Nie takie brzydkie kaczątko
„Brzydkie Kaczątko“, jedna z najpiękniejszych baśni Hansa Christiana Andersena, stało się punktem wyjścia do najnowszego spektaklu Teatru Lalki i Aktora w Łomży. Jarosław Antoniuk, reżyser i autor przekładu tekstu Igora Bojovića, ukazał w tym na poły baśniowym widowisku problem braku zrozumienia dla odmienności i akceptacji, dotykający nie tylko dzieci, ale też dorosłych. – W swojej twórczości szukam ważnych tematów, nie nastawiam się na poklask – mówi Jarosław Antoniuk. – Szukam tematów, w których mogę rozmawiać z młodym widzem i myślę, że jednym z nich jest właśnie „Brzydkie Kaczątko”, bo nasz tekst ma drugie dno.
Jarosław Antoniuk już dwukrotnie w latach ubiegłych brał na warsztat „Brzydkie Kaczątko” według tekstu Igora Bojovića. Przed blisko sześciu laty z ogromnym powodzeniem zaprezentował tę historię czarnogórskiej publiczności Teatru Miejskiego w Podgoricy, zaś w roku ubiegłym przygotował kolejną wersję w Teatrze Lalek Rabcio w Rabce. Jednak cały czas miał poczucie, że można podejść do niej jeszcze inaczej, skupić się na zupełnie innych wątkach.
– To w zasadzie zupełnie nowa inscenizacja – mówi Jarosław Antoniuk. – W Rabciu ten spektakl był konstrukcyjnie bardziej zawiły, chociaż też był znakomicie odbierany przez publiczność. Ale tutaj, mając taki klejnot jak Daria Głowacka, grająca główną rolę znakomita i bardzo charakterystyczna aktorka o twarzy 12-13 letniej dziewczynki, postanowiłem zmienić całą inscenizację i pokazać to przedstawienie w Łomży, bo uważam, że warto takie teksty popularyzować. Widziałem kilka spektakli „Brzydkiego Kaczątka”, ale były one bardzo naiwne, jakby ich twórcy nie do końca zrozumieli problem tkwiący zarówno w Andersenie, jak i we współczesnym świecie.
Nowe „Brzydkie Kaczątko” dotyczy więc przede wszystkim problemów z samym sobą. Teoretycznie w dziecięcym wydaniu, bo główną bohaterką jest tu dziewczynka Marysia, ale tak naprawdę dotykających również dorosłych, bo mało kto nie doświadcza negatywnych emocji czy nie ma poczucia, że jest niedoceniany i nieakceptowany.
– Ten tekst został napisany przez Igora Bojovića, świetnego autora z Belgradu, który doskonale czuje Andersena, bo zrobił już kilka takich adaptacji – mówi Jarosław Antoniuk. – Nie obyło się też bez moich ingerencji w tekst, bo chciałem pokazać problem współczesnego młodego pokolenia – pomiędzy dziećmi nie ma teraz jakiejś solidarności czy empatii, są bardzo egoistycznie nastawione, a ten świat techniki bardzo zmienił osobowości, nie tylko dzieci, ale też osób dorosłych, w taki sposób, że nie zwracamy w ogóle uwagi na innych. Dorośli też są bardzo często ludźmi niedowartościowanymi. Bywa, że tracą kontakt z rzeczywistością, wydaje się im, że szef ich nie lubi, żona nie rozumie, a świat goni, czują się więc takimi brzydkimi kaczątkami. Ale nie jest tak do końca, bo myślę, że każdy człowiek powinien odkryć swoją gwiazdę.
Pomocny może okazać się tu najnowszy spektakl łomżyńskiego teatru, pokazujący na przykładzie Marysi, że nie zawsze trzeba widzieć wszystko w czarnych barwach. Dlatego gdy dziewczynka ucieka w świat marzeń pojawia się w nim bajkopisarz Andersen (Marek Janik), ukazujący na przykładzie bajki o brzydkim kaczątku, że nawet w złym i nieprzyjaznym świecie, gdy rodzice (Eliza Mieleszkiewicz i Tomasz Bogdan Rynkowski) oraz rodzeństwo (Beata Antoniuk i Marzanna Gawrych) wypędzają je z domu, można sobie poradzić. Wiąże się to rzecz jasna z różnymi przygodami, jednak konkluzja jest jednoznaczna: miejsce gdzie urodziło się owo brzydkie kaczątko nie ma znaczenia – ważne jest to, że urodziło się łabędziem. Historia według Andersena nie jest jedynym atutem przedstawienia, bo zaciekawia ono, szczególnie tych najmłodszych widzów, efektownymi lalkami i scenografią Evy Farkašovej oraz projekcjami wideoVladimira Slaninki; wartką akcję puentują piosenki do słów Jarosława Antoniuka oraz podkreśla urozmaicona muzyka Bogdana E. Szczepańskiego, a całość jest popisowo zagrana przez sześcioro aktorów.
– Marysia jest w jakiś sposób nieakceptowana przez swoje środowisko – wyjaśnia Jarosław Antoniuk. – Zaczyna to w niej siedzieć bardzo głęboko, a ponieważ jak każde dziecko ma swoją wrażliwość i do tego osobowość, to zaczyna to kontestować okoliczności i otaczający ją świat. Pojawia się w niej bunt, bo to dziecko traci poczucie własnej wartości i próbuje w jakiś sposób się temu przeciwstawić. Fizycznie nie ucieka z domu, ale w świat marzeń i tam odkrywa kogoś wspaniałego. Anioł Andersen pokazuje jej świat zły, ale daje też pewne wskazówki, jak warto w życiu postępować, żeby ten świat był zupełnie inny. Dlatego liczę, że dzieci oglądające ten spektakl odbiorą go tak, że dzięki silnej woli i wytrwałości można przeciwstawiać się i innym, i różnym okolicznościom, a wtedy z tego brzydkiego kaczęcia może wyrosnąć piękny łabędź.
Wojciech Chamryk