Galicyjskie pożegnanie karnawału w Łomży
– Tylko w Polsce jest tłusty czwartek! – mówi dyrygent Szymon Kawalla. W tym roku zbiegł się on z ostatnim koncertem karnawałowym Filharmonii Kameralnej, tak więc poza tradycyjnymi pączkami nie brakowało też atrakcji muzycznych najwyższych lotów. Jako solista zaprezentował się wirtuoz skrzypiec Oleg Nastiuk. Wystąpiło też trio śpiewających bandurzystek „Lvivyanky” ze Lwowa, prezentujące bardzo urozmaicony repertuar. – Taki koncert to coś niezwykłego, bo bandura jest ludowym instrumentem – mówi Oksana Kolomiyets. – Sądzę, że nieczęsto bywają tu bandurzystki, które w dodatku tak pięknie śpiewają! – dodaje Szymon Kawalla, prowadzący orkiestrę w iście amerykańskim stylu dyrygent, konferansjer i showman w jednym.
Bandura nie jest w Łomży instrumentem nieznanym. Niespełna siedem lat temu duet bandurzystów Jaryny i Tarasa Kuzmychów zachwycił publiczność podczas XIX Międzynarodowego Festiwalu Muzyczne Dni Drozdowo – Łomża, a latem 2017 roku ukraiński zespół Dnipro z bandurą w składzie zagrał podczas łomżyńskiej odsłony X Międzynarodowego Festiwalu Muzyki, Sztuki i Folkloru „Podlaska Oktawa Kultur”. Tym razem doszło jednak do nietypowego połączenia i Oksana Kolomiyets, Nataliya Stakhiv-Vynnytska i Olena Nikolenko wystąpiły z orkiestrą kameralną, grając i śpiewając nie tylko ukraińskie utwory, w tym słynny przebój „Czerwona ruta” Wołodymyra Iwasiuka, ale też choćby Barkarole z opery „Opowieści Hoffmanna” Jacquesa Offenbacha, „What A Wonderful World” z repertuaru Louisa Armstronga czy „Memory” z musicalu „Koty” Andrew Lloyda Webbera. – Już od wielu lat łączymy te dwa światy, grając i śpiewając zarówno utwory klasyczne Mozarta czy Vivaldiego, jak też ukraińskie piosenki czy ludowe pieśni – mówi Oksana Kolomiyets. – To połączenie jest bardzo oryginalne, kiedy bandura brzmi razem z orkiestrą. – Lubimy też wykonywać popularny repertuar, szczególnie musicalowy – dodaje Olena Nikolenko. – W Łomży jesteśmy po raz pierwszy, ale w tym roku grałyśmy już w Opolu, gdzie otwierano ukraiński konsulat, w Krakowie i w Aleksandrowie Kujawskim.
Bandurzystki wspierały też orkiestrę podczas owacyjnie przyjętych przez publiczność utworów wykonywanych przez Oleg Nastiuka, to jest w wirtuozowskich „Skowronku” Grigorasa Dinicu i „Czardaszu” Vittorio Montiego, z kolei skrzypek towarzyszył im w ukraińskich utworach.
– Nie spodziewałem się, że zostanę aż tak ciepło przyjęty – mówi Oleg Nastyuk. – To jest bardzo przyjemna niespodzianka, bo przecież nigdy nie wiemy na jaką publiczność się trafi – ta w Łomży jest bardzo gorąca, ma otwarte serca. Cieszę się też z tego przyjęcia, bo nigdy wcześniej nie grałem z bandurzystkami – coś takiego przydarzyło mi się pierwszy raz w życiu.
Skoro soliści pochodzili ze Lwowa, to cały program koncertu został oparty – z nielicznymi wyjątkami – o utwory twórców związanych z terenami dawnych Austro-Węgier. Nie zabrakło więc licznych utworów Johanna Straussa syna, zagranego jako drug i bis „Marsza Radetzky’ego” Johanna Straussa ojca, równie znanego „Tańca węgierskiego nr 5” Johanna Brahmsa, w którym brylowali skrzypkowie Cezary Gójski i Piotr Sawicki oraz „Bahn frei Polka” Edwarda Straussa, utworu wyjątkowego w historii rodziny maestro Kawalli.
– To utwór związany z moją rodziną – wyjaśnia Szymon Kawalla. – Mój pradziadek, piszący się jeszcze z włoska Vincenzo de Cavalla, był naczelnym inżynierem budowy kolei wiedeńsko-włoskiej. I na zakończenie budowy pierwszego odcinka z Wiednia do Piotrowic, w których po przejściu na emeryturę osiadł i został organistą, pociąg po powrocie do Wiednia został przywitany na dworcu przez orkiestrę Straussa, grającą tę „Kolejową polkę”, napisaną przez Edwarda Straussa specjalnie z tej okazji, a pradziadek był świadkiem tego wykonania.
Karnawałowy charakter koncertu podkreśliły też dwa utwory polskie: „Giovanile” Szymona Kawalli oraz „Molto perpetuo Sul A” Bogusława Klimczuka.
– Cała rama koncertu jest polska – podkreśla Szymon Kawalla. – Zaczęliśmy takim lekkim utworem „Giovanile” mojego autorstwa, który grałem już w Łomży sześć lat temu, będącym wielkim popisem orkiestry, a zakończyliśmy „Molto perpetuo Sul A” Bogusława Klimczuka, urodzonego we Lwowie. To znakomity, aż szkoda, że tak rzadko teraz grywany utwór, pierwszego powojennego kompozytora, który wyszedł poza socrealizm w muzyce, w stylu amerykańskim: muzycy wstają, skrzypkowie biegają na strunie A, zaś instrumenty dęte grają solo.
Wojciech Chamryk