"Nasza Pani" Pieńkowska poświęciła życie dzieciom
- Dzieci po wojnie nienawidziły siebie nawzajem: każde mówiło po polsku, ale z innym akcentem - opowiada Daniela Pieńkowska, 93-letnia emerytowana nauczycielka szkolnictwa specjalnego. Trwa wspomnienie domu dziecka w Bartoszycach, gdzie trafiły dzieci autochtonów z Mazur, ze zsyłek na Syberię i Powstania Warszawskiego. Od 1967 do 1984 uczyła w szkole dla dzieci z upośledzeniami w Łomży. Powołanie zaczęło się przed wojną 1939. Przyszła studentka prof. Marii Grzegorzewskiej jako dziewczynka lubiła bawić się w szkołę i grała przedstawienia z dziećmi sąsiadów w rodzinnym Aleksandrowie Kujawskim. Niebawem została na 5 lat opiekunką małych Niemców, Petera i Ingrid.
Daniela Pieńkowska urodziła się 29. listopada 1927 r. i zdążyła przed wojną ukończyć 5 klas szkoły podstawowej w Aleksandrowie Kujawskim. Jej mistrzami stało się małżeństwo nauczycieli: Wanda i Leon Koniczyńscy. Nie krzyczeli na uczniów, życzliwi i opiekuńczy... Zawsze odwiedzała grób na aleksandrowskim cmentarzu, apelowała o zadbanie do dyrekcji podstawówki. Karierę pedagogiczną zaczęła od podstaw jako pomoc wychowawczyni w przedszkolu Sióstr Służebniczek im. Edmunda Bojanowskiego. - Trzeba było pracować, aby móc uczyć się zaocznie i kończyć 7 klas podstawówki - tłumaczy realia edukacji po 1945 r. W Warszawie na kursie Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci dla przedszkolanek w 1946 r. została - w wyniku zmian organizacyjnych - wychowawczynią domu dziecka. Wyjechała do Bartoszyc - dr Aleksander Lewin, współpracownik Janusza Korczaka, tworzył placówkę dla polskich sierot z Syberii, wkrótce Mazur i Warszawy. - Jako wychowawczyni miałam tam wychowanki starsze od siebie - uśmiecha się Pani Daniela. W Bartoszycach ukończyła 4-letnie Liceum Pedagogiczne. 2 lata pracowała w Płocku w zakładzie wychowawczym dla dzieci upośledzonych umysłowo.
Mistrzyni z IPS
W latach 1953-1954 studiuje w Instytucie Pedagogiki Specjalnej przy ul. Spiskiej w Warszawie. - Miałam bardzo bliski kontakt z dr. Marią Grzegorzewską, twórczynią szkolnictwa specjalnego w Polsce - wspomina Mistrzynię młodości: taktowną, opanowaną, w białej bluzce, czarnej sukience, włosy w kok i ze srebrną broszką w kształcie okrętu pod sercem. Studenci mówili o Doktor "Mama", lecz nie do niej, a Daniela przepisywała na maszynie rękopisy wykładów - "nie było podręczników, tylko skrypty, które pisałam na maszynie, na matrycy". W czasie okupacji podglądała sekretarki z firmy Schindlera, zajmującej się hydrauliką i elektrotechniką, bawiła kinder i nauczyła się niemieckiego. Z Instytutu zapamięta metodyka Kazimierza Kirejczyka, organizatora praktyk w zakładach wychowawczych w kraju; dr. Witolda Doroszewskiego i żonę autora Słownika Języka Polskiego dr. Janinę Doroszewską, prekursorkę pedagogiki specjalnej w Polsce. Po studiach dostaje nakaz pracy, w 1954 r. ma 27 lat, zostaje kierownikiem szkoły w Kostowcu koło Nadarzyna. - Siostrom zakonnym zabrano z domu dziecka dzieci normalne, a dano upośledzone, chyba koło stu - opowiada kierująca placówką i gronem 7 nauczycieli do 1967 r. Dzieci były zaniedbane, niektóre z padaczką, nie nadążały z programem. Ważną rolę odgrywają prace ręczne, zajęcia z gospodarstwa domowego, wycieczki. Z kierownika dostała pod koniec awans na dyrektora szkoły, ale - śmieje się Pani Daniela - "to awans nazwy, bez awansu w portfelu". Z końca lat 50. pamięta uroczyste obiady na Dzień Nauczyciela, na które pedagodzy byli zapraszani z proboszczem przez siostrę przełożoną.
W służbie dzieciom
W 1961 r. poślubiła Kazimierza, brata koleżanki z placówki w okolicach Warszawy, pochodzącego z okolic Łomży. Między innymi, dlatego w 1967 r. postanowiła przenieść się i została nauczycielką w szkole specjalnej w Łomży. Przy Nowogrodzkiej dyrektorem była Maria Giedrojć, a potem Alina Cichocka. - Dzieci do mnie garnęły się, chociaż czasem krzyknęłam - wraca do dawnych lat, kiedy z dyrektorką malowały lamperie na korytarzach. Na emeryturę przeszła w 1984, ale jeszcze później uczyła indywidualnie. - Michał ma 39 lat, Ewunia 49, a mówią do mnie "Moja pani", gdy dzwonią, gdy się spotkamy. Mam satysfakcję, że przekazałam młodszym trochę własnej wiedzy, umiejętności i doświadczeń. Satysfakcję, że czegoś wartościowego w życiu uczyłam, a pracowałam w trudnych warunkach. Dzieci po wojnie były świadkami strasznych scen, z lasu i bunkrów wnosiły do domu w Bartoszycach amunicję, pistolety i karabiny. To wybuchało, strzelało, raniło je w twarz czy kolano...
W archiwum rodziny zachowały się zdjęcia, artykuły z gazet, dokumenty. Wzruszają, jak odbudowa Warszawy na Żoliborzu, co poświadczył działacz RTPD i pisarz Igor Newerly. Cichymi świadkami pracowitego życia i służby niepełnosprawnym dzieciom są Złoty Krzyż Zasługi i Krzyż Komandorski Polonia Restituta. Jednak 93-letnia Daniela Pieńkowska dzisiaj najwyżej ceni medal Towarzystwa Przyjaciół Dzieci im. dr. Henryka Jordana. - Otrzymałam go dziesięć lat temu na 90-lecie TPD, jako sympatyczny znak, że ktoś o mnie pamięta, że pracowałam w RTPD i poświęciłam życie dzieciom.
Mirosław R. Derewońko