie tylko przeboje Anawy i Marka Grechuty, ale też jazzowe inprowizacje i happening na bazie kompozycji Johna Cage'a. – Miałem wystawę w olsztyńskim BWA, w białostockiej Galerii im. Śleńdzińskich, w Suwałkach i bardzo się cieszymy, że dotarliśmy również do Łomży! – mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz, zadowolony z odbioru jego sztuki przez liczną publiczność.

Jan Kanty Pawluśkiewicz to jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów, twórca największych przebojów Marka Grechuty i Anawy, muzyki teatralnej, filmowej czy dzieł oratoryjno-kantatowych. „Niepewność”, „Będziesz moją panią”, „Nie dokazuj”, „Korowód”, „Dni, których nie znamy” i „Ocalić od zapomnienia” to tylko niektóre z ponadczasowych piosenek jego autorstwa, a ma przecież na koncie również muzykę do licznych filmów, by wymienić tylko „Wodzireja”, „Układ krążenia” oraz „Pułkownika Kwiatkowskiego”, stworzony z Markiem Grechutą musical „Szalona lokomotywa”, oratorium „Nieszpory Ludźmierskie” oraz symfoniczny poemat „Harfy Papuszy”. Wśród jego artystycznych zainteresowań już od czasów studenckich jest również malarstwo – jest twórcą pionierskiej techniki żel-art, w której wykorzystuje hinduskie żele rysunkowe. To bardzo pracochłonna, bo na jeden centymetr kwadratowy obrazu składają się setki żelowych kropek, ale zarazem dająca ogromne możliwości technika, dzięki której artysta kreuje swój własny, unikalny świat, pełen barw oraz magicznych postaci w baśniowym sztafażu, bardzo dynamiczny i dający złudzenie trójwymiarowości.

– Nikt inny tego nie robi – podkreśla Jan Kanty Pawluśkiewicz. – Mam wrażenie, że moja działalność kompozytorska dobiegła końca, że począwszy od piosenek, przez muzykę filmową i potem te duże formy symfoniczne, nie mam już czego szukać, a upewnił mnie w tym ten czas pandemii. Natomiast mam wrażenie, że w żel-arcie mam coś do powiedzenia. O tyle jest mi wygodnie, że nie mam konkurencji, bo sam zajmuję się żelem, więc idę ścieżkami kompletnie nieprzetartymi. 

Pierwszą wystawę indywidualną Jan Kanty Pawluśkiewicz miał w roku 1999 w Piwnicy pod Baranami, a od tego czasu było ich już ponad 70, również za granicą, w tym w Brukseli, w budynku Parlamentu Europejskiego. Na łomżyńską  ekspozycję „Voyage” złożyły się żelowe obrazy i jedna grafika, pochodzące z cykli „Sensy-Byty-Mary”, „Eteryczny realizm” oraz „Pheniben”. 

– Wybór tematu to złożona sprawa, bo te obrazy powstawały w cyklach – mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz. – Na początku było to pokłosie moich architektonicznych studiów, a to wszystko co mam jest ujęte w jedenaście czy trzynaście cykli. Tutaj pokazujemy fragmenty trzech, ale wzbogacone choćby o coś z „Wędrówek po Morzu Czerwonym”. Ten teren bardzo dobrze mi się kojarzy. W Suwałkach mieliśmy znakomitego gościa, pana profesora Andrzeja Strumiłło, który komentował wystawę i ku mojemu zaskoczeniu był zaintrygowany. Troszkę wcześniej byliśmy w Olsztynie, w BWA, gdzie wszystko było wspaniale zorganizowane, a film wspaniale pokazany. Natomiast w Białymstoku – fenomen! Kiedy studiowałem architekturę i troszkę historii, to katedrę rysunku prowadziła pani profesor Krystyna Wróblewska, matka jednego z naszych najsłynniejszych malarzy Andrzeja Wróblewskiego. I proszę sobie wyobrazić, że kiedy przyjechaliśmy do Białegostoku okazało się, że mam mieć wystawę w galerii imienia również Ludomira Śleńdzińskiego, który był na Litwie profesorem Krystyny Wróblewskiej, tak więc wszystko pięknie się tu połączyło.

Wizytę w Łomży artysta również będzie zaliczać do udanych – nie tylko z racji udziału w wernisażu licznej oraz zorientowanej w jego twórczości publiczności, ale również z powodu bardzo przyjaznej atmosfery w muzeum i podejścia jego pracowników do samej wystawy.

– Spisali się znakomicie i bardzo profesjonalnie, przemalowując w błyskawicznym tempie szarą ścianę na biało, żeby można było wyświetlić film w jak najlepszej jakości – podkreśla Jan Kanty Pawluśkiewicz. – Coś takiego jak filmowy wernisaż na ścianie zdarza się bardzo rzadko, dlatego zależało nam na jak najlepszej jakości tego pokazu.

„Ściany” w filmowej odsłonie zachwyciły publiczność, podobnie jak cztery tysiące ludzi oglądających 17 kwietnia 2012 roku ten nietypowy wernisaż na żywo. Był to pokaz siedmiu obrazów w technologii 3D, opatrzonych muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza, wyborem z jego wcześniejszych wielkich form. Muzyki nie brakowało również w dalszej części spotkania, prowadzonego przez Jerzego Zegarlińskiego z agencji impresaryjno-artystycznej „Zegart” i z udziałem Katarzyny Cybertowicz z Galerii Autorskiej Żel-Art Jana Kantego Pawluśkiewicza, jednocześnie kurator wystawy. Bohater wieczoru nie tylko opowiadał o swej twórczości i odpowiadał na pytania, ale często zasiadał też za fortepianem. Na początku zaskoczył happeningową transkrypcją utworu awangardzisty Johna Cage'a i była to zarazem prapremiera tego utworu. Dalej było już bardziej tradycyjnie, dzięki swobodnym wersjom jazzowych standardów 

Johna Lewisa i Modern Jazz Quartet czy Dave'a Brubecka oraz autorskiej twórczości kompozytora w postaci „Niepewności” Anawy. Na życzenie słuchaczy Jan Kanty Pawluśkiewicz zilustrował też improwizowaną muzyką wybrane prace: krakowską „Ścianę trzech słońc” oraz „Ribentropa”, potwierdzając, że chociaż, jak sam twierdzi, daleko mu do takich wirtuozów jak Witold Małcużyński czy Artur Rubinstein, to jednak jest mistrzem klawiatury. Program spotkania dopełniły dwa eseje o sztuce Bronisława Maja – napisane na prośbę artysty, przedstawiające sztuki plastyczne z dwóch perspektyw: na tak w „Kilku uwagach o sztuce” oraz na nie w „Kilku uwagach o tak zwanej sztuce”. Nic dziwnego, że uczestnicy tego nietypowego wernisażu opuszczali muzeum zachwyceni, domagając się zorganizowania finisażu wystawy, zaś sam Jan Kanty Pawluśkiewicz deklarował, że chętnie wróciłby jeszcze do Łomży, na przykład z pokazem swej twórczości na fasadzie któregoś z budynków. 

Wojciech Chamryk

 

Foto: Jan Kanty Pawluśkiewicz
Foto: Paulina Waszelewska, dyrektor Muzeum i  Jan Kanty Pawluśkiewicz
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:
Foto:

 
Zobacz także
 

W celu świadczenia przez nas usług oraz ulepszania i analizy ich, posiłkujemy się usługami i narzędziami innych podmiotów. Realizują one określone przez nas cele, przy czym, w pewnych przypadkach, mogą także przy pomocy danych uzyskanych w naszych Serwisach realizować swoje własne cele i cele ich podmiotów współpracujących.

W szczególności współpracujemy z partnerami w zakresie:
  1. Analityki ruchu na naszych serwisach
  2. Analityki w celach reklamowych i dopasowania treści
  3. Personalizowania reklam
  4. Korzystania z wtyczek społecznościowych

Zgoda oznacza, że n/w podmioty mogą używać Twoich danych osobowych, w postaci udostępnionej przez Ciebie historii przeglądania stron i aplikacji internetowych w celach marketingowych dla dostosowania reklam oraz umieszczenia znaczników internetowych (cookies).

W ustawieniach swojej przeglądarki możesz ograniczyć lub wyłączyć obsługę plików Cookies.

Lista Zaufanych Partnerów

Wyrażam zgodę