Życiowa misja Sybiraka w Łomży
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia Adam Frąckiewicz zapamięta na długo: po kilkunastu latach starań i zabiegania o przychylność coraz to nowych urzędników w ratuszu udało mu się uwieńczyć sukcesem życiowe, być może, wiekopomne dzieło... Ten pracowity, mimo prawie 80-tki na barkach, mężczyzna nie szukał sam sławy ani rozgłosu... Jednak piszemy o nim, ponieważ wszyscy widzimy go zawsze ze sztandarem Związku Sybiraków na uroczystościach oficjalnych, jak dźwiga symbol tragicznych, wojennych losów Polaków, wywiezionych na nieludzką ziemię. Nic o nim nie wiemy.
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia tata i dziadek Adam Frąckiewicz spędzał z kochającymi dziećmi i wnukami. Wszyscy szczęśliwie urodzili się w Polsce po drugiej wojnie światowej, jaką Hitler rozpętał w 1939 r. w Europie. On jest w rodzinie wyjątkiem, ponieważ urodził się w Wigilię 24. grudnia 1941 r. w Martuku, w Kazachstanie, na Syberii.
Jest dziwnym paradoksem dziejów, że musiało minąć aż 80 lat, żeby upamiętnić wywózki wagonami bydlęcymi Polaków z Łomży i Ziemi Łomżyńskiej na Sybir... Przecież te setki, o ile nie kilka tysięcy ludzi zaistniało w przestrzeni życia społecznego, kształcąc się na studiach, kierując instytucjami, szkołami, firmami etc., wyróżniając się na tle środowisk aktywnością. Tymczasem trzeba było 30 lat po wyborach 4. czerwca roku 1989 – kontraktowych, choć zaczynających ponownie erę demokracji w Polsce typu zachodniego – żeby pojawiła się skromna tablica w miejscu wywózek na Sybir obok torów kolejowych w Łomży – na nowej hali targowej. Tablica przypomina o wydarzeniach dramatycznych i tragicznych z 1940 oraz 1941 r., gdy NKWD-ziści wypędzali ludzi z domów, dając czas na zabranie chleba, pościeli, ubrań.
Hymn Sybiraków odegrany z komórki
Dziwne, że w Łomży trzeba było 30 lat demokracji i starań Pana Adama Frąckiewicza z Sybirakami o jedną symboliczną tablicę... To współczesny nam przykład, jak poczucie misji jednego człowieka i kilkanaście lat niestrudzonego zapału może pozytywnie promieniować dookoła na przychylne mu środowiska i prowadzić do „osobistego” sukcesu społeczności... Wcześniej Pan Adam zainicjował ufundowanie tablicy przez darczyńców w kościele w Bronowie i stawianie pomnika na tamtejszym cmentarzu.
Dlaczego tym się zajął...? Przede wszystkim, kierowała nim chęć, ażeby jego matka i ofiary wywózki w czerwcu 1941 na Syberię miały symboliczne miejsce blisko potomnych – jak mi tłumaczy córka Sybiraka. Osobiste doświadczenie sybirackiego piętna wpisane w ojczystą ziemię... Wzruszające są sceny, gdy nad grobem kolejnego Sybiraka odtwarza Hymn Sybiraków z komórki. Jeśli cieszą Państwa drzewa w Łomżyńskiej Dolinie Pamięci, to dziś wiecie, kto latem je podlewa...
Ciężarna matka znad Narwi rodzi na Syberii
Adam Frąckiewicz urodził się 24. grudnia 1941 r. na Syberii. Do Polski wrócił z zesłania z bratem Stanisławem, starszym o 4 lata, w maju 1946 r. do Domu Dziecka w Gostyninie. Mama Wiktoria z domu Zarzecka nie doczekała szczęśliwego powrotu. Adam wspominał, że był z mamą i bratem w obozie, gdzie nie było co jeść. Kiedyś Wiktoria poszła na pole nazbierać kłosów i ziaren z rżyska po żniwach, żeby mieć jedzenie dla dzieci, a została zastrzelona, bo sięgnęła po państwową własność...
Rosjanie nie zabrali ojca Adama w wywózce z czerwca 1941, ponieważ nie nocował w rodzinnym domu w Bronowie, wiedząc o przygotowywanej akcji deportacji. Po śmierci zastrzelonej matki jej obaj synowie wychowywali się w sierocińcu w Martuku, do którego trafiła w 1945 r. trójka dzieci Adeli Ostrowskiej z Niewodowa. Adaś Frąckiewicz właśnie Panią Adelę utożsamił ze swoją mamą, ona okazała mu serce i jej zawdzięcza powrót z Kazachstanu. Stało się tak, gdyż jej dzieci mówiły, że w sierocińcu są chłopcy z Bronowa, których odwiedzała matka... Dzieci wstawiły się za dziećmi.
Jeden syn nie rozpoznał ojca, drugi ojca nie znał
Kiedy Pani Adela z ojcem Stasia i Adasia Stanisławem pojechała do Domu Dziecka w Gostyninie, Staś przypatrywał się ojcu, niewidzianemu 5 lat, a Adaś podbiegł do opiekunki z okrzykiem „moja mamka”. Pani Adela wspominała 13 lat temu na spotkaniu Sybiraka i rodziny, że szła z Adasiem na rękach, płakała, myślała: „Mój Boże Kochany, ten dzieciak matki nie ma, ojce nie zna...” W Łomży czekali furmankami: ojciec Pani Adeli na nią z trójką dzieci, a na Stasia i Adasia ciocia z wujkiem... Mimo okazywanej mu przez krewnych opieki i troski, odcisnęło się na nim to dziecięce sieroctwo z Syberii. Bliscy z jego otoczenia dostrzegli i odczuwali tęsknotę dziecka za matką, wspominającego ból życia bez niej. Czy pustkę serca bez matczynego ciepła mogła zastąpić życzliwość krewnych...?
Mirosław R. Derewońko
Czarna tablica pamięci Zesłanych na nieludzką ziemię
Martyna i Jan z Polakami, co przeżyli wywózki na Sybir 1940 i 1941