Prawykonanie z wirtuozem akordeonu
Prawykonanie Koncertu na akordeon i orkiestrę smyczkową wybitnego kompozytora Pawła Łukaszewskiego było głównym punktem programu czwartkowego koncertu Filharmonii Kameralnej. Solistą był znakomity akordeonista Klaudiusz Baran, a orkiestrę poprowadził dyrygent z Węgier Huba Hollókői, dla którego ten koncert był nagrodą specjalną za zwycięstwo podczas II Międzynarodowego Konkursu Dyrygenckiego Muzyki Współczesnej Giancarlo Facchinetti w Włoszech. – Koncert w Łomży to moja dodatkowa nagroda za to zwycięstwo i bardzo się z niej cieszę! – mówi Huba Hollókői, dodając, że we wrześniu miał poprowadzić koncert w Rumunii, a w przyszłym tygodniu w Pradze, ale oba zostały odwołane z powodu pandemii.
Światowe prawykonania nie są w Łomży niczym nadzwyczajnym, ale początek nowego sezonu Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego obfituje wręcz w takie wydarzenia: raptem dwa tygodnie temu orkiestra wraz z wiolonczelistą Tomaszem Strahlem wykonała, napisane specjalnie dla niej, Kaskady Alicji Gronau, teraz przyszła pora na koncert Pawła Łukaszewskiego.
Koncert na akordeon i orkiestrę smyczkową to nowa wersja utworu z roku 1996, gdzie pierwotnie instrumentem solowym były organy. – Mam wrażenie, że ta wersja akordeonowa może wejść do literatury, bo znacznie łatwiej jest zorganizować orkiestrę i akordeon niż orkiestrę i organy – mówi Klaudiusz Baran. – Ta nowa wersja jakby ten utwór trochę odświeżyła, inaczej to brzmi niż z organami. Do tego jest to bardzo zgrabna forma, zróżnicowana, a utwór jest zwarty, wręcz telegraficzny – potrzebujemy takich utworów, które mogą być wyzwaniem dla młodzieży podczas konkursów, bo myślę, że jest w zasięgu tych najzdolniejszych, młodych akordeonistów.
Trzyczęściowa, trwająca 11 minut kompozycja zachwyciła słuchaczy w Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich – szczególnie subtelnym, kantylenowym adagio giocoso, była też popisem wiruozerii Klaudiusza Barana w części pierwszej i trzeciej. Wybitny muzyk popisał się też grając na bandoneonie trzy utwory wybrane z Five Tango Sensations Astora Piazzolli, z których szczególnie pięknie zabrzmiał Niepokój, dopełniony solowymi wejściami koncertmistrza Cezarego Gójskiego i wiolonczelistki Igi Marty Ludkiewicz. Do tego, zgodnie z tytułem koncertu, wykonawcy zaprezentowali słuchaczom różne spojrzenia na formę divertimenta: od klasycznego Divertimento Es-dur Hob. II:6 Józefa Haydna po współczesne, które zabrzmiały w Łomży dzięki maestro Hollókői: Divertimento nr 1 op. 20 jego rodaka Leo Weinera oraz Divertimento na orkiestrę smyczkową fińskiego kompozytora Einojuhani Rautavaary.
– Naszym solistą był znakomity Klaudiusz Baran, który znany jest łomżyńskiej publiczności, ponieważ kilkakrotnie już przed nią występował, zagrał też na naszej płycie „Accordiofonica”, nominowanej do nagrody Fryderyka – mówi Jan Miłosz Zarzycki, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Kameralnej. – Węgierski dyrygent Huba Hollókői znalazł się w Łomży dzięki zwycięstwu w konkursie dyrygenckim we Włoszech, poświęconemu muzyce współczesnej i ten koncert jest dla niego dodatkową nagrodą, ufundowaną przez Filharmonię Kameralną.
Nowa wersja koncertu Pawła Łukaszewskiego powstała nie bez przyczyny, trafi bowiem na kolejną płytę Filharmonii Kameralnej i będzie rejestrowana w piątek, bezpośrednio po koncercie.
– Sesja nagraniowa odbędzie się w tej sali, już są zdjęte wszystkie kotary, żeby poprawić akustykę – mówi Jan Miłosz Zarzycki. – Od rana będziemy nagrywać z Andrzejem Brzoską ten koncert Pawła Łukaszewskiego na naszą kolejną płytę – myślę, że jej tytuł będzie brzmiał „Harmonia Polonica Nova”. Jest to trzeci punkt programu tego albumu, bo koncerty Herdzina i Przybylskiego mamy już nagrane – dostałem dzisiaj próbkę tego nagrania i przepięknie to brzmi.
– Nasza poprzednia płyta była nominowana do Fryderyka, więc apetyty rosną – dodaje Klaudiusz Baran. – Myślę, że pójdzie to sprawnie, bo warstwa rytmiczna utworu nie jest aż tak skomplikowana, chociaż jest tam polimetryczność – tym bardziej, że jesteśmy na świeżo po koncercie, a wtedy zawsze bardzo dobrze się nagrywa, bo wszystko już się troszkę osadziło w palcach i wtedy pracuje się łatwiej.
Wojciech Chamryk
Fot. Wiesław Wisniewski